Rozdział 9

94 18 6
                                    

Sala, w której się znajdowali, przypominała trochę laboratorium jakiegoś szalonego naukowca. Oprócz skórzanego krzesła, które miało pasy do przypinana pacjentów, znajdował się tu również rząd półek z pustymi, częściowo zbitymi flakonikami. Jimin nigdy nie był w tym miejscu. Wydawało mu się obce i zimne. Nie za bardzo rozumiał, dlaczego spotkali się właśnie tutaj. Myślał, że przesłuchanie odbędzie się w gabinecie Seokjina.

– Masz zamiar go torturować, czy co? Nie jest tu zbyt przyjemnie – zauważył, zanim do środka wprowadzono Jungkooka.

– Zobaczysz. Ale to, co się tu wydarzy musi pozostać między nami – ostrzegł go, cedząc każde słowo. Jimin myślał, że to jakiś głupi żart, ale wszystko wyglądało naprawdę jak z jakiegoś horroru. Nie rozumiał, dlaczego Seokjin był taki poważny. Może chciał go nastraszyć.

– Przestań tak mówić. Zaczynam się ciebie bać.

– Mówię serio – powiedział, patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem. – Nikt nie może się dowiedzieć. Przede wszystkim Taehyung. Dlatego zachowaj to dla siebie. Obiecaj – nakazał, a w jego oczach zobaczył podejrzane iskierki.

– Ale go nie skrzywdzisz, prawda? – Może to była jakaś sala tortur. Nie miał nawet pojęcia o jej istnieniu. W końcu w obozie nigdy nie było żadnych więźniów. To pierwszy raz, kiedy trzymali tu kogoś z zewnątrz, a na dodatek gracza.

– Nie zabiję go. Nie martw się – Skinął głową, a jego twarz nieco rozpromieniała. – Powiedz, dlaczego tak ci na nim zależy. Czy nie mówiłeś zawsze, że nienawidzisz Red Five?

– Jungkook jest inny – skomentował, nie chcąc się w to bardziej zagłębiać. Jak miał mu wyjaśnić relacje, która się między nimi wytworzyła. Sam wciąż jej nie rozumiał.

Chwilę później żołnierze wprowadzili go do środka i posadzili na krześle, przypominającym to elektryczne z jakiś filmów grozy. Martwił się, co planuje Seokjin. Dobrze, że chociaż mógł być na miejscu i w razie czego zareagować. Powoli zaczynał się denerwować.

– Co chcecie wiedzieć? – zapytał, gdy zostali we trójkę.

– Wszystko o planach ataku i twoim szefie Yoongim – Seokjin usiadł na stołku przed nim, uważnie go obserwując.

– Nie było żadnego większego planu. A nawet jeśli to by mi o tym nie powiedział. Nie dzieli się z nami takimi rzeczami.

– Czyli musi mieć, jakąś wielką moc, skoro był pewny wygranej. Gracze z kartą Króla potrafią panować nad ludzkim ciałem i umysłami.

– To prawda. Yoongi generuje ból. Potrafi to robić na odległość, ale ma też swoje ograniczenia. Nie może kontrolować więcej niż dwóch osób jednocześnie – powiedział, nawet przy tym nie mrugając. Nie wyglądało, jakby kłamał. To było tym bardziej przerażające. Jeśli Yoongi rzeczywiście umiał takie rzeczy, był niezwykle niebezpieczny. Słabym punktem każdego człowieka było cierpienie i dlatego mogło prowadzić do agonii, a nawet myśli samobójczych. W końcu każdy miał swoje granice, które w momencie notorycznego naruszania pękały.

– A twoja moc? Nic o niej nie mówisz.

– Jestem odporny na zranienia. Yoongi nauczył mnie to kontrolować i dlatego zawsze wygrywałem w boksie. Jimin pewnie ci mówił, że brałem udział w nielegalnych walkach. Dzięki temu byłem praktycznie niezniszczalny.

– W takim razie to dziwne, że nie wysyłał cię na front.

– Dobrze strzelam, dlatego w większości akcji jestem snajperem. W bezpośrednim starciu z innymi graczami moje moce nie są aż tak przydatne. Wasi ludzie władają ogniem i roślinami, nie pokonałbym ich swoimi pięściami.

Card War [jikook]Where stories live. Discover now