powiew zmian

91 7 5
                                    

Hermiona sama do końca nie wie, dlaczego pomysł przychodzi do głowy akurat Ronowi – ale kiedy tylko chłopak ocknie się z bitewnego amoku i wyściskuje Harry'ego, natychmiast mówi, że powinni zobaczyć, czy na pewno wszyscy, których już pogrzebali w swoich ciemnych wizjach, nie żyją. To rozsądny pomysł, ale zdecydowanie wykraczający poza aktualne zdolności percepcji Hermiony. Te ograniczają się na razie do prostych myśli: chce jej się spać, jeść, pić; chce odpocząć, po raz pierwszy od roku może mieć taką okazję. Ale, zgodnie z pomysłem Rona i gorącymi prośbami Harry'ego, żeby chociaż na chwilę oddalić się od tłumów, wyruszają na poszukiwania.

Później wszystko dzieje się szybko, kiedy w przeciągu sekund zdają sobie sprawę, że Snape żyje, chociaż ledwie, i przeprowadzają na nim osobliwie niezorganizowaną akcję ratunkową. Równie niezorganizowane są działania Poppy Pomfrey, która dyryguje nimi nieskładnie, próbując tylko utrzymać mężczyznę przy życiu tak długo, jak zajmie mu bycie przetransportowanym do szpitala Świętego Munga. Następnie, równie niezorganizowane są kolejne minuty po tym, jak już go nie ma, zostaje zabrany przez Uzdrowicieli, a Harry nieskładnie tłumaczy jej i Ronowi cały bieg historii. Rewolucyjne sprawy, zdawałoby się. Odmieniające bieg całego świata. Zupełnie błahe w oczach Hermiony, która dostrzega już, że nadciągają dużo poważniejsze próby niż te, których doświadczyli – takie, w obliczu których będą zupełnie bezbronni.

***

Wszystko zajmuje wiele czasu. Zbyt wiele, jak na jej gust. Wiele czasu zajmuje zebranie wszystkich rannych i zorganizowanie dla nich pomocy. Wiele czasu zajmuje znalezienie okazji, żeby ostatecznie pozbyć się Czarnej Różdżki. Wiele czasu zajmuje pogrzebanie poległych. Wiele czasu zajmuje wiele rzeczy – a czasu, Hermiona już to wie, nie mają dużo.

Oskarżenia zaczynają się sypać już kilka dni po tym, jak opada bitewny pył. Ledwie stoją na nogach, Ministerstwo jest zupełnie poszatkowane, pokiereszowane wręcz, bez jakiejkolwiek struktury organizacyjnej – ale naprędce mianowani Ministrowie sypią oskarżeniami z rękawa. Naprędce mianowani; ci sami, którzy jeszcze niedawno byli tylko stażystami, asystentami, sekretarzami. Zostaje tylko garstka tych, którzy mają o czymś pojęcie, i nawet ich charyzma nie jest w stanie postawić Ministerstwa na nogi. Czarodziejski świat płonie, kiedy sąsiad, brat, ciotka – wszyscy zdają się być oskarżeni o pomoc Voldemortowi, kara: dożywotni pobyt w Azkabanie.

Hermiona na pewien czas musi zniknąć. Musi uporządkować pewne sprawy: przede wszystkim, dowiedzieć się, gdzie są jej rodzice i przywrócić im pamięć. Zadanie okazuje się dużo trudniejsze, niż podejrzewała, kiedy okazuje się, że nigdzie ich nie ma, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Więc szuka dalej, przedzierając się przez australijskie podwórza, pyta o małżeństwo w średnim wieku, mówiące obcym akcentem, ale nigdzie nie znajduje. Tropy prowadzą donikąd – a Hermiona nie ma wiele czasu, więc w końcu rezygnuje, zostawiając sprawy prywatne na lepszy czas.

W każdy czwartek chodzi na Pokątną, obserwuje na jej przykładzie tempo, w jakim odbudowuje się czarodziejska społeczność. Prace idą mozolnie; lata separacyjnej polityki i setki, jeśli nie tysiące zabitych podczas wojny, zostawiły ich społeczność zupełnie zdziesiątkowaną. Ale jakoś muszą sobie poradzić.

Zupełnie nagle, w kontraście do obrazu, jaki pozostawia po sobie wojna, w Proroku codziennym kwitną entuzjastyczne nagłówki. Bank Gringotta niemal w całości odbudowany, krzyczy okładka. Minerwa McGonnagall nową dyrektorką Hogwartu, oznajmia rozkładówka. Pozyskano fundusze z Ministerstwa na leczenie rannych, śpiewa ostatnia strona.

Ale Hermiona nie daje się zwieść, bo patrzy – przygląda się, przechadzając się Pokątną, ludziom. I w każdy czwartek, to ich mały rytuał, mija Ritę Skeeter. Rita, w jaskrawozielonym futrze, z podkrążonymi oczami i obdartymi z lakieru czerwonymi paznokciami, kiwa jej głową. Hermiona, z grzeczności, odkiwuje jej. I nawiązują nić porozumienia, wątłą, zupełnie nietrwałą – ale Rita też kogoś straciła, podobno, tak Hermiona słyszała w Hogwarcie, kiedy pomagała odbudowywać mury. Kogoś najbliższego, tak mówią.

powiew zmian|sevmioneWhere stories live. Discover now