22. [2 lata wcześniej] cz. V

823 81 15
                                    

-A więc- wzięła głęboki wdech- Wszystko zaczęło się zaraz po zakończeniu szkoły i rozdaniu świadectw. Pojechaliśmy to świętować. Ja, Freddie, Aaron, Pattie, Maddie, Luke i Cory. Całą paczką z dawnych czasów, jak byliśmy mali. Brakowało tylko Lizzie, ale jakoś nikt za nią nie tęsknił. Nie ważne. Zabawa trwała w najlepsze. Był alkohol, w pewnym momencie pojawiły się też narkotyki. Nie wiem kto i skąd je miał, nie pamiętam. Nie pamiętam praktycznie większości tego wieczoru. Następnego dnia obudziłam się w pokoju hotelowym razem z Freddiem w łóżku. Jak się później okazało, w nocy… udzielono nam ślubu… Tak, wiem, że to brzmi dziwnie. Ta miejscowość, miasteczko, w którym byliśmy- to była jakaś nieudolna kopia Las Vegas, czy coś. Ślubu udzielił nam zapewne Elvis Presley przy dźwiękach ABBY. Czułam się z tym okropnie, ale najwyraźniej Freddiemu to nie przeszkadzało. Powiedział, że i tak byśmy to w końcu zrobili i tak jakby… Wtedy mi się oświadczył. A ja… On wyglądał na takiego szczęśliwego. Nigdy go takiego nie widziałam. Więc się zgodziłam. I na początku wszystko było okej. Odremontowaliśmy przybudówkę u Stone’ów, zamieszkaliśmy tam we dwójkę i dobrze nam było. Tak, jak gdyby nic się nie stało i dalej byliśmy normalną parą. I wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Ten fakt już tak nie uszczęśliwił Freddiego jak ślub, ale cieszył się. Mówił, że będziemy prawdziwą rodziną, znajdzie dobrą pracę i zamieszkamy w prawdziwym domu. Ale to były tylko słowa. Wszystko powoli zaczynało się walić. Dziecko w drodze coraz częściej stawało się dla niego problemem, a nie powodem do radości. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz mniej czasu, w pewnym momencie czułam się przez niego zupełnie olewana. Nie obchodziło go co dzieje się ze mną, jak się czuję. Upijał się. Bardzo często. Wracał z pracy bardzo późno, ja na niego czekałam, a on był pijany, krzyczał na mnie, rzucał się, robił awantury. Nie dałam na siebie podnieść ręki. Znosiłam to jakoś, pomagał mi w tym Aaron. Bywał u nas w domu częściej niż mój, bądź co bądź, mąż. Aaron chodził ze mną na wszystkie badania, robił zakupy, sprzątał, gotował. Istny anioł. I wtedy zorientowałam się… zrozumiałam, że…

            To jego zawsze kochałam. To w nim byłam zawsze zakochana. Nawet, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nie sądziłam też, że praktycznie wszystko co robiłam- to, że zaczęłam chodzić z Freddiem i spędzałam z nim tyle czasu, że przekonywałam się, że jestem w nim zakochana- zrobiłam po to by być po prostu bliżej Aarona. Tylko, że wszystko się skomplikowało. I za późno odkryłam własne uczucia. Bo było już za późno.

            Tego wieczora… Freddie znowu się ze mną pokłócił. Przyjechałam z małym ze szpitala, a on nic nie zrobił, dzieciak nie miał nawet gdzie spać. Wściekłam się, bo w dodatku Freddie był jak zwykle pijany. Wyrzuciłam go z domu. Chwilę później przyszedł Aaron. Próbował mnie uspokoić i wtedy… Ja… ja go pocałowałam. Freddie stał w drzwiach. Wszystko widział… Po raz pierwszy w życiu widziałam go takiego. Pomimo, że był zupełnie pijany… wydawał się… Riley ja go tak bardzo skrzywdziłam! Ja nie chciałam… I wiesz co on wtedy zrobił? Myślałam, że on będzie wściekły, zacznie rzucać talerzami, uderzy mnie, albo Aarona. Ale on nie zrobił żadnej z tej rzeczy. Po prostu, otarł łzę z policzka i wyszedł. Jak gdyby nigdy nic. Tej samej nocy spakowałam się i uciekłam. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do tego, żeby skrzywdzić kogokolwiek na kim mi zależy. Więc postanowiłam się usunąć. Nie mogłam patrzeć w oczy państwa Stone, tym bardziej Aarona. Freddie zniknął. Zapadł się pod ziemię.

            To dlatego od wszystkiego się odcięłam. Nie jestem już Sophie Moore. Ona miała pasje, marzenia, była nieszczęśliwie zakochana, a później wszystko spieprzyła. Chyba rozumiesz, że nie chcę nią być. Dlatego zmieniłam imię. Vivi to wersja Sophie, nie wymyślałam niczego bardziej kreatywnego.

            I jeszcze jedno. To nie jest tak, że ja nie chcę się z tobą przyjaźnić. Kiedy patrzę na ciebie, wracają wspomnienia. Z dzieciństwa, kiedy jeszcze wszystko było dobrze…

            Vivi urwała wybuchając głośnym płaczem. Już od paru minut po jej policzkach spływały łzy, jednak teraz płacz stał się nie do powstrzymania, słowa tkwiły jej w gardle. Riley nie widziała jeszcze nigdy nikogo w tak głębokiej rozpaczy. Nawet ona nie miewała, aż takich napadów smutku i płaczu. Teraz i ona nie mogła powstrzymać łez napływających do oczu.

            -Riley posłuchaj mnie- odezwała się słabym głosem Vivi, dławiąc się własnymi łzami- Nie jest jeszcze za późno. Nie odwlekaj tego tak jak ja. Wy macie jeszcze szansę. Nie popełniaj moich błędów. Może nasze historie różnią się w dość dużym stopniu, ale obydwie nie byłyśmy w stanie w porę przyznać się do własnych uczuć. Nie zmarnuj swojej szansy. On cię kocha.

            -Sophie, przestań, bo to nie takie proste…

            -Riley! Czy ty siebie słyszysz?! Zawsze wam tego zazdrościłam! Nieważne co się działo, jakie przeszkody stawały wam na drodze, zawsze byliście razem, zawsze się wspieraliście. Pamiętasz jak nie odzywaliście się do siebie przez prawie cały rok w liceum? Później wszystko było w porządku.

            -Obawiam się, że tym razem zaśpiewanie piosenki nie pomoże.

            -Jesteście najpiękniejszą historią miłosną jaką znam. Mogłam jej doświadczyć na własnej skórze i wiem, że wasze uczucie jest silniejsze niż myślisz.

            -Ta historia się skończyła. Niestety, bez szczęśliwego zakończenia…

            -Po raz ostatni widzieli się na ślubie Darrena, prawda? Ale to też była zupełna farsa…- mówiła Vanessa, ale zaczęła zwalniać kiedy zobaczyła wyraz twarzy Natha.

            -Nathaniel- zaczęła spokojnie, próbując się nie denerwować- Masz mi coś do powiedzenia? Dobrze wiesz, że znam to twoje spojrzenie.

            -Cooo?- zapytał dziwnie zdziwiony chłopak, przeciągając długo „o”- Przecież wszystkoooo jest oookej.

            -Nic nie jest oookej, kiedy przeciągasz „o”, pocisz się i mówisz wysokim głosem. Coś ukrywasz i chcę wiedzieć o co chodzi. Teraz.

            Nathan spojrzał przerażony na twarze swoich lokatorek i zaczął pocić się jeszcze bardziej. Rozglądał się nerwowo po kątach, próbując nie zwracać na siebie aż takiej uwagi, co raczej średnio mu wychodziło.

            -No dobra!- krzyknął w końcu- Tylko błagam, nie mówcie Declan’owi.

Dodałam. Czekam na komentarze, głosy- kocham Was naprawdę i dziękuję za wszystko ♥ Wesołych Świąt!!!

Never let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz