ix. kordia

25 2 2
                                    

mojemu złotemu chłopcu;
chciałam zakląć nasz własny poblask
w martwych sercach słów
i był zbyt żywy

kocham Cię, N.
[zjesz mnie za frazesowanie]


Słońce padło na drewniane deski werandy, wydobywając z nich najcieplejsze letnie tony. Feliks Lipiński uniósł dłoń tak, żeby jej cień padł mniej więcej na jego zmrużone oczy i odłożył filiżankę pełną parującej kawy na tarasowy stolik. Usiadł w wiklinowym fotelu, zakładając nogę na nogę dla własnego komfortu, moszcząc się wygodnie. Sadowe liście mieniły się ciemnym zielonym, na który tu i ówdzie padało słoneczne złoto, a w powietrzu brzmiał rzewny, nieco oddalony źródłem ton fortepianu; zapewne Fryderyk zaprotestował przeciw skrupulatnej polityce roboczej jego siostry, zamiast butelek pełnych soku wybierając czarno-białe klawisze instrumentu stojącego w salonie. Może i Lipińscy preferowali skrzypce, ale sympatii do muzyki samej w sobie nie można było im odmówić.

Chwycił za uszko naczynia i podniósł je do ust, czując gorzki aromat maskowany nutą mleka. Zamoczył usta w kawie, po chwili jednak odsuwając je od filiżanki z cichym sykiem. Cierpliwość była jego względnie mocną stroną, ale nie sprawdzało się to w przypadku kofeinowego apetytu wzbudzonego przepracowanym dniem i jak najbardziej sprzyjającą scenerią.

Między rzędami summitów zamajaczyły dwie sylwetki ludzkie, co zauważył bez szczególnego poruszenia. Mniemał, że jego jedynak i jego gość mogą znajdować się w sadzie, zważając na to, że nigdzie w domu ich nie było, kiedy wrócił, a wydawało mu się, że do akrów pełnych czereśniowych drzew mało miejsc mogło umywać się w kwestii potencjalnych lokacji na przyjemny odpoczynek na świeżym powietrzu. Tudzież podjadanie słodkich owoców, jedno z dwóch.

— Panie Feliksie, smyczkowcy pojawili się już z powrotem? — Regina wyrosła niemal jak spod ziemi, trzymając pod pachą pudełko z jakąś grą planszową, chyba Monopoly. — Chopinów już odfajkowałam jako chętnych.

Skinął głową, a z wnętrza domu dobiegały coraz to agresywniejsze etiudy. Chopin najwyraźniej próbował swych sił w fortepianowej komunikacji niewerbalnej z Ludwiką w kategorii NIE MAM ZAMIARU NIEWOLNICZO PRACOWAĆ BEZ CHOĆBY PRZERWY NA JEDEN MAŁY WALC PODŁA KOBIETO.

— Właśnie wyłaniają się z sadu, o, tam.

— No, dobra. Może ich pan wstępnie spyta, czy chcą się postresować i zniszczyć parę wieloletnich przyjaźni, a ja skoczę przypilnować, żeby Chopinowie nie pozabijali się jeszcze przed pierwszą rundką? Fryśko chyba właśnie wyciągnął z rękawa jakieś fantazje, a to znaczy że jest źle.

— Spytam, spytam — mruknął, po raz kolejny podchodząc do próby wzięcia łyka kawy. Po raz kolejny cudownie nie przestygła. — Nie wierzę, że mam to piekielne rodzeństwo prawie na co dzień i jeszcze nie osiwiałem. Cześć i chwała Justynie za utrzymanie ich w jakichkolwiek ryzach przez tyle lat.

— Złota kobieta — potwierdziła Regina, akurat w takt z mocniejszym rąbnięciem w klawisze. — Bozieńku, jak nie wrócę, proszę żeby ktoś zasadził na moim grobie chryzantemy złociste.

Lipiński przewrócił oczami z nieznacznym uśmiechem na tą dramatyczną informację. Kiedy dziewczyna zniknęła na powrót we wnętrzu domu, z powrotem przeniósł uwagę na dwóch skrzypków, teraz już znacznie bliżej niego. Karol uniósł rękę w powitalnym geście, a Niccolò niezręcznie zrobił to samo, wyglądając spięcie nawet jak na siebie. Odpowiedział im tym samym i wyprostował się lekko, czując jak strzelają mu kręgi piersiowe. Znakomite uczucie, tym bardziej z promieniami słońca padającymi mu na twarz.

— Panie Paganini, synu, mam wam do przekazania ofertę nie do odrzucenia — zagaił nonszalancko, kiedy wchodzili na płytę werandy.

O dziwo jednak, młodzi mężczyźni nie wydawali się podzielać tej swobody. Szare oczy Feliksa wydawały się błysnąć uważnie, kiedy tylko to zanotował, postanawiając nie kontynuować na razie swojej kwestii. Poczeka, zobaczy o co ten szum.

Jego pierworodny wypuścił powietrze, ramieniem niemal dotykając ramienia Włocha obok, kiedy obaj stanęli tuż przed starszym z Lipińskich.

— Tato? Chcielibyśmy ci coś powiedzieć. — Miast odpowiedzi dotarł do niego jedynie neutralnie czujny wzrok ojca, na co postanowił kontynuować bez zewnętrznej zachęty: — Tak się składa, że ja i Niccolò... Niccolò jest dla mnie ważny. W szczególny sposób. I uważamy, że będzie w porządku ci o tym powiedzieć.

Feliksowi drgnęła brew, jednak nic poza tym. Na moment zawiesił przenikliwy wzrok na postaci swojego dziecka, zaraz przenosząc go jednak na jego towarzysza.

Paganini poczuł panikę, niewyobrażalną panikę takiej konfrontacji, która w większości jego lat nastoletnich okazywała się przytłaczająca i odbierająca mu całą zadziorność. Nie potrafił wtedy stawić się własnemu ojcu, skupionemu na wykreowanej przez siebie wizji syna doskonałego (to jest kukiełki grywającej na skrzypcach większość doby). Nie umiał odeprzeć od siebie sporadycznych, chłodnych obelg matki. Obelg? Nie wiedział właściwie, jak określać jej komentarze, ale zawsze czuł się po nich niewystarczający, niemal tak samo jak po razach od ojca. Potrafił zastygnąć bez ruchu i bez głosu, licząc cicho na to, że bierność znudzi oprawcę (oprawcę? Jestem twoim rodzicem, do cholery, wiem co jest dla ciebie dobre, tu ingrato e piagnucoloso bambino. Nie pyskuj. Znajdziesz sobie lepszych rodziców? Jesteśmy tylko jedni i tego nie zmienisz). Czasem fizycznie od tego mdlał albo wymiotował, oczywiście tak, żeby nie wyjść na szukającego uwagi gówniarza-symulanta. Wciąż miewał przez to ataki paniki, z którymi czasem było mu trudno sobie poradzić, nawet z poradami terapeutki.

Ale Feliks nie był jego rodzicami. Był ojcem jego partnera. I nie każdy rodzic był taki, jacy byli ci jego, co też przyszło mu sobie z trudem uświadomić.

Odetchnął głęboko, skupił się na tej świadomości. I wraz z kolejnym wdechem musnął palcami wierzch dłoni Karola; zdawało mu się, że wyczuł jego spokojny puls.

— Ja i Karol jesteśmy partnerami. Cenię go.

Feliks uniósł kącik ust.

— Proszę, panie Paganini, nie dość że potrafi się pan porozumieć ze skrzypcami, to ze skrzypkami też, jak wnoszę. Dziękuję, że czujecie się ze mną na tyle komfortowo, że mi o tym mówicie. Będę teraz chwalił się też zięciem. Znaczy, oficjalnie chyba mogę pana tak nazywać, panie Paganini?

Włoch, nagle cały wręcz otępiały z ulgi, skinął głową, czując się jakby uniósł się gdzieś poza ciałem. Dziwaczne uczucie, ale chyba było pozytywne. Tak myślał.

Młodszy Lipiński natomiast zamrugał kilkukrotnie w czystym zdziwieniu, przekrzywiając głowę na bok.

— Przyjąłeś to znacznie spokojniej niż wiedzę o Reginie. Znaczy, jest mi cholernie miło że to w porządku dla ciebie i nic się między nami nie zmieni i w ogóle, ale... Nie zdziwiłeś się?

— Jeżeli chciałeś mnie tym zaskoczyć, mogłeś mnie nie dodawać na prywatnego Instagrama. Za dużo obrazków z tą fajną flagą i tych z kotkami, pod którymi piszesz panu Paganiniemu o patrz to my z milionem emotikon na końcu udostępniasz w relacjach z zielonym kółkiem, geniuszu zbrodni.

— Nie mów, że wiedziałeś dłużej niż miesiąc — jęknął cierpiętniczo Karol, nie mogąc jednak powstrzymać wielkiego, szczerego wyszczerzu.

— Ponad pół roku. Jeżeli kogoś kiedyś zabijesz, daj to zatuszować swojemu wybrankowi, bo nie będę próbował wyciągać cię z więzienia jakimiś kosmicznymi kaucjami.

Jego syn pokręcił głową w manierze wielkiej dezaprobaty dla własnej nieprzemyślności, po czym pochylił się nieznacznie, żeby obdarzyć Feliksa mocnym uściskiem. Starszy mężczyzna poklepał go po plecach i zmierzwił mu złote kosmyki dłonią, przymykając oczy w manierze zadowolenia. A kiedy otworzył je po dwóch, może trzech sekundach, spojrzał na Niccolò.

Kiwnął głową z aprobatą, a Włoch odpowiedział tym samym. Chyba nie musiał się silić na słowa, i dobrze. W sumie było całkiem dobrze.

— Dzięki, tato — mruknął Karol, czując lekki zapach wody kolońskiej rodzica, zapach kawy i słońca. — Naprawdę.

— No, już, już. Dobrze, że mówicie akurat teraz, bo nie musicie się powstrzymywać z nadchodzącym rychle rozwodem. Regina proponuje na dziś popołudnie Monopoly z Chopinami, więc bez ofiar się nie obejdzie.

Paganini pomyślał, że dobrzy było dać się naciągnąć partnerowi na ten wyjazd.

Czereśniowe ciasto podjadane przy okazji przygotowań do gry faktycznie smakowało dzisiaj jak słodka ambrozja.

𝐏𝐑𝐀𝐄𝐃𝐈𝐔𝐌. 𝐥𝐢𝐩𝐢𝐧𝐢𝐧𝐢 𝐬𝐡𝐨𝐫𝐭 𝐧𝐨𝐯𝐞𝐥Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang