Prolog

100 5 29
                                    

I przyjdą po tobie następni,
a stąpając po twoich kościach,
zrodzą kolejnych.

Tej nocy wzgórze było gołe. Uschnięte krzewy sięgały ku niebu, ale żaden nie wyciągał swoich zdrewniałych rąk tak wysoko, jak kobieta na samym szczycie. Witała się z zieloną kometą, która po cichu sunęła po niebie, ciągnąc za sobą świetlisty ogon. Kobieta stała cierpliwie w bezruchu, gotowa, choć wydawało się, że cała drży. To zielone światło ogniska tańczyło na jej nagim, pomarszczonym ciele. Tylko rozwiane siwe włosy zdradzały, że nie była martwym posągiem. Niemowlę złożone u jej stóp poruszało gwałtownie kończynami, dając znak, że żyje.

Wojownicy odziani w kolory ziemi otaczali wzgórze. Przywarli do siebie ciasno, stykając się ramionami. Stworzyli żywy mur, odgradzając wzniesienie od równiny. Ich stroje łopotały na wietrze, skrywając mięśnie napięte do granic możliwości. W ich obnażonych mieczach odbijało się zielone światło ogniska.

As'Saif raz jeszcze przeciągnęła palcem po ostrzu swojego miecza, obserwując kobietę ze wzgórza. Tej nocy nie było kwiatów, śpiewów, ani palonych ziół. Nie na to zasłużyła Córka Komety. Nie zasłużyła by żegnała ją ponura cisza.

Ostrze rozcięło palec As'Saif, jakby spragnione krwi. Już za chwilę miała ciąć nim jeźdźców. Jeszcze nie było ich słychać, ale ziemia pod nagimi stopami wojowniczki szeptała ostrzeżenia o spoconych wierzchowcach i brzęczących zbrojach. As'Saif odpowiedziała obietnicą, że zrobi wszystko by cykl przetrwał, że będzie walczyć tak długo, jak długo Córka Komety będzie tego potrzebować. Jej bracia i siostry obiecywali to samo. Czuła to w drżeniu ich ramion. Dzisiejszej nocy nie liczyło się nic więcej. Córka Komety musiała zdążyć.

Najpierw wiatr przywiał tumany kurzu i tętent kopyt. Dopiero potem pojawili się jeźdźcy na koniach, które toczyły pianę z pysków. 

Nikt już nie widział tego, jak Córka Komety upadła na kolana i bez wahania przycisnęła dłonie do niemowlęcego ciała. Nikt nie widział, że nie mrugnęła ani razu, że umarła z odbiciem komety w oczach. Gdy odchodziła zapłakało tylko dziecko. Nikt jednak nie usłyszał kwilenia, bo zaginęło w szczęku metalu, rżeniu koni i wrzasku konających.

Gdy na równinie znów zapadła głucha cisza tylko dziecko, wymachując kończynami, dawało znać, że wciąż żyje.

Kości pod naszymi stopamiTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang