👑 24 👑

110 5 23
                                    

Maj, A.D. 1380
Strzelce Opolskie

Robię to dla ciebie, ojcze. Dla naszego rodu... Dotknęła pierścienia, po czym ruszyła na spotkanie z narzeczonym. Czuła na sobie spojrzenia wszystkich zebranych na dziedzińcu zamku, który niedługo miał się stać również jej domem. Starała się iść pewnie, ale powoli, głowę unosić wysoko, ale też jej nie zadzierać, nie uśmiechać się, ale nie mieć naburmuszonej miny. Przesunęła wzrokiem po dzieciach Bolesława - miał czterech synów i jedną córkę. Tylko jeden z nich wyraźnie górował, zatem musiał być najstarszy. Reszta mogła być, albo zbliżona do niej wiekiem, albo nawet młodsza. Dreszcz spłynął jej po plecach. Zatrzymała się w odległości dwóch kroków od księcia. Nie dygnęła. To ona była córką króla, on jeno zwykłym księciem. On winien się przed nią kłaniać. Zamiast tego jednak uśmiechnął się do niej, uwydatniając zmarszczki w kącikach oczu, na czole i policzkach. Kolejny dreszcz spłynął jej po plecach. Już przestała się czuć jak dorosła królewna.

- Witaj w Strzelcach, Jadwigo - odezwał się swoim niskim, lekko ochrypłym głosem - Mam nadzieję, że niedługo nazwiesz to miejsce swoim domem.

Dobre wychowanie nakazało odpowiedzieć lub przynajmniej uprzejmie się uśmiechnąć. Kazimierzówna zdobyła się na wymuszone uniesienie kącików ust. Bolesław musiał nie zauważyć lub zwyczajnie przemilczeć jej oschłość i milczenie. Zaoferował jej ramię, które przyjęła i wprowadził narzeczoną do środka.

***

Czerwiec, A.D. 1389
Strzelce Opolskie

Od karczmy na zamek wieść musiała ponieść się szybko. Gdy jej orszak wjeżdżał na dziedziniec, wszyscy już czekali. Przełknęła ciężko ślinę, gdy w pamięci pojawiły się obrazy sprzed paru lat. Obiecała sobie, że już nigdy tu nie wróci, nie będzie rozdrapywać ran. Tym razem odważyła się jechać konno, przez co mogła zobaczyć jak wielkim zainteresowaniem cieszyło się jej przybycie. Ludność wyszła na ulice, pozdrawiała ją i Kazika, wielu krzyczało, że ją pamięta, rodzice pokazywali ją swoim dzieciom, starcy patrzyli nań z nadzieją. Nie odpowiadała na żaden z gestów. Była całkowicie skupiona na tym, co ją czekało - ponowne spotkanie z pasierbami. Zauważyła ich jeszcze zanim przekroczyła bramę. Tym razem była ich czwórka - Bolko, Bernard, Henryk i Anna. Z daleka czuła moc, z jaką świdrowali ją spojrzeniami. A najbardziej Bolko. To spotkania z nim obawiała się najbardziej.

Zatrzymała konia i zsunęła się z siodła, nim ktokolwiek przybiegł jej z pomocą. Pogłaskała gniadą klacz po ciemnej szyi i poklepała po karku. Zerknęła w bok, gdzie za jej wierzchowcem ustawiała się reszta, w tym Kachna. Dwórka patrzyła prosto na nią, bez emocji i z powagą. Nie potrzebowała najmniejszego gestu, by wyczytać z twarzy księżnej strach i niepewność. Skinęła lekko głową i uniosła kąciki ust. Zaraz obok niej pojawił się Mieszko, pewny i jak zwykle gotowy do walki. Jadwiga odwzajemniła gest przyjaciółki, jednak z mniejszym zapałem. Kazik chciał podejść do matki, ale Kachna złapała go za rękę i zatrzymała. Chłopiec próbował się wyrwać, spojrzał pretensjonalnie na dwórkę, a potem na matkę. Ta wypuściła ciężko powietrze i podeszła do syna. Kucnęła przed nim i złapała go za dłonie. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale on ją ubiegł.

- Co się dzieje, mateńko?

Pogłaskała go delikatnie po policzku.

- To dla mnie trudna chwila - odpowiedziała szczerze - Tutaj poznałam twojego ojca, wyszłam za niego, a później urodziłeś się ty. Nie pamiętasz tego miejsca, bo byłeś wtedy bardzo mały.

- Jest ci smutno, bo już go tu nie ma?

Nie mogła zaprzeczyć. Kazik był jeszcze za mały, by wszystko mu wyjaśnić. Przede wszystkim - by zrozumiał. Czuła, że Kachna patrzy na nich w napięciu. Jadwiga tylko uśmiechnęła się i znów przesunęła kciukiem po gładkim policzku syna.

Jej przeszłość... Ich przyszłośćWhere stories live. Discover now