XVI: Z przyjacielem się nie całujecie na biurku

151 32 71
                                    

|Kurt – teraźniejszość|

Sebastian Bennett przyszedł specjalnie do mnie. Porozmawiać, wyjaśnić i zrozumieć. Szukał mnie. Chciał zdobyć namiar na mnie. Już sam ten fakt sprawił, że miałem ochotę usiąść i się spoliczkować, bo to kolejny okrutny sen. Tylko że to działo się naprawdę. Naprawdę mnie obejmował tak mocno, jakbym miał zniknąć. Czułem ciepło jego ciała przy sobie tak realne, jak nigdy wcześniej. Jego włosy łaskotały mnie w nos. Zapach pobudzał wrażliwe nerwy. A Sebastian pachniał papierosami – oczywiście – i bzem. Pachniał bzem. Domyślałem się, że to zasługa jakiegoś szamponu albo żelu pod prysznic, ale gdy tak te zapachy się ze sobą zmieszały, bardzo mi do niego pasowały. Miałem przy sobie prawdziwego Sebastiana. Ciało przy ciele. Żaden sen czy wspomnienie.

Minęło tyle lat, a nasze traktowanie siebie nawzajem wcale się nie zmieniło. Uważnie mnie słuchał, wszystko w głowie przewalając, aby skrupulatnie dobrać odpowiedź. Żadnego drążenia na siłę. Wyglądał groźniej, aż w pewnym momencie obawiałem się, że jednak z jego starej wersji nic nie zostało. To tylko wyuczona postawa, która miała na celu wyłapać wszystkie uchybienia w rozmowie. Nie wiedziałem, gdzie się jej nauczył, ale była ona niepokojąca.

Jeszcze po przebudzeniu sądziłem, że moja relacja z nim jest nie do odratowania. Że wszystko przekreśliłem tym wyznaniem, a on swoim wyjazdem. Pojawienie się go w moim domu temu przeczyło. Skoro walczył, to mu zależało. Nie był gotów dać mi tego, czego bym oczekiwał, ale to nic. Tęskniłem po prostu za nim. Tego rodzaju bliskości z nim i tak nigdy nie doznałem, więc nie było czego rozpamiętywać.

Nie mówiąc już o tym, że miał córkę, więc zapewne i partnera. Wygłupiałem się tylko. Przymusił mnie do tej szczerej rozmowy, ale chciałem wierzyć – potrzebowałem wierzyć – że była ona konieczna do pogrzebania przeszłości. Jeśli tylko pozwoliłby mi przy sobie być. Wiadomościami, rozmowami czy spotkaniami. Tak bardzo chciałem go z powrotem w swoim życiu. Tylko czy nie szkodziłbym mu, jak szkodziłem przy związku z Jasperem? Nie stanowiłbym zbędnego koła? To skrycie bolało. Myśl, że byłem w pełni zależny od jego postanowienia. Było mi cholernie przykro, że straciliśmy tyle lat, podczas których to mogło potoczyć się inaczej. Bardziej po mojej myśli.

W tej chwili mogłem tylko rozkoszować się ulotną chwilą bliskości i zrozumienia. Sebastian nie wyśmiał mnie ani nie obraził. Jak dawniej zaakceptował słowa.

On ma dziecko, Kurt, nie stawiaj go w niewygodnej pozycji.

Odsunęliśmy się od siebie nieznacznie. Wewnętrznie ten niewielki dystans rozrywał mnie jednak do kości. Zdawałem sobie panicznie sprawę, że to się nie powtórzy. Bo nie może się powtórzyć. Dla dobra jego rodziny, której nie byłem częścią. Musiałem zrobić coś, żeby ułatwić mu odtrącenie mnie.

– Naprawdę przepraszam, że wszedłem z butami w twoje życie i w nim namieszałem. Nie musisz się mną przejmować. Powinieneś wracać.

– Powtórka z rozrywki – mruknął nisko, co przeszyło mnie na wskroś. Uniosłem spojrzenie, dostrzegając burzę emocji w jego oczach. Serce się potknęło i biło mi nierówno. Oddech przyspieszył. Co oznaczało to spojrzenie i ton?

– C-Co?

Zamarłem, gdy niespiesznym ruchem jego obie dłonie z ramion przeniosły się na moje policzki. Czułem jego palce jak odnóża pająka na szyi, na uszach, przy nosie. Na wargach. Czułem, jakbym miał zaraz umrzeć, bo coś tak oczywistego, nie potrafiło zostać zaakceptowane przez mózg. Ten rodzaj bliskości i dotyku. Dlaczego? Jak daleko się posunie? Chcę tego? Odtrącić go? Powinienem. Dla dobra dziecka. Jakiego dziecka? Nie wiem, zgubiłem się, bo Sebastian w ten sposób patrzył na mnie tylko w moich zboczonych snach. Czy to sen? Pocałuje mnie? Nie powinien. Dlaczego? Już nie pamiętałem.

Basta//mxm//✎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz