studio

796 93 80
                                    

Następnego dnia Louis przygotował dla niego niespodziankę, która okazała się być najlepszym, co mogło go spotkać w ciągu całego życia.

Zazwyczaj nie wstawał razem z Louisem, gdyż mężczyzna wychodził z domu zaraz przed siódmą, a Harry nie był w stanie otworzyć tak wcześnie oczu, by chociaż się z nim przywitać. Dlatego tym razem, nie mogąc sobie pozwolić na opóźnienia, piosenkarz zdecydował się na przemoc — zamiast zacząć całować jego twarz i szeptać mu prośby o obudzenie się, złapał go za ręce i gwałtownie podniósł go do siadu. Kiedy Harry nie zareagował tak, jak sobie to wyobrażał, zrzucił kołdrę z jego ciała, po czym rzucił się na niego, by mocno go pocałować w obawie, że dostanie w głowę za tak nieprzyjemną pobudkę.

Ale Harry nie sprawiał wrażenia, jakby był zły. Wciąż był jednak zaspany, gdy bez tchu oddawał pocałunki, niemo prosząc o więcej dotyku.

— Wstajemy — oznajmił Louis, odrywając się od niego. Brunet spojrzał na niego zaskoczony. — Zabieram cię dzisiaj do studia. Mam dla ciebie... Prezent, który może ci się naprawdę spodobać, więc pospiesz się, żebyśmy się nie spóźnili.

Harry przetarł oczy palcami, próbując się dobudzić. Louis zaśmiał się na ten widok i ostatni raz ucałował jego usta, a następnie zszedł z jego bioder i ruszył w stronę kuchni.

— Dwadzieścia minut! Śniadanie zjemy w studiu! — krzyknął. W rzeczywistości mieli ponad pół godziny do wyjścia, ale wiedział, że kilka minut zapasu zawsze było im potrzebne. Louis uważał to za niedorzeczne, jak długo Harry się przygotowywał, ale rozumiał to, że dzięki temu czuł się u jego boku lepiej. — Nie możemy się dzisiaj spóźnić!

— Dobrze! — odpowiedział z łazienki brunet. — Mógłbyś sprawdzić, czy nie zostawiłem w salonie mojego swetra?!

— Mam go! Dziewiętnaście minut!

Louis wziął sweter do drugiej łazienki i położył go na kaloryferze, żeby był wystarczająco ciepły na chłodny poranek. Napisał wiadomość do Toma, że zaraz będą gotowi do wyjścia, po czym wrócił do kuchni, by przygotować kawę.

— Moglibyśmy dzisiaj pójść na zakupy? — zapytał piętnaście minut później Harry, wchodząc do salonu, w którym czekał na niego Louis i robiąc sobie drugiego warkocza. Ubrany był w czarne jeansy i białą podkoszulkę na ramiączkach, na którą miał zamiar ubrać jasnoniebieski, bawełniany sweter. Tego poranka nie zrobił sobie makijażu, ale pomalował usta błyszczykiem i nałożył odrobinę rozświetlacza. Wyglądał pięknie, jak zawsze. — Moja szczoteczka do zębów aż się prosi o wyrzucenie i potrzebuję innego żelu pod prysznic, bo twój jest okropny. Swędzi mnie po nim całe ciało.

— Może masz alergię na któryś składnik — odpowiedział i podał mu kubek z kawą, który Harry przyjął po tym, jak zapiął czarne spinki, by nie wypadały mu pojedyncze kosmyki włosów. — Położyłem ci sweter na kaloryferze, żeby był ciepły.

— Dziękuję, jesteś słodki — mruknął Harry, pochylając się, by go pocałować. — To co, idziemy? Wyrobiłem się cztery minuty przed czasem.

— Więc mamy jeszcze czternaście. Umówiłem się z Tomem na siódmą piętnaście.

— Ale mówiłeś, że mam się pospieszyć, bo...

— Usiądź i wypij ze mną kawę — przerwał mu z łagodnym uśmiechem Louis. Harry przewrócił na te słowa oczami, ale spełnił jego prośbę. — I daj mi jeszcze jednego całusa, żeby mój dzień był lepszy.

— Przez ciebie się nie pomalowałem — odparł z niezadowoleniem, a następnie cmoknął Louisa w nos. — Więc teraz będziesz musiał zasłużyć na porządny pocałunek.

you were here when i needed youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz