14.

7 4 0
                                    

    Równo za pięć siedemnasta parkuję auto obok starego budynku, z którego powoli odpada tynk. A więc to tu, dość przygnębiające miejsce na spędzanie spotkań, które mają wnieść do życia trochę radości. Tak to rozumiem, spotykamy się, rozmawiamy, a atmosfera powoli się oczyszcza. Po magicznie spędzonej godzinie wychodzimy stąd odmienieni i jesteśmy dla siebie mili, chociaż do końca dnia. Przynajmniej tak to wyglądało na filmach, które oglądałam. Rozglądam się i nigdzie nie widzę samochodu męża. Skoro nie ma pracy, to powinien zasuwać na piechotę.

- Uspokój się Inez – szepczę do siebie, bo właśnie przypomniałam sobie, że przedwczoraj dałam temu palantowi pieniądze na paliwo. Złość w niczym tu nie pomoże, przyszliśmy tu w zupełnie odwrotnym celu. Zerkam na zegarek, za dwie. Gdzie jest ten jełop? Wyciągam telefon i wybieram jego imię z listy kontaktów. W momencie rozbrzmienia pierwszego sygnału Patryk wychodzi zza budynku.

- Po co dzwonisz? Toć mówiłem, że będę, to jestem.

- Spóźnimy się na pierwsze spotkanie! - Chwytam go za ramię i ciągnę w stronę wejścia.    

     Wchodzimy do niedużej poczekalni z przesadnie miękkim i puchatym dywanem. Jak oni utrzymują go w czystości? Przecież na dworze jest chlapa, zerkam za siebie i widzę kilka błotnistych śladów.

- Dzień dobry! Państwo po raz pierwszy? - Grubsza brunetka uśmiecha się promiennie i wstaje zza biurka.

- Niestety tak. – Mąż robi smutną minę, ale w jego oczach widzę rozbawienie. Dlaczego chociaż raz nie może zachować się jak dorosły? Czerwienię się i spuszczam wzrok.

- Ahh tak, to cudownie! - Mam wrażenie, że recepcjonistka ma odpowiedzi wykute na blachę, a Patryk popsuł jej codzienną regułkę. Ta jednak nie zraża się tym i ani nie chwilę nie opuszcza kącików ust. – Zapraszam do gabinetu numer jeden. Pan Drzazga za chwilę Państwa przyjmie. Chwytam Patryka za rękę i wbijam w nią paznokcie. Zerkam na jego twarz, zrozumiał aluzję i powstrzymuje się od śmiechu. Jeszcze tego brakowało, żeby wyśmiał nazwisko psychologa. Jeszcze na dobre nie rozpoczęliśmy, a już mam dość. Wchodzimy do małego pokoiku, po prawej stronie jest ogromne lustro, zajmuje niemalże całą ścianę. Ciekawe czy podczas terapii będziemy musieli się w nim obserwować. Nie wiem, dlaczego to jako pierwsze wpadło mi na myśl. Może to jakaś nowa, innowacyjna metoda? Pod oknem stoi biurko z przesadnie dużym fotelem, po drugiej stronie są dwa mniejsze. Cały gabinet jest w kolorze zieleni. Czytałam, że to działa uspokajająco. Chyba zlecę pomalowanie całego domu na zielono i wymienię meble.

- Siadasz? - Patryk usadowił się wygodnie w fotelu po prawej. Stawiam torebkę na podłodze i robię to samo na wolnym miejscu z lewej strony. 

– No i gdzie ten doktorek?

- Uspokój się, chociaż raz zachowuj się, jak należy, to dla mnie ważne. Chociaż myślałam, że to ważne dla nas obojga.

- Wiesz, że dla mnie to strata czasu. Robię to tylko dla ciebie.

- Cóż za kochany mąż, tyle dla mnie robi. Mogę ci przypomnieć, ile jeszcze rzeczy dla mnie zrobiłeś. 

Pięknie, terapeuta jeszcze nie dotarł, a my już się kłócimy.

- Dobra, spierdalam stąd. – Patryk wstaje i kieruje się w stronę wyjścia. W tej samej chwili drzwi z prawej strony gabinetu się otwierają. Cholera, nie zauważyłam ich wcześniej. Do pomieszczenia wchodzi miły pan koło sześćdziesiątki.

- A dokąd to panie Patryku? Jeszcze nie zaczęliśmy. – Uśmiecha się serdecznie i wskazuje dłonią pusty fotel.

- Spóźnił się pan całe dziesięć minut. Nie mam zamiaru tu zostać, skoro pan mnie nie szanuje. – Mam wrażenie, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Z drugiej strony psycholog na pewno nieraz słyszał gorsze rzeczy i mało co jest w stanie go zdziwić i rozzłościć. Mam taką nadzieję.

Bez HamulcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz