Rozdział 6

173 5 0
                                    

Obudziło mnie jakieś walenie. Otworzyłem leniwie oko. Przede mną rozciągała się nicość. W sumie niekoniecznie nicość bo widziałem drzwi i światło wpadające chyba z okna.

Podniosłem się ziewając. Strzyknąłem sobie z karku i zacząłem rozglądać się wokół siebie. Znajdowałem się w niedużym pomieszczeniu. Naprzeciwko mnie były drewniane drzwi. Ściany były pomalowane na kremowo. Drewniana podłoga poplamiona chyba wolałbym nie wiedzieć jaką białą substancją była dziwna. Przecież my nie mieliśmy takiej podłogi.

Ziewnąłem. Wstałem z łóżka i podszedłem do lustra. Miałem lekko, które jest pojęciem względnym, rozczochrane włosy, wygniecioną koszulkę i... Kurwa. Na prawej stronie mojej szyi rozciągało się coś co chyba miało być malinką ale wyglądało jakby położyli mi na skórze z sześć glonojadów. Dotknąłem tego czegoś. Wokół była różowa szminka. A to oznaczało tylko jedno. Mogłem być spokojny, Evens nie dorwała się do mojej zajebistej osoby.

Kiedy chciałem się już odwrócić i wyjść po wodę do kuchni usłyszałem jak ktoś mruczy. W sensie to chyba miało być coś na kształt wstawanie. Odwróciłem się aby zobaczyć coś co chyba wolałbym kurwa nie widzieć. Na łóżku leżała Sophia. No może wszystko byłoby dobrze gdyby nie była w takim stanie. A przez to miałem namyśli, że była w samej bieliźnie która i tak więcej odsłaniała niż chowała. Zlustrowałem ją spojrzeniem od góry do dołu a potem zatrzymałem się na jej twarzy. Może i mówi się, że faceci to wzrokowcy ale tutaj kompletnie nie było na czym zatrzymać oka. Brunetka z przerażeniem spojrzała na mnie a potem jakby nic uśmiechnęła się.

-Hejka Nathan.- powiedziała przesłodzonym głosem.

-Co ty... Co tu się wydarzyło?

Na moje pytanie dziewczyna zaśmiała się. Nie brzmiało to już jak śmiech Amy. Brzmiał zupełnie inaczej, jakby był wypełniony sztucznością.

Sophia wstała i szła w moim kierunku. Kiedy była już niedaleko mnie odsunąłem się krok do tyłu i natrafiłem na drzwi. Zajebiście... Dalsza droga ucieczki będzie niemożliwa. Brunetka podeszła do mnie i zarzuciła swoje ręce na moje barki. Zbliżyła się a ja przytrzymałem jej rękę dając znak aby przestała.

-Oj Nathan...- zaczęła -Jakoś wczoraj Ci to nie przeszkadzało.

-Wczoraj do niczego nie doszło Sophia. Nie pamiętam nic od wczorajszego zakończenia wyzwania ale uwierz mi jakbym się z kimś pieprzył to bym to zapamiętał.

Sophia zaśmiała się na moje słowa. Odwróciła się w kierunku łóżka. Kiedy do niego dotarła usiadła na nim.

-A to wszystko...- powiedziała wskazując na moją szyję, plamę na podłodze i siebie- pojawiło się magicznie samo?

-Na pewno bym kurwa się nie pieprzył na imprezie z jakąś losową dziewczyną.

Brunetka na moje słowa otworzyła zszokowane usta. Chyba nie tak wymyśliła sobie to wszystko. Jej zmieszanie trwało krócej niż zapalenie papierosa. Nachyliła się w moim kierunku tak aby eksponowały się jej piersi.

-To jak ona to robi Nathanielku?

Podniosłem brew na jej pytanie.

-Tak czy może jeszcze więcej ci pokazuje udając niedostępną sukę? A może macie taki układ przy ludziach wrogowie a samemu kochankowie.

-O czym ty kurwa mówisz?- zapytałem już totalnie zmieszany.

-Powiedz mi kochanie...- zaczęła robić pauzę- Emily dobrze obciąga? Bo chyba nie skoro jak to ty mówisz pieprzyłeś się z losową dziewczyna na imprezie.

Znieruchomiałem. O co jej mogło chodzić? Przecież ja i Evens nadal byliśmy wrogami. Nic się nie zmieniło miedzy nami. Dziewczyna coraz bardziej się nachylała ale ja zatrzymałem wzrok na jej twarzy.

Kind of QueenWhere stories live. Discover now