3

109 30 1
                                    

Po krótkim ochłonięciu uznał, że musi się przejść. Liczył, że coś wymyśli. Tata jego dziewczyny prowadził warsztat samochodowy. Istniała całkiem spora szansa na to, że pożyczyłby mu te pieniądze. Tyle, że Dean miał bardzo duże opory przed takim krokiem – duma mu na to nie pozwalała. Miałby się skreślić przed potencjalnym teściem? Mowy nie było!

Doszedł do centrum miasta i przyglądał się kolejnym bankom, sklepom, stacjom benzynowym... Nie był pewien, co tak właściwie chciał znaleźć, ale wiedział, że były tam pieniądze. I wtedy po raz pierwszy poczuł, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie.

ZATRUDNIĘ PRACOWNIKA OD ZARAZ – Taki napis widniał na sklepie z ozdobami, gadżetami i prezentami świątecznymi. Mieli połowę grudnia. Ile mógł zarabiać taki sklep tygodniowo? Na pewno więcej niż on teraz potrzebował. 

Wszedł do środka i od razu zastał tam kolejkę na kilkanaście osób. Nie do końca wiedząc, co robi, przecisnął się przed tych ludzi, ignorując komentarze o tym, że jest kolejka. 

Przed kasą stał niski szatyn o długich jak na mężczyznę włosach. 

— Jeśli chcesz coś kupić to jest kolejka. Bez żadnych wyjątków — rzucił mu jakby od niechcenia. Widać była, że najchętniej byłby gdziekolwiek indziej.

— Ja w sprawie ogłoszenia o pracę. 

Teraz mężczyzna spojrzał na niego z widocznym zainteresowaniem.

— Umiesz obsługiwać kasę?

— Nie. 

— A rozmawiać z ludźmi? 

Dean zmarszczył brwi.

— Rozmawiam z tobą — zauważył.

— Świetnie, jesteś przyjęty — oznajmił. — Castiel! — krzyknął po kogoś, a po chwili pojawił się przy nich brunet, na oko w wieku Winchestera. — Otwórz drugą kasę, a... Jak masz na imię? — zwrócił się do Deana.

— Dean. 

— Dean cię zastąpi — zwrócił się znowu do Castiela. 

— Tak od razu? – spytał zaskoczony Dean.

— Jakiś problem?

— Nie, ale nie wiem co mam robić.

— Uśmiechać się i udawać, że wiesz co mówisz — odparł, podając mu czapeczkę elfa. — Formalności dogadamy jak dziś zamkniemy. Ruchy. 

Dean westchnął. Założył czapeczkę i doskonale zdawał sobie sprawę, że wygląda jak debil, ale w obecnej sytuacji nie widział innego wyjścia. Był pewien, że nie zabawi tu długo – potrzebował kilku dni, aby zdobyć minimalne zaufanie (co nie wydawało się ani trochę trudne) i wybadać sytuację. Takie miejsce jak ten sklep raczej nie będzie płakać po kwocie, która być może w obecnej sytuacji była warta jego życie.

— Przepraszam, pan tu pracuje? — zwróciła się niego jakaś staruszka.

— Tak — odpowiedział niepewnie, modląc się, aby nie zostać zwolnionym przed końcem dnia. 

— Macie tu jakieś czekoladki? Dla wnusia bym kupiła...

Dean nerwowo rozejrzał się po sklepie, w którym aż roiło się od ludzi. Na szczęście dostrzegł regał, na którym ewidentnie były czekoladowe Mikołaje, a przynajmniej tak to wyglądało z daleka. Miał dobry wzrok, ale mógł się mylić.

— Chyba tak, zaraz sprawdzimy — odparł i razem z kobietą ruszył w stronę tego regału.

Na szczęście się nie pomylił. Zaczął się jednak dokładniej rozglądać po sklepie, chcąc jak najwięcej zapamiętać. To, że za pierwszym razem dopisało mu szczęście, nie oznaczało, że będzie tak za każdym razem.

Rest Of Our Days [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz