Rozdział 5 2/2

30 2 59
                                    

Te słowa wywołały delikatny śmiech u Allistora, który potargał włosy Kiarana i przyciągnął go do siebie. Młodszy z zadowoleniem dał się objąć i oparł głowę o bok brata. Razem wpatrzyli się w odbijające się od jeziora słońce, myśląc o tym, co mogliby razem robić w tym czarującym miejscu.

Do domu wrócili niedługo przed zmrokiem. Obaj w doskonałym nastroju usmażyli sobie grzanki i usiedli przy stole z kubkami pełnymi ciepłego kakao. Kiaran z fascynacją obserwował zmieniające kolor mleko, a Allistor przyglądał mu się uśmiechnięty.

Wtedy zadzwonił telefon.

Atmosfera natychmiast zgęstniała. Jeśli dzwoniła ich matka, najpewniej oznaczało to pogorszenie się stanu zdrowia ojca. Wymienili ponure spojrzenia, a Kiaran pokiwał głową do brata.

— Odbierz. I daj na głośny.

Allistor postawił komórkę na środku stołu i nacisnął kilka guzików. Już wkrótce w telefonie rozbrzmiał przyjazny, męski głos:

— Hej Alek! Słuchaj, jest z tobą Kiaran? Mam wielkie wieści!

Tylko jedna osoba używała tego zdrobnienia. Ojciec chłopaków mówił szybko, a jego głos był drżący i pełen napięcia. Mimo to wyglądał na szczęśliwego.

— Hej... Tak, jest tutaj. Słyszy cię. O co chodzi? — odpowiedział Allistor i zabrał się za picie swojego kakao. Wyglądał, jakby starał się wyglądać na rozluźnionego, choć ramiona miał wyraźnie spięte. Gdy ojciec dzwonił ze szpitala, zazwyczaj powodem była zwykła chęć rozmowy. Dlaczego więc teraz całe jego ciało mówiło mu, że to nie będą zwykłe pogaduchy?

— Lepiej usiądźcie, bo gwarantuję, że będziecie w szoku. — Te słowa nie wzbudziły w braciach żadnego zaciekawienia. Spodziewali się wiadomości o wyniku ostatniego meczu, lub beznadziejnego żartu na dzień dobry.

— No dawaj — padło tylko.

— Uwaga, uwaga... — Zapadła chwilowa cisza. Po chwili chłopcy usłyszeli stukanie, jakby ich ojciec właśnie udawał, że jego kolana to bębny. — Brat wam się rodzi!

W tamtej chwili Allistor prawie wypluł sobie kakao na kolana. Dla bezpieczeństwa odłożył kubek i upewnił się, że wszystko połknął. Wziął kilka szybkich wdechów, zupełnie nieuspokojony radosnym śmiechem mężczyzny.

— Niemożliwe... — wyjąkał. Zerknął na Kiarana, który cały zbladł. Nie, nie, nie! Dopiero co poprawił mu się humor! — Tato, jesteś pewien? Miało być za tydzień!

— No przecież wiem kiedy mi się dziecko rodzi! Słuchaj, ja już czuję się lepiej, więc jak mama trochę poleży, wracamy razem do domu i świętujemy! Wysprzątajcie tam ładnie, dobra? Szczególnie Kiaran. Ma najwięcej miejsca, więc maluch będzie mieszkał w jego pokoju.

Kiaran zacisnął pięści, ale się nie odezwał. Allistor natomiast nie miał problemu z powiedzeniem tego, co myśli.

— Hola hola, nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat! Słuchaj, ja go wezmę do siebie. Kiaran jest za mały na trzymanie niemowlaka w pokoju, ani to się wyspać, ani zająć się sobą — odparł. Położył jeszcze dłoń na głowie Kiarana, by dodać mu otuchy. Nagła wieść o nowym członku rodziny i lokatorze nie mogła być dla niego łatwa do przełknięcia. 

— Alek... — po drugiej stronie słuchawki rozległo się westchnienie. — Pogadamy o tym za parę dni. Nie wiem dokładnie kiedy to będzie, ale serio ogarnijcie w domu, dobra? Musimy być gotowi na zmiany!

Allistor mruknął coś tylko i zajął się swoim kakao, które zdążyło już wystygnąć. Kiaran natomiast nachylił się nad komórką.

— Um... Tato... A wybraliście już dla niego imię?

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicWhere stories live. Discover now