ROZDZIAŁ 2

8 1 0
                                    

-  Wyglądasz niesamowicie, Cass. - Jack podchodzi do mnie, a jego ręka zawija się wokół mojej talii. Krzywię się nieznacznie, a następnie robię krok w bok.

  - Mówiłam ci, żebyś dał mi spokój. Nie jestem zainteresowana - mówię, a moja dłoń zaciska się na szklance w zdenerwowaniu. W duchu cieszę się, że nie jesteśmy w kuchni sami.

  - Ale o co ci chodzi? Czy robię coś nie tak?

  Ma przepraszający wzrok, jednak traktuje to jako podpuchę. Jego szare oczy są surowe, a zaciśnięte usta w kreskę podpijają ten aspekt. Żyły na jego przedramionach stają się bardziej widoczne, gdy stara się zapanować nad swoją złością. Doskonale wiem, że to wszystko się w nim tli i tylko czeka na płomień, który uwolni ten cały ogień w nim. Wtedy nie sposób go powstrzymać i trzeba się z nim zmierzyć.

  - Pomiędzy nami nic nie będzie. - Wzruszam niewinnie ramionami. - Już nigdy więcej - dodaje momentalnie, aby podbić moją wypowiedź.

  - A to wcześniej... - zaczyna, ale ja mu przerywam.

  - Trzymaj się ode mnie z daleka, a teraz wybacz, ale muszę poszukać Daisy.

  Odchodzę, gdy on znowu zaczyna pierdolić. Muszę zapamiętać, aby do końca imprezy rozmawiać z innymi, próbując uniknąć jego. I tu nie chodzi nawet o zaloty. Po prostu ten facet nie jest dla mnie. Wiem i czuję to. Zdecydowanie zaufam mojej intuicji. Nigdy się nie pomyliłam. Ja mam ten dryg do ludzi i wyczucie.

  Wzdycham pod nosem, a następnie opróżniam szklankę z soku pomarańczowego, zmieszanego z wódką. Drażni mnie przez sekundę w gardle, ale po chwili oblewa mnie gorąc, a na moje policzki dostaje się dodatkowa porcja różu, tym razem ta naturalna.

  Uwierzcie mi, ale zdaję sobie sprawę z tego iż uchodzę za atrakcyjną kobietę. Staram się dbać o wygląd, ale są dni, gdy wolę posiedzieć w dresie i mieć na wszystko wyjebane. Z drugiej strony jednak nie kryję charakteru. Jestem dobra dla innych i bywam wyrozumiała, jednak nie daje sobie wejść na głowę. Nie narzekam na swoje życie, ja je akceptuje, bo wiem, że lepiej nie będzie.

  - Mogę się przyłączyć? - pytam Andrew, który siedzi z padem od konsoli i wybiera kolejny wyścig do przejechania w grze.

  - Jasne - zgadza się, a ja siadam pomiędzy nim, a Paulem.

  O dziwo w swoim życiu nigdy nie potrafiłam się tak do końca dogadać z dziewczynami. Zazwyczaj to właśnie z facetami spędzam najwięcej czasu. Nienawidzę bezsensownych kłótni, oceny po wyglądzie, pogadanek o pazurkach czy wypełnionych zapewne silikonem usteczkach. Preferuje bardziej pójście na siłownię, basen, spacer, czy obejrzenie horroru, mimo mojego staruchu przed takimi filmami. Adrenalina jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła.

  - No nie gadaj, jak?! - Paul prawie rzuca padem na ziemię, gdy udaje mi się go wyprzedzić moim Peugeotem.

  Jest dość uroczym facetem, który głownie skupia się na sporcie, ale z tego co wiem to flirtuje z jakąś studentką z pierwszego roku. Ponoć to urocza blondyneczka, która uwielbia się uczyć i zapewne dlatego nie ma jej dziś z nami. Chyba, że on woli się bez niej bawić. Różnie to bywa w takich relacjach, ale przeciwieństwa lubią się przeciągać.

  Andrew z kolei wyróżnia się swoją rudą czupryną i hipnotyzującymi zielonymi tęczówkami. Jest kapitanem drużyny i dla niego jest ona najważniejsza. Nieraz byłam świadkiem jak zabierał chłopakom alkohol, bo z rana mieli trening, a trenerka jest ponoć wymagająca. No właśnie, trenerka. Dobrze czytacie. Gdzieś tam krąży plotka, że Andrew bawi się z nią na boku, gdy skończą zajęcia. Nie moja sprawa, ale no trochę dziwi mnie fakt, iż może go kręcić babka o dziesięć lat starsza.

FIRE AWAYWhere stories live. Discover now