I

1.2K 25 2
                                    

- Cześć mamo. - przywitałam się robiąc bananowe pancakes w naszej przytulnej kuchni.                 
- Dzień dobry księżniczko, wybierasz się już na jogging? Dopiero 7. - Powiedziała marszcząc brwi- No dobra ale co ty tam dobrego robisz - zapytała zerkając mi przez ramię.                               - Nasze ulubione pancakes- odpowiedziałam z uśmiechem. Kochałam gotować, tym bardziej dla mamy. - Wiesz może gdzie jest mleko? Nie umiem go nigdzie znaleźć - powiedziałam przeszukując drewniane szafki, aby naleźć puste pudełko po płynie.                                                 - Najwyraźniej się skończyło, no nic przejadę się do sklepu i tak muszę kupić  kilka rzeczy.         - Przecież ja mogę pójść, z res..-                                  - Nie przesadzaj, za 5 minut będę z powrotem.- Obiecała chwytając kluczyki do auta i zbierając się do wyjścia                                                                     -   Niech ci już będzie - przewróciłam oczami- uważaj na siebie.                                                                - Jasne. Pa!                                                                            - Pa! No nic pozostało mi tylko czekać..

I tak minęło 5 minut, 10, 15 i następne 30 . Zmartwiona popijałam sok pomarańczowy w kuchni. Nagle usłyszałam pukanie " w końcu" pomyślałam i ruszyłam otworzyć drzwi.

- No nareszcie, co tak długo cię nie było?- zaczęłam otwierając drzwi, jednak nie zastałam tam mamy tylko dwóch policjantów - Dzień dobry? w czym mogę pomóc ?                                     - Pani Valeria Smith ?- zapytał wyższy mulat skanując mnie wzorkiem.                                               - Zgadza się. - Potwierdziłam marszcząc brwi ," Co oni ode mnie chcą?".                                                    - Pańska matka zginęła w wypadku samochodowym, nasze oddziały ratownicze robiły co mogły jednak jej stan był krytyczny, zmarła na miejscu. Wyrazy współczucia, Pod koniec tego dnia spotka się pani z opieką społeczną, tam dowie się pani najważniejszych rzeczy.
 Moje oczy się zaszkliły rozmazując obraz i gardło ścisnęło, poczułam tylko że ktoś mnie posadził na kanapie a w głowie huczały słowa " Pańska matka zginęła w wypadku..", moja mamusia? Co się stanie ze mną? Dlaczego jej pozwoliłam wyjść po te głupie mleko?! Chlipałam coraz bardziej i pozwalałam złym myślom przejąć racjonalne myślenie. Moje życie zostało zburzone na małe kawałki. Słyszałam tylko jak ktoś do mnie mówi i pociera moje ramie jednak to sprawiło jeszcze większy napad histerii. Czas ciągnął mi się niepowstrzymalnie, Po długiej chwili poczułam tylko ukucie w któreś przedramię i niezmierne zmęczenie. "Świetnie" pomyślałam  oddając się ciemności.

Kiedy się obudziłam byłam sama w salonie,                                                                                                            -  Co teraz? - Zastanowiłam się na głos, co brzmiało raczej jak szept przez katar i zaciśnięte gardło. Spojrzałam przez okno widząc zachód słońca, był przepiękny. Wpatrywałam się w niego dobre 10 minut ocknęło mnie pukanie do drzwi.                                   - Co znowu.- burknęłam zirytowana mozolnie podchodząc do drzwi i doprowadzając się do jakiegokolwiek porządku, co było nie lada trudne. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam wyższą blondynkę ubraną dość zwyczajnie jedyne co się wyróżniało to trzymane przez nią papiery i inne teczki. Po chwili  milczenia otworzyłam szerzej drzwi i speszona przywitałam się.                               
  - Dzień dobry                                                                                                                                                                             -  Witaj Valerio, nazywam się Luciana Pérez  i jak się domyślasz jestem twoją opiekunką społeczną i będę prowadziła twoją sprawę rodzinną, moje najszczersze kondolencje z powodu matki.- Pokiwałam jedynie głową na jej monolog.                                                                           - W takim razie zapraszam do salonu, przygotować coś Pani? kawy? herbaty? - Zapytałam siląc się na miły ton i grymas, który miał przypominać uśmiech.                                          - Nie dziękuje, przejdźmy może do konkretów- zaczęła gdy usiadłyśmy na lekko obdartej kanapie. - Na szczęście nie trafisz do domu dziecka, okazało się że masz rodzeństwo które zgodziło się przejąć nad tobą opiekę, i w ekspresowym tempie podjęło odpowiedzialność nad sprawą. Masz już wykupiony lot do Pensylwanii za dwa dni, do tego czasu zostaniesz w domu. Jeżeli potrzebujesz czegoś to poprosiłabym zapisać na liście i postaramy się pomóc. Przyjadę po ciebie w poniedziałek o godzinie 16. Teraz przechodzimy do ostatniej rzeczy, jak widzisz aby wszystko zatwierdzić potrzebujemy twojej zgody i podpisu, także, zgadzasz się ?- Powiedziała spokojnie kobieta obserwując moją reakcje. Czemu moje życie musi być takie pokręcone?             
- M-myślę że najlepszą opcją będzie zgodzenie się.- Rzekłam po chwili, w końcu, jak zmieniać swoje życie to już na maxa.- A ile mam tego rodzeństwa?- Powiedziałam dręczące mnie od dłuższej pory pytanie.                                                     - Szóstkę.                                                                                 -SZÓSTKĘ?! -Wykrzyczałam zdziwiona. Boże jedyny. - S-są starsi czy młodsi ? - zapytałam w zdumieniu.                                                                           - starszych - Powiedziała już mniej pewna swego.                                                                                     - STARSZYCH.. boże jedyny ja tam zwariuję...

-----------------------------------

ilość słów 690

What will you do, dream?Where stories live. Discover now