Rozdział 1

66 2 0
                                    

Biegałam po pokoju, upewniając się, że wszystko już spakowałam.

-Ciuchy są, kosmetyczka, prostownica. Rzeczy do szkicowania też są. - mówiłam do siebie pod nosem. Wiedziałam, że jak czegoś zapomnę, to mama wszystko mi doślę, lecz wolałam jej nie naciągać na dodatkowe koszta, bo taka wysyłka nawet najmniejszej rzeczy, musiałaby kosztować krocie.

-Dobra jeszcze telefon, książka i słuchawki, żeby nie umrzeć z nudów podczas lotu. - dodałam, po czym usłyszałam chrząknięcie, przez które podskoczyłam.

- O Boże! Xander ty debilu! Czy Cię do reszty pojebało!? Chcesz, żebym dostała przez Ciebie zawału!? - nawrzeszczałam na swojego brata.

-Słownictwo! - wycedził przez zaciśnięte zęby, ze zmarszczonymi brwiami. Nie lubił jak przeklinałam, uważał, że kobiecie nie wypada. Kobiecie nie wypada, ale mężczyźni mogą klnąc na potęgę? Po sekundzie jednak wyraz jego twarzy uległ zmianie i uśmiechnął się szeroko. - Z nudów, to Ty kochana siostrzyczko nie umrzesz, bo przecież lecisz ze mną.- powiedział to poruszający zabawiadzko brawami, mój niepodobny do mnie bliźniak.

Tak, jesteśmy bliźniakami, ale w ogóle do siebie niepodobnymi. Ze wspólnych cech łączyły nas tylko i wyłącznie piegi na nosie, no i może wysportowana sylwetka. Ja i moje 165 centymetrów wzrostu, do tego rude włosy i zielone oczy, a to wszystko po mamie. Za to on wysoki metr 85 wzrostu, brązowooki brunet. Xander poza piegami, nie ma nic z naszej irlandzkiej rodziny, czyli musi być podobny do NIEGO.

-Przyszedłem powiedzieć, że już wszyscy czekają na dole i za 15 minut ruszamy na lotnisko, więc zbieraj się krasnalu. - posłał mi te ironiczne spojrzenie, a ja złapałam najbliższa rzecz, jaką miałam pod ręką i w niego rzuciłam. Miał szczęście, że to tylko poduszka.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a polecisz tam sam. A wszyscy wiedzą, że na tę wymianę dostałeś się wyłącznie dzięki mnie. Więc życzę Ci powodzenia. - burknęłam, na co on posłał mi skruszony uśmiech.
-No już Liw, przecież wiesz, że Cię kocham i beze mnie byłoby Ci tam smutno. Za bardzo też byś za mną tęskniła, właśnie dlatego lecimy razem. Ty będziesz podbijać świat swoimi pracami, a ja będę imprezował. – powiedział, a ja spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami – oczyy...wwiście będę Cię wspierał. - zająknął się, ale od razu szeroko uśmiechnął i odrzucił poduszkę na moje łóżko.
-Jak jesteście spakowani, to chodźcie na dół, bo chyba nie chcecie spóźnić się na samolot!– usłyszałam głos mamy z dołu.
-Daj, ja zniosę walizkę, a Ty dopakuj całą resztę do torby podróżnej. Będę czekał na dole. – powiedział Xander, po czym wziął walizkę i zszedł na dół.

Rozejrzałam się po pokoju. - To tylko rok. - pomyślałam, a następnie się odwróciłam i wyszłam z pokoju.


Na dole czekali już wszyscy. Mama, wujek Will i babcia z dziadkiem. Z dziadkami pożegnaliśmy się już wczoraj, pomimo tego przyjechali, żeby wraz mama i wujem odwieźć nas na lotnisko.
-Wszystko macie? - spytała mama. Widziałam, że była bardzo przejęta. Cieszyła się, a zarazem martwiła jednocześnie.

-Na pewno wszystko mają, przestań tak panikować – powiedział jej brat. Także byli bliźniakami, lecz byli do siebie bardzo podobni, nie tak jak ja z Xanderem, my jesteśmy swoim przeciwieństwem, również z charakteru. Dzieci dziadków byli rudzi, piegowaci, z dużymi zielonymi oczami. Różni ich tylko wzrost, bo mama była o ponad głowę niższa od Willa.
-Przestań Will mnie denerwować, przecież przez rok ich nie zobaczę. - zająknęła się, próbując powstrzymać płacz.
- Mamita nie płacz, przecież będziemy dzwonić. – powiedział Xander,
- Właśnie. – dodałam i wtuliłam się w nią z całej siły, dodając – To tylko rok. Zobaczysz, szybko zleci i nim się obrócisz, będziemy z powrotem.
- Dokładnie i będziesz żałować, że tak szybko wróciliśmy. - powiedział mój brat, a mama trzepnęła go w bark.
- Nawet tak nie mów! – powiedziała, ocierając łzy wierzchem bluzki.
- Koniec tych smutków. Jedziemy, bo samolot odleci bez was. – przemówił dziadek, obejmując mnie i mamę – No już kochanie, Oliwia ma rację i nim się obejrzysz, wrócą do domu i będziesz miała tę dwójkę przy sobie.
- No dobrze, Alexandrze spakujcie walizki do samochodu wraz z Willem. A ty Oliwio chodź ze mną, chcę z Tobą jeszcze porozmawiać. - powiedziała mama, lecz nim się obróciła, dodała – Mamo, tato wy już idźcie, spotkamy się zaraz na miejscu.

I need youWhere stories live. Discover now