6

24 12 0
                                    

Uranus zaczął żałować tego, że wsiadł do jednego statku z Oloneirem tak szybko, jak tylko unieśli się nad powierzchnię ziemi. Lecieli w górę, ale nie pod żadnym kątem, a dosłownie pionowo. Nibiryjczyk zapewne zrobił wszystko, co mógł, aby zniwelować związany z tym dyskomfort, ale nie do końca mu to wyszło. Co prawda Oloneir wydawał się być niewzruszony oddziałującymi na nich siłami, ale Uranus miał wrażenie, że jego ciało zaraz podzieli się na kilka kawałków albo eksploduje. Do tego doszła intensywna migrena, jakiej nie czuł nigdy w życiu. Wszystko ustało jednak w ułamku sekundy, gdy znaleźli się nad atmosferą Nibiru i zaczęli przemieszczać się już w sposób bardziej naturalny, komfortowy.

— Co to było? — spytał Cyrionczyk.

— Tunel grawitacyjny, niewykrywalny dla radarów. Inaczej by nas zobaczyli — wyjaśnił Oloneir.

W normalnych okolicznościach Nibiryjczyk włączyłby tryb, który pozwał statkowi na zaginanie czasoprzestrzeni, ale od jakiegoś czasu i jeszcze przez pewien okres, było to zbyt ryzykowne i mogło doprowadzić do katastrofalnych skutków dla całego układu planetarnego ze względu na aktualną lokalizację Nibiru.

Zaginanie czasoprzestrzeni w bliskim sąsiedztwie planet, mogło wprowadzać drobne modyfikacje w ich orbitach. Aktualnie Nibiru znajdowało się blisko planety zwanej przez Nibiryjczyków Ninurta, co oznaczało „wieczne burze" (Planetę tę Ziemianie znają jako Saturn.) i już sam fakt, obecności Nibiru wpływał na orbitę tego ciała niebieskiego.  Gdyby teraz prędkość statku stała się drugim czynnikiem, który mógłby na nią wpłynąć, prawdopodobnie skończyłoby się dramatycznie. Gdy tylko Nibiryjczycy odkryli taką technologię, popełnili ten błąd i doprowadziło to do zderzenia Nibiru z planetą zwaną wówczas Tiamat – to była skuteczna lekcja.

A mimo swojej niechęci do nibiryjskiej kultury, władzy i niemal wszystkiego na Nibiru, Oloneir nie chciał przypadkowo doprowadzić do zniszczenia swojej rodzimej planety. No i w tym układzie planetarnym wciąż była jeszcze jedna planeta, na której również istniało inteligentne życie, co zwiększało ilość potencjalnie zagrożonych ras do trzech, licząc dwie rasy żyjące na Nibiru. No i była też cała masa innych stworzeń, mniej rozwiniętych, których wcale nie byłoby mu mniej szkoda.

Lecieli więc w kierunku granicy tego układu planetarnego, chociaż nie była to najszybsza droga. Ze względu na to, że większość planet z Nibiru włącznie była skupiona z jednej strony gwiazdy, optymalnie było otworzyć tunel czasoprzestrzenny po drugiej stronie, tak na wszelki wypadek.

Przez chwilę panowała cisza, w trakcie której Uranus wrócił myślami do tego, co usłyszał od Iris: „Śniłam o tobie. Pomożesz moim synom naprawić Nibiru.". Zastanawiał się, co według niej miały oznaczać te słowa. Nibiryjczycy nie mieli nadprzyrodzonych zdolności, nie potrafili przewidywać przyszłości. Czemu więc próbowała go przekonać, że było inaczej? 

Chociaż teoretycznie Nibiryjczycy nie powinni też być zmiennokształtni, a jednak Oloneir to potrafił. Może więc Iris Ces również miała rozwinięte zdolności, których raczej nie przypisywano jej rasie? Już miał pytać o to swojego towarzysza, gdy stało się coś, czego się nie spodziewał – Oloneir wystrzelił w coś pocisk, a postrzelony przez niego obiekt niebezpiecznie zmierzał w kierunku najbliższej planety, przy której orbicie wcześniej się znajdował. Ktoś ich ścigał? Oloneir przecież zapewniał, że odlecieli z Nibiru przez nikogo niezauważeni.

— Co się właśnie stało?

— Zestrzeliłem statek Gorosów.

— Co?! Oszalałeś?!

Oloneir spojrzał na niego, nie rozumiejąc oburzenia Uranusa.

— Mówiłeś, że to oni was zaatakowali!

— Tak, ale czemu spadają w stronę Terry?

— Według obliczeń nie uderzy w zabudowania. Poradzą sobie z tym.

— Nie poradzą — mruknął pod nosem Uranus.

— Co? — dopytał Oloneir, który niedosłyszał jego słów.

— Nic. — Uciął temat. Teoretycznie mogliby polecieć na Terrę i upewnić się, że zestrzelony goroski stadek nie wywoła tam zbyt wielkiego zamieszania. Logicznym było jednak, że miał inne priorytety. Jego planeta była w większym niebezpieczeństwie i nie chciał tracić więcej czasu. Pozostawało mu mieć nadzieję, że sytuacja, do której przed chwilą doszło, nie pociągnie za sobą większych konsekwencji.

Tymczasem Oloneir właśnie zapoczątkował jedną z największych tak zwanych teorii spiskowych na Terrze, czyli planecie, którą jej mieszkańcy nazywali Ziemią. Zestrzelony przez niego statek rozbił się w Ameryce Północnej. Dokładniej w miasteczku Roswell w Nowym Meksyku. Na Ziemi był wtedy początek lipca roku 1947.

Gdyby Oloneir miał świadomość co do obecnego rozwoju tamtejszej cywilizacji, prawdopodobnie zachowałby się inaczej. Tymczasem jego informacje dotyczące mieszkańców tej planety pochodziły sprzed niemal całego nibiryjskiego roku, gdy to Nibiryjczycy, Cyrionczycy, a nawet Gorosi i Anunnaki poruszali się po Terrze wśród tamtejszych mieszkańców. Biorąc pod uwagę to, jak wyglądała świadomość tamtejszej cywilizacji dosyć długi czas temu, założył, że Terrańczycy się rozwinęli i mieli pełną świadomość co do istnienia obcych. Mógłby sprawdzić to w ułamku sekundy, ale zwyczajnie nie przewidział, że wiedza tamtejszych mieszkańców o wszechświecie i życiu pozaziemskim radykalnie się zmniejszyła. 

Przez resztę podróży, nie wracali do tematu zestrzelenia statku. Nic by to zresztą nie zmieniło. Skupili się na sytuacji na Cyrion. Jako, że Uranusowi udało się telepatycznie porozumieć z Hyperiusem, wiedzieli, że wojna jeszcze się nie skończyła i sytuacja była niemal niezmienna w porównaniu do momentu, gdy Uranus został oddelegowany na Nibiru. 

Jednak tak samo jak Uranus czuł, że król nie mówi mu wszystkiego, tak i on nie był z nim do końca szczery. Na pytanie króla o pomoc odparł, że owszem – sprowadzi ją, ale nie poinformował, że mowa o jedynie jednym Nibiryjczyku. Nie chciał dobijać Hyperiusa złymi wiadomościami. Wierzył w to, że Oloneir faktycznie mógłby im pomóc, ale czy aż tak, aby odwrócić losy wojny? W to niestety wątpił. Chyba, że Oloneir skrywał jakieś tajemnice, ale Nibiryjczyk wydawał się być otwartą księgą, więc raczej nie można było na to liczyć.

I wtedy, gdy dolatywali do Cyrion, Oloneir zrobił coś, czego Uranus powinien się spodziewać po ostatnim incydencie, a i tak go to zaskoczyło.

— Proto, teraz — odezwał się Nibiryjczyk, a Uranusa to zaalarmowało. 

— Co robisz?! — krzyknął, przez moment bojąc się, że Oloneir mógłby go okłamać w kwestii swoich intencji.

— Zaufaj mi — odparł krótko.

Z jego pleców nagle wyłoniła się druga para rąk, a dwadzieścia palców poruszało się w niebywałym tempie po klawiszach na panelu statku. Uranus nie miał pojęcia, co się dzieje. Mieli podchodzić do lądowania. Co Oloneir wyprawiał?!

Po chwili statki Gorosów oddaliły się od Cyrion w niebywałym wręcz tempie. Wyglądało to tak, jakby wróg nagle postanowił się wycofać, ale Uranus nie wierzył, że to było to.

Po chwili Nibiryjczyk wrócił do dwurękiej postaci.

— Kiedyś wrócą, ale pomoże nam to rozplanować strategię — poinformował z podejrzanym spokojem.

— Co zrobiłeś? — spytał niepewnie Uranus.

— Zhakowałem ich statki. Wysłałem ich do sąsiedniej Galaktyki, ale wrócą. 

— Wiesz kiedy?

— Według waszego czasu? Jakieś dziesięć, może dwadzieścia dni. Zależy jak szybko potrafią latać.

W ziemskim sposobie liczenia czasu oznaczało to dwa-trzy lata. Walka jedynie z połową armii wroga przez ten czas, biorąc pod uwagę, że pozostali na Cyrion Gorosi nie mogli liczyć na wsparcie, mogła znacząco wpłynąć na losy wojny.

Uranus musiał zwrócić Oloneirowi honor. Jeśli ktokolwiek we Wszechświecie miał pomóc ocalić Cyrion, był to on. Pierwszy raz od momentu wybuchu wojny dopuścił do siebie nadzieję na to, że mogą wygrać.



Cyrion [zawieszone]Where stories live. Discover now