Prolog

92 7 0
                                    


Cudem, a raczej nieszczęściem, przeżył Bitwę o Hogwart. Panna-Wiem-To-Wszystko postanowiła uratować mu życie, a jakże. Hermiona Granger nigdy nie mogła przepuścić okazji do naprawiania świata. Tak więc oto siedział przed zgaszonym kominkiem, trzymając książkę na udach i udawał, że czyta. W rzeczywistości, nie mógł się skupić przez dręczący go ból. Od nowa i od nowa czytał jedno zdanie a jego myśli wędrowały ku Ognistej, której usiłował sobie dziś odmówić.

Proszę, pięknie zmarnowane, uratowane życie. Nie umarł i wrócił do bytowania. Gdy Wizengamot przejrzał jego wspomnienia, Draco został uniewinniony i wtedy nie miał już większego powodu do życia. Nie miał też życia, publicznie, ponieważ wbrew jego woli, Wizengamot wdarł się do jego umysłu, głębiej niż sobie tego życzył. Uniewinnili go a na pierwszej stronie Proroka Codziennego widniała jego twarz. Znikł wtedy z magicznego świata, czując, że to wszystko go przerasta. Nie chciał być nazywany bohaterem, bo nim nie był. Był tylko żałosnym człowiekiem, który przyczynił się do śmierci jedynej osoby, którą pokochał. Byli tacy, co chcieliby go zabić, mimo wyroku sądu, byli tacy, którzy domagali się ujawnienia jego wspomnień publicznie. I byli też tacy, którzy chcieli mu dziękować i proponować pomoc. Od tych ostatnich najmocniej uciekał. Zaszył się więc na Spinner End, nie mając czegoś innego, co mógłby nazwać domem. 

Siedział więc tak sobie, ciesząc się towarzystwem tylko myśli i cieni, popijając Ognistą, bo był słabym człowiekiem i się poddał.  Usłyszał stukanie a do jego okna zajrzała sowa. Westchnął ciężko, zirytowany. Ile razy mógł prosić Minervę, żeby przestała go napastować? Kobieta chyba wzięła sobie za cel dręczyć go tak długo, aż zgodzi się wrócić do Hogwartu, wprost do jej sideł. A tam zaniańczyłaby go na śmierć. Sam nie wiedział, o co jej chodzi. Czy robiła to dla niego czy dla uciszenia wyrzutów sumienia? Zawsze próbowała go przekonać do swoich racji, teraz uważała, że nie może zapić się na śmierć w pustym domu i ma wrócić do niej.

Uniósł jednak brew, widząc sowę. O, ile wzrok go nie mylił, a przez jad Nagini często mylił...to nie była sowa Minervy. A tylko ona znała jego adres. Niepewnie wziął od sowy list i pozwolił jej odpocząć na swoim parapecie. Wyczarowałby jej ziarno, ale nie mógł tego zrobić.

Od razu poznał jej pismo, najschludniejsze, jakie znał. Przecież przeczytał setki jej esejów, tak mu się przynajmniej zdawało. Hermiona Granger. Skąd ona, u diabła, miała jego adres?!

Minerva...ta durna kobieta, uparta Gryfonka!

Zacisnął usta w wąską kreskę i niepewnie otworzył kopertę, która zaraz po otwarciu, transmutowała się w pudełko. Jego dawne, szpiegowskie nawyki wygrały i upuścił pudełko, celując w nie różdżką, tak jakby mógł cokolwiek nią zrobić. Nie mógł. Ktoś mógł podrobić pismo Hermiony, rzucić na nią Imperio, zmusić do pisania i ... i co? Zajrzał do pudełka. W środku był piękny, skórzany zeszyt, ciemnozielone pióro i list. Prawie zaśmiał się z siebie i swojej czujności. - Stary paranoik. - zwrócił się do siebie, nagle zdając sobie sprawę, że nie wypowiedział ani słowa przez kilka dni, bo i do kogo? Głos miał śmiesznie słaby, chrypiał, jak stary dziad. Westchnął i obejrzał zeszyt. Zaskakująco gustowny, jak na Granger. Nie za bardzo rozumiał jednak celu dawania mu prezentu.

Okej, dzisiaj były Święta i spędzał je sam, ale niemożliwe, że Hermiona o tym wiedziała...a nawet jak wiedziała , to co ją to obchodziło?

Śnieg sypał się z nieba, noc już na dobre otuliła lasy i doliny, gdy Snape, przy świetle świecy, czytał list od Hermiony Granger.

Człowiek, który nigdy nie żył. HGSSHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin