Zielone Walentynki

14 2 0
                                    


     Raphael szybował pośród budynków Nowego Jorku. 14 lutego, Walentynki. Cóż za niesamowicie irytujące święto. Setki dzieciaków siedziało na ławkach i obściskiwało się po wszystkich kątach. Rapahelowi było aż nie dobrze na samą myśl o nich. Blehhh. Po co w ogóle obchodzić to, że się kogoś kocha? Czy miłość była na pokaz? Raph przeskoczył właśnie nad wyjątkowo tkliwą parą.

- Uhhh, obrzydliwe – mruknął sam do siebie.

    Chciał tylko się rozerwać, zapomnieć o tym, że na każdym kroku ktoś przypominał mu o walentynkach. Zaczęło się od Mikea, który z samego rana wręczył mu własnoręcznie zrobioną kartkę walentynkową w kształcie serca. Ku nieszczęściu Mikea, jedyne co otrzymał za swój wielkoduszny prezent, to głośne warknięcie i mocnego łupnia w głowę od starszego brata. Cóż, widocznie jego Walentynka nie została odwzajemniona. Następny był Mistrz Splinter. Oglądał jakąś tandetną komedię romantyczną, która była tak żenująca, że aż chciało się rzygać. Coś w stylu oper mydlanych, ale tysiąc razy gorzej. Oczywiście Leonardo, jako zwierzak nauczyciela, bez wahania do niego dołączył i jeszcze miał czelność namawiać Raphaela do udziału. Raph cudem opanował się, aby nie przyłożyć Leo, w obecności Splintera. Później go dopadnie. Z kolei Donatello od rana siedział zamknięty w swoim laboratorium i tworzył jakąś grającą katarynkę dla April z miłosną piosenką, gdy się ją otworzy. Raph wywrócił tylko oczami. Przecież ostatnim razem gdy próbował dać April coś podobnego, ta uciekała ze zmieszaniem w oczach.

    Raph musiał się natychmiast wydostać z legowiska. Nie zniósłby dłużej tego miłosnego zaduchu. Niestety, na powierzchni nie było lepiej. Widocznie wszyscy jego wrogowie obchodzili walentynki, ponieważ nie mógł znaleźć ani Purpurowych Smoków ani nawet Kraangów. Cóż za niefart – pomyślał. Po godzinach bezowocnych poszukiwań, jego stopy zaprowadziły go w pobliże mieszkania April. Zaśmiał się lekko w duchu. Może złoży jej wizytę i przy okazji trochę się ogrzeje, w końcu luty nadal był mroźny. Zeskakując na balkon rudowłosej dziewczyny, Raph złapał swoje odbicie w lustrze. Przez ostatnie miesiące urósł i nie był już taki niski jak zawsze. Jego nabrzmiałe mięśnie u rąk i nóg dumnie reprezentowały jego imię. Nie wspominając o jego przenikliwych jasnozielonych oczach, które porażały każdego przeciwnika, który w nie spojrzał. W końcu- pomyślał. Był już dorosły i czas najwyższy, aby jego wygląd również dostosował się do jego wieku. Zapukał w szybę i chwilę odczekał, aby April go wpuściła. Dziewczyna zjawiła się i obdarowała go szerokim uśmiechem, gdy otwierała mu okno.

- Raphael! Jak miło cię widzieć! Co cię do mnie sprowadza? – przywiała go radośnie, gdy obejmowała go za szyję. Na szczęście teraz był od niej wyższy i nie zauważyła małego rumieńca na jego policzkach, gdy przyciągnęła go do ciasnego ucisku.

April również wydoroślała przez te ostatnie kilka lat. Jej rude włosy sięgały do ramion i nosiła je rozpuszczone, założone za ucho. Nie była już taka drobna. Cotygodniowe treningi z Mistrzem Splinterem wzmocniły jej sylwetkę. Była także krągła we wszystkich miejscach, gdzie było to kobiecie potrzebne. Raphaelowi bardzo się to podobało, ale nigdy nikomu by się do tego nie przyznał. Lubił obserwować, jak porusza się jej ciało, gdy poruszała się energicznie po legowisku.

- Hej April – odpowiedział jej, gdy wreszcie go puściła. – Byłem w pobliżu i pomyślałem że wpadnę, chyba nie przeszkadzam? – zapytał wciąż zmarznięty.

- Niee, oczywiście że nie i tak siedzę tu sama. Tata pojechał na coroczny konwent naukowców, więc najbliższe dni mam wolne – odpowiedziała mu, idąc w głąb mieszkania.

Raphael podążał za nią wzrokiem, gdy dostrzegł kieliszek wina wraz z butelką na stole kuchennym. Obok nich leżało modowe czasopismo.

- To twój pomysł na Walentynki? – spytał ją z uniesioną brwią. April prychnęła.

Zielone Walentynki TMNT 2012Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora