Prolog

341 13 9
                                    

Skylar

Pędziłam po omacku, nie oglądając się za siebie.
Gałęzie boleśnie raniły mnie po twarzy, ale w tamtym momencie to nie stanowiło nawet najmniejszego problemu.

Problemem za to byli oprawcy, którzy lada moment zorientują się, że uciekłam i zrobią wszystko, by mnie dopaść, a wtedy moje szanse na przetrwanie będą bliskie zeru, bo przy starciu z bandą rosłych mężczyzn, stanę się jedynie kruchą zwierzyną, którą w ułamku sekundy rozerwą na strzępy.

- „Biegnij". - Usłyszałam w swojej głowie.

Przedzierając się przez zarośla, myślałam tylko o jednym... O wolności, której tak desperacko pragnęłam. Czułam, że gdzieś w oddali, pomiędzy gęstwiną mrocznego lasu, znajduje się wyjście z tego piekła.

Piekła, w którym tkwiłam przez ostatnie tygodnie... A może miesiące? Sama nie byłam już pewna.

- „Straciłam przez to wszystko rachubę czasu."

Godzinami uciekałam pod osłoną ciemności, aż wreszcie dostrzegłam niewielką smugę światła, która w pewnym momencie nieśmiale wyłoniła się zza drzew. W tamtej chwili nie potrafiłam ocenić, czy to był tylko wytwór mojego zmęczonego do granic możliwości umysłu, czy prawdziwy obraz, ale nie miałam innego wyjścia, jak zaufać swojemu przeczuciu, które w środku podpowiadało mi, że podążam we właściwym kierunku.

- „Albo to, albo śmierć."

Z każdym kolejnym krokiem, światło przybierało na sile, a moja nadzieja rosła, bo to oznaczało, że wszystko działo się naprawdę, a ja byłam coraz bliżej upragnionej wolności.

Mówi się, że nadzieja jest matką głupich, ale prawdę mówiąc to właśnie ona dała mi siłę, by spróbować wyrwać się spod pęt niewoli i walczyć o powrót do domu.

- Jeszcze chwilka. - Wyszeptałam pod nosem, próbując nieco pokrzepić wycieńczone od nadmiernego wysiłku ciało, które wręcz błagało mnie o odpoczynek. - Dasz radę, już jesteś blisko.

Resztkami sił przebiłam się przez ostatnie, dziko rosnące krzewy, odgarniając je poranionymi do krwi rękami i wtedy zamarłam. Grunt pod moimi stopami się skończył, a ja stałam teraz nad przepaścią, prowadzącą wprost do ogromnego, spowitego ciemnością jeziora.

- „Szlag! I co teraz?!"

Wychyliłam się ostrożnie, by dokładniej zlustrować otoczenie i po chwili dostrzegłam, że światło, które mnie tu doprowadziło, wyłaniało się z latarenki, stojącej tuż obok malutkiego domku, znajdującego się po drugiej stronie jeziora. Ten obraz sprawił, że moje serce na moment się zatrzymało, a do oczu napłynęły mi łzy. Wolność była tuż na wyciągnięcie ręki, a ja musiałam tylko podjąć decyzję.

Wycofać się wgłąb lasu i szukać bezpiecznej drogi do domku, albo...

Skoczyć...

Prosto w macki ciemnej otchłani, która znajdowała się kilkanaście metrów niżej.

Pierwsza decyzja była dużo bardziej rozsądna, ale wiązała się z pieszą wędrówką, która potrwałby co najmniej jeden dzień. Druga opcja za to znacznie przyśpieszyłaby mi dotarcie do domku, ale była niewyobrażalnie ryzykowna i niebezpieczna.

Spojrzałam w dół, by dokładniej oszacować wysokość, na jakiej się znajdowałam i momentalnie poczułam, jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Tuż pode mną, znajdowały się niebezpiecznie wystające skały, których szpice groźnie iskrzyły się w blasku księżyca.

- „Nie wiem czy dam radę." - Pomyślałam i trzęsącymi się dłońmi otarłam słone łzy, które z nadmiaru adrenaliny gęsto spłynęły po moim rozgrzanym policzku.

HuntedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz