Rozdział 27: Krew na koszulce

751 23 0
                                    

Rozalia

Szłam pieszo na siłownie. Czy wybierałam się tam, żeby poćwiczyć? Oczywiście, że nie. Odkąd zrezygnowałam z siatkówki, to w ogóle nie ćwiczę, a moja kondycja spadła do zera. Był piątek po moich lekcjach, miałam zamiar zrobić sobie drzemkę. Ale jeden debil o imieniu Charlie zadzwonił do mnie, zaczął wrzeszczeć, że idzie z Camem, Mattem, oraz Neteo na siłownie, a iż się za mną stęsknił, to mam tam przyjść. Bo on potrzebuje mojego towarzystwa, a jak nie przyjdę, to wyniesie mnie z domu. Cały Charlie.
Więc wolałam tam pójść o własnych siłach. Siłownia znajdowała się w centrum. Do centrum miałam tak około 20-30 minut. Widziałam już szyld z napisem ,,siłownia". Weszłam do środka budynku, przy recepcji czekał na mnie Charlie. Przytulił mnie na powitanie.

- Dzień dobry, małpeczko.

- Cześć- odpowiedziałam.

Weszliśmy na sale, na której było pełno maszyn do ćwiczeń. Podeszliśmy do ławeczki, do wyciskania sztangi. Leżał na niej Matt, wyciskając ciężar. Przywitałam się z chłopakami.

- Dobra, teraz twoja kolej Net- powiedział Matt, wstając.

Rozglądałam się po siłowni, na jednej z maszyn ćwiczył Louis.
Co do kurwy, Charlie mówił, że go tu nie będzie. Nie chciałam się widzieć z Louisem, po ostatniej rozmowie z nim.
Powróciłam wzrokiem do ćwiczącego Neteo. Chłopcy z sobą rozmawiali. Dołączyłam się do ich rozmowy. Po chwili podszedł do nas Louis. Był zapatrzony w telefon. Jego włosy były mokre od potu, kleiły mu się do czoła. Był cały spocony. Luke podniósł głowę i automatycznie spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok, gdy zauważył, że się w niego wpatruje.

Co do cholery jest z tobą, Rozalii- pomyślałam.

- Dobra, czas się zbierać księżniczki, mamy robotę do zrobienia- odezwał się Louis.

Neteo odłożył sztangę na stojak i podniósł się do siadu.

- A co z Rozalią?- spytał Charlie.

- Spokojnie, poradzę sobie- odparłam.

Wzrok chłopaków był zwrócony na mnie. Telefon Louisa zaczął dzwonić.

- Przepraszam na chwile- powiedział, odchodząc na bok.

Po chwili czarnowłosy wrócił.

- Rozalia, mam prośbę- zaczął Luke.- Zajmiesz się Aidenem?

Spojrzałam w oczy bruneta. Może i Louis mnie zranił, ale coś w środku, chciało mu pomóc.

- Pewnie- uśmiechnęłam się uprzejmie.

- Dziękuję, dobrze to się zbierajcie. Rozalii pojedzie z nami, Zgarniemy Aidena. A później odwieziemy ich do mnie- rzekł.

- Wole, żebyście nas zawieźli do mnie. Ostatnio Isa i Aiden się polubili, więc będą mogli razem spędzić czas- odparłam.

- Dobrze, niech będzie- zgodził się czarnooki.

***

Z Louisem pojechałam po Aidena, a później do mojego domu. Chłopiec bardzo się ucieszył, że będę się nim zajmować. Aktualnie Aiden oraz Isabell bawili się w salonie. Nie wiem, w co się bawili, ale to nieważne. Najważniejsze, że się uśmiechali i śmiali.
Zrobiłam nawet im słodkie zdjęcie, jak się przytulali. Minęła już godzina, odkąd pilnowałam Aidena. Cały czas czekałam na chłopaków. Nie wiedziałam, co mieli do roboty. A jak się o to spytałam, to powiedzieli, że mam się nie interesować, bo kociej mordy dostanę.
Siedziałam na kanapie pilnując dzieciaki, oraz przeglądając social media.
Usłyszałam, jak ktoś zadzwonił do drzwi.
Wstałam z kanapy, ruszając do drzwi. Po drodze spotkałam Madison, która również miała zamiar otworzyć drzwi, osobie po drugiej stronie.

- Ja otworze, możesz popilnować dzieciaki?- spytałam.

- Pewnie- odpowiedziała uśmiechnięta Mad.

Kobieta poszła do salonu. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je. W progu stał Louis... z zakrwawioną koszulką. Jego knykcie były zdarte do krwi, jego szara koszulka była poplamiona od czerwonej cieczy, a z łuk brwiowy rozcięty, z którego małe stróżki krwi spływały. Louis musiał się z kimś bić.

- O Boże- przyłożyłam dłoń do ust.

- To nic takiego- machnął ręką.- Gdzie Aiden?- zapytał.

- Chodź, opatrzę ci to- powiedziałam.

- Nie trzeba, ja tylko po...- nie dokończył, bo mu przerwałam.

- Skończ pierdolić.

Chwyciłam go za dłoń, wciągając Louisa do środka.

- Lu, co ci się stało?- spytał dziecięcy głosik, za moimi plecami.

Spojrzałam przez ramię, za mną stał Aiden.

- Aiden, wracaj do salonu, do Madison i Is- rzuciłam.

- Dobrze- siedmiolatek wrócił do salonu.

Trzymając Louisa za dłoń, ruszyliśmy do łazienki w moim pokoju.

- Usiądź- wskazałam głową na toaletę.

Usiadł we wskazanym przeze mnie. Wyciągnęłam z apteczki gazy oraz wodę utlenioną. Podeszłam do Louisa, on za to rozszerzył swoje nogi, robiąc mi miejsce. Stanęłam pomiędzy jego nogami. Wylałam trochę wody utlenioną, na gazę. Przyłożyłam ją do jego łuku brwiowego. Gdy oczyściłam ranę na jego brwi, to zaczęłam oczyszczać jego zdarte knykcie. Trzymałam prawą dłoń chłopaka, w swojej. Poczułam na lewym policzku rękę czarnookiego. Uniosłam wzrok na oczy Louisa. W jego czarnych jak noc oczach coś błysnęło. Żal.

- Przepraszam...- wyszeptał Louis, prawie niesłyszalnie.

- Nie musisz...- szepnęłam, ale nie dokończyłam, bo Louis uciszył mnie pocałunkiem.

Oddałam pocałunek. Był on zachłanny, z tęsknotą. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Ręce Louisa spoczywały na moich biodrach, a moje zarzuciłam na jego szyje. Jego dotyk palił, tak samo jego palący wzrok na mojej twarzy. Oddychałam ciężko, Luke też.

- Muszę się już zbierać- odparł Louis.

Odsunęłam się, było cholernie niezręcznie.

- Okej.

Louis i Aiden razem opuścili mój dom. Ja wróciłam do swojego pokoju. Siedziałam na parapecie, przy otwartym oknie, było już ciemno. Noc była tak ciemna, mroczna, jak tęczówki Louisa.
Zastanawiałam się, co się stało, że Luke był cały zakrwawiony. Czemu mnie pocałował, gdy tak naprawdę byłam tylko jego zabawką...
Czułam się, jakby się mną bawił. Mieszał mi w głowie.

***

Tę noc przesiedziałam na parapecie, wpatrując się w gwiazdy. Na bezprzewodowych słuchawkach, słuchałam ,,Nothing Else Matters" od Metallica.
Ta sama piosenka płynęła z głośnika, gdy całowałam się z Louisem w deszczu, obok jego domu rodzinnego. Pamiętam, jak wtedy zaczynała się burza. I jak odgłosy burzy mieszały się z piosenką.

,,So close, no matter how far
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters..."
(Tak blisko nieważne jak daleko
Nie mogło być nic więcej, prosto z serca
Zawsze ufając temu, kim jesteśmy
I nic innego się nie liczy...)

***********************************************************************************************

Hej mam nadzieje że rozdział wam się podobał. Jak myślicie? Louis się przełamie i będzie chciał odbudować relację z Rozalią? 

Zapraszam na moją tablicę, gdzie czasami informuje was o różnych rzeczach.

A na moim ig informuje was o rozdziałach.

Instagram: koliwia216_

Tik tok: koliwia216_books

Miłego dnia/nocy Koliwa.

Mój mały promyczek #1 Nadzieja (Trylogia Promyczek) [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now