Rozdział 2

3 0 0
                                    

Dym wydostający się z moich ust wydaje mi się kreślić obłoki o dziwnie realnych kształtach. Wszystko jest niesamowicie spowolnione i rozmazane. Każdy dźwięk słyszę jakby przez bardzo grubą ścianę. Najprościej ujmując jestem niesamowicie pijana. 

Picie na pusty żołądek to bardzo duża głupota z mojej strony, ale od wczorajszej informacji nie byłam w stanie nic zjeść. 

Jest 5 nad ranem a ja jestem w jakimś opuszczonym budynku razem z Hope. Uciekanie z domu stało się moją codziennością od kiedy skończyłam 15 lat. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 2 lata temu ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ręce trzęsą mi się niesamowicie. Co ja pierdolę ja cała się trzęsę. Nie patrz w dół, nie patrz w dół. Schodzenie po balkonie na dół i w etapie końcowym puszczenie się barierek oraz liczenie na to, że przeżyję bardzo do mnie pasuje. Clem przecież nic się nie stanie do cholery. Pieprzyć. Puszczając najniżej położoną część balkonu mam ochotę krzyknąć, ale wiem że obudziłabym rodziców a wtedy skończyłabym gorzej niż ze złamaną nogą lub wstrząśnieniem mózgu. Upadam na ziemię dosyć boleśnie, ale o dziwo żyję i chyba niczego nie złamałam. Otrzepuję moje szare dresy i biegnę do wyjścia z terenu należącego do państwa Lindsey. Później kilka razy skręcam w jakieś uliczki aż znajduję się z daleka od wszystkich posiadłości. Dzisiejsza noc jest  piękna co jeszcze bardziej upewnia mnie, że to wyjście było genialnym pomysłem. Przechodząc jakąś łąką myślę jednak o tym, że nikt nie wie gdzie jestem w razie gdyby coś mi się stało. Później przypominam sobie, że tak na prawdę chyba nikogo by to nie obchodziło. Siadam na trawie żeby chwilę popatrzeć na niebo, które wygląda dzisiaj cudownie. Część jest przysłonięta przez chmury, ale za nimi dobrze widać jak księżyc próbuje się przez nie przebić. Druga część jednak jest zapełniona gwiazdami. Uwielbiam patrzeć na niebo zawsze wygląda inaczej. Spadająca gwiazda zwraca natychmiast moją uwagę. Ludzie uważają, że spełniają one życzenia. Osobiście w to nie wierzę. Spełnianie marzeń jest zależne tylko i wyłącznie od nas samych. Wydaje mi się, że ludzie tak na prawdę mają nadzieję patrząc na spadającą gwiazdę, że są w stanie dane marzenie spełnić, ale nie wierzą w sobie na tyle żeby zawierzyć sobie swoje marzenia i szukają alternatyw. Spadająca gwiazda moim zdaniem idealnie odwzorowuje śmierć. Taką spadającą gwiazdę zobaczy niewiele ludzi a jeszcze mniej zwróci na nią jakąś szczególną uwagę tak samo jak na śmierć jakiegoś człowieka. Większość nie będzie nawet wiedziała o istnieniu takiej osoby, niektórzy przyjdą na pogrzeb, ale nie będą wiązać z tym jakichś uczuć a inni po prostu wzruszą ramionami. W tym wszystkim jest też osoba albo kilka osób których śmierć tej osoby może poruszyć niesamowicie. Bo była im bliska, ale zachowali by się tak samo jak reszta kiedy ta sytuacja dotyczyła by osoby im nieznanej, której nic z nimi nie wiąże. To jest normalne, ale jak człowiek to sobie uświadamia to jakoś inaczej na to patrzy. 

Ostatni raz spoglądam na niebo i postanawiam ruszyć dalej. Zrobiłabym zdjęcie, ale nie brałam telefonu. Może to głupie, ale chciałam spędzić ten czas tylko ze sobą. Zauważam budynek chyba blok mieszkalny, który nie został dokończony. Raz się żyje. Z tą myślą wchodzę do budynku i natychmiast zauważam pełno  graffiti na ścianach i osypujący się tynk. Wchodzenie do tego budynku jest głupotą ze względu na to iż może się on zawalić albo mogę tu spotkać kogoś kto mógłby zrobić mi krzywdę, ale w tym momencie nie myślę zbyt logicznie. Wychodzę na dach budynku i kładę się na brudnej powierzchni, zamykam oczy i staram się odprężyć. Natomiast w pewnym momencie czuję jak ktoś kładzie się obok mnie. Natychmiast otwieram oczy w przerażeniu aby zobaczyć kim jest ta osoba.

- Spokojnie, młoda- okazuje się to być chłopak- nic ci nie będzie. Obiecuję.

-Nie wierzę ci. No chyba, że na mały palec.- chłopak otwiera jedno oko żeby popatrzyć na mnie z lekkim uśmiechem po czym wzdycha.

-Zgoda.

Po tym oboje leżymy już na dachu obok siebie przez kilka godzin. Nie wiem dlaczego zaufałam mu i nie uciekłam po prostu biło od niego jakieś ciepło. Chłopak leżący obok mnie ma piękną opaleniznę, która chyba jest naturalna. Czarne oczy i lekko zakręcone ciemne włosy. Ubrany jest w szary komplet dresowy dokładnie jak ja.

 Po tych kilku godzinach zdaję sobie sprawę, że powinnam wracać więc podnoszę się do pozycji siedzącej. Chłopak robi to samo.

- Ernest Star.

-Słucham?

-Moje imię. Ernest to moje imię.

-Clementine Lindsey.

-Miło cię było poznać Clementine Lindsey.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Ziemia do Clementine.- Hope macha mi przed twarzą ręką.- Co się dzieje Tess?

Nie mam pojęcia co jej tak właściwie odpowiedzieć. Kiedy widzę, że dziewczyna próbuje powtórzyć próbę wyciągnięcia ze mnie informacji ratuje mnie dźwięk muzyki.

- Dokończymy tą rozmowę a teraz chodźmy.

Wychodząc mijamy grupę chłopaków, którzy chyba nie spodziewali się tutaj nikogo. Mimo to nie komentują tego. Wsiadam z Hope do jej samochodu i szybko ruszamy w kierunku mojego domu. Dziewczyna zatrzymuje się ulicę od mojego domu aby dźwięk silnik nie zbudził moich rodziców. Nie wiem czemu. Może przez alkohol a może przez chęć wyrzucenia z siebie informacji o śmierci jedynej osoby z rodu Lindsey która o mnie dbała, ale wyznaję jej przyczynę mojego nastroju.

- Biana nie żyje.

Cisza. Hope spogląda na swoje ręce na kierownicy po czym kieruję wzrok na mnie.

-Przykro mi, promyczku.

Po tym mocno mnie przytula a ja nawet nie odwzajemniam uścisku. Nie mam siły. Chciałabym być już w łóżku więc po zapewnieniu Hope, że zadzwonię jak będę czegoś potrzebowała żegnam się z nią. Wchodzę na swój balkon przy pomocy drzewa, które rośnie obok. Dostrzegam lekko uchylone drzwi od balkonu co mnie dezorientuje, bo same nigdy się nie otworzyły. Bardzo powoli i ostrożnie wchodzę do środka. 

-Tess, gdzie ty byłaś?- słysząc głos Vita trochę się uspokajam, ale jednak czuję niepokój. Czemu przyjechał? -Dostałaś wiadomość od Biany?

-Jaką wiadomość?- chłopak marszczy brwi w niezrozumieniu. Moja mina wyraża to samo więc chłopak podaję mi kopertę, która jest zaadresowana do niego od mojej zmarłej babci. O co tu chodzi? W środku znajduje się mała karteczka i kilka słów, których nie jestem w stanie odczytać przez alkohol.- Trochę za dużo wypiłam, mógłbyś?

Mimo tego, że widzę iż chłopak nie jest zadowolony z mojego stanu bierze ode mnie kartkę i czyta na głos:

   Kwiaty mają w sobie tyle sprzeczności.

________________________________________________________________________________

Użyty został cytat z książki ,,Mały Książe" autorstwa Antoine de Saint-Exupéry.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 06 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Forbidden freedomWhere stories live. Discover now