Rozdział 24: Rany na sercu

584 18 5
                                    

Rozalia

Siedziałam na czarnej kanapie w mieszkaniu Louisa. Oglądaliśmy jakiś film, nie wiem o czym jest ten film. Nie skupiałam się na nim, ciągle moją głowę zajmowała ta sytuacja z Neteo. Opierałam głowę na ramieniu Louisa, który był skupiony na filmie. Po opatrzeniu Luke'a postanowiłam spędzić z nim resztę dnia. Nie chciałam siedzieć w domu, gdzie za pewnie przebywał Neteo. Nie chciało mi się go słuchać jego wygadywania o tym jakie to pojebane iż spotykam się z jego przyjacielem, i że mam ograniczyć z nim kontakt.

Ale czy ja spotykam się z Louisem?
Przecież nie jesteśmy razem.
Nawet nie wiem czy my się przyjaźnimy.

- O czym tak myślisz?- spytał czarnooki.

Spojrzałam spod rzęs w jego oczy. Louis już na mnie patrzył,tymi swoimi hipnotyzującymi oczami.

- O wszystkim, i o niczym.- odparłam.

- Mhm.- mruknął.- Znaczy że się tym zadręczasz.- stwierdził.

Luke głośno wciągnął powietrze przez nos.

- Nie chce żebyś się tym zadręczała, Neteo kiedyś przejdzie. Może nie teraz, może nie za miesiąc, ale kiedyś na pewno.- rzekł.

- Wiem że mu kiedyś przejdzie.

***

Weszłam do domu. U Louisa spędziłam cały dzień, nie wiem która jest godzina ale było już ciemno. Louis odwiózł mnie, i odjechał w swoja stronę. Ściągnęłam buty, ruszyłam w stronę schodów.

- O wróciła pogromczyni zranionych dusz.- usłyszałam głos Neteo dobiegający z kuchni.

Obok której właśnie przechodziłam.

- Masz jakiś problem?- spytałam nie miło.

- Tak, masz z Louisem nie wchodzić w większe kontakty niż przyjaźni.- warknął.

- Co cię to w ogóle obchodzi?!- podniosłam głos.

- Bo jesteś moją siostrą!- wrzasnął.- A Louis nie jest tylko lodowatym, oziębłym, i nie miłym gościem!

- Luke jest zepsuty, zraniony, a tak w ogóle to nie bawi się w związki. Znam go dłużej niż ty, jest moim przyjacielem. A ty go nie naprawisz, nie da się załatać, zszyć, ran na sercu, bo one nigdy się nie goją. A Louis ma ich sporo.- odrzekł o wiele spokojniej.

- Przyjaciel którego pobiłeś!- krzyknął.

- Bo mu się kurwa należało- również krzyknął.

- Ej co tu się dzieje!- znikąd pojawił się tata obok nas.

- Nic!- powiedzieliśmy z Neteo równocześnie.

- Przecież wiem że się kłócicie. O co tym razem?- westchnął mężczyzna.

- Nie ważne- odparł Net, cały czas patrząc mi w oczy.

James podniósł tylko ręce w obronnym geście.

- Okej jak nie chcecie to nie mówcie, ale macie się pogodzić. Mama by nie chciała żebyście się kłócili, żeby ktokolwiek kłócił w tym domu. Nie chce was widzieć skłóconych.- powiedział, i odszedł w swoją stronę.

Staliśmy z Neteo w miejscu patrząc sobie w oczy.

- Nie zamierzam cię za to przepraszać, więc ja stad idę.

Jak powiedziałam tak zrobiłam. Po prostu wyszłam z domu.
Musiałam zaleźć sobie nocleg. Nie chciałam martwić Ellie, czy chłopaków, lub Louisa.
Potrzebowałam osoby która mnie wysłucha, lub po prostu będzie obok. Nie wiem czemu, ale na myśl przyszedł mi Isaac. Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer wujka. Przyłożyłam telefon do ucha.

Mój mały promyczek #1 Nadzieja (Trylogia Promyczek) [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now