Rozdział czterdziesty siódmy

289 38 11
                                    

                                                         Rozdział czterdziesty siódmy

                                                                                   LUCILLE

Staram się nie panikować, gdy Thoren wrzuca do sportowej torby kolejny pistolet. Boże, jakim cudem zmieścił tyle broni w tej niepozornej szafie w sypialni? Jestem przerażona, ale on zdaje się zupełnie nie podzielać mojego stanu. Jest spokojny. Ma na sobie tylko szare spodnie od dresu, nie spina się i chyba nawet nie analizuje tego co robi. Działa jak automat, co tylko dowodzi jak często wykonywał podobne akcje.

– Jeśli się boisz, możesz zostać. – Słyszę opanowany, łagodny ton. Tak bardzo niepasujący do czynności, którą teraz wykonuje.

– Jadę z tobą. – Oświadczam hardo, choć w głębi trzęsę się jak galaretka.

– Pamiętasz, że część trasy pokonamy drogą powietrzną?

– Nie zmieniam zdania.

– I że nie mam licencji pilota?

– To na nic, nie przekonasz mnie.

Thoren posyła mi długie, zawiedzione spojrzenie.

– Jesteś cholernie uparta.

– Ty też.

Nie odpowiada, zamiast tego wraca do pakowania broni. Czy my naprawdę aż tyle jej potrzebujemy? Czy naprawdę będziemy zmuszeni do odpierania ataku? Thoren lubi być przygotowany na każdą ewentualność i naprawdę to doceniam, ale cholera jasna, nigdy wcześniej nie widziałam tylu pistoletów i amunicji na raz.

– Jeśli ich spotkamy, może być srogo. – Mówi jakby odczytujące moje myśli.

– Czemu mielibyśmy ich spotkać? Nie wiedzą o tym miejscu.

– Nie wiemy co oni wiedzą, Lucille. Możemy się jedynie domyślać.

Coś we mnie pęka, a może od dawna pękało i dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę? Wspólnota to organizacja przestępcza, która jest ciągle dwa kroki przed nami. Mimo tego, że poluje na nią rządowe biuro, ona wciąż zdaje się utrzymywać na powierzchni. Edgar, Tony, CJ...wielka, niezniszczalna trójca, a my? Spoglądam na mężczyznę, który siada na skraju łóżka i przeczesuje palcami włosy.

My jesteśmy aż za bardzo zniszczalni. Podatni na ból, złamania i otarcia, które mogą nas osłabiać.

– Nie martw się, skarbie. – Mówi unosząc na mnie swoje szare oczy. – Po prostu dmucham na zimne, lepiej zabrać więcej, niż potem żałować.

– To niemożliwe, żeby wiedzieli. – Próbuję przekonać samą siebie, o słuszności tych słów.

– Cokolwiek się stanie, jestem gotów walczyć. – Oznajmia wstając. – Za swoją rodzinę i za ciebie.

Obiecuję sobie nie płakać, ale wzruszenie ściska za gardło i nim udaje mi się pozbierać, z moich oczu wypływają łzy. Nie wiem co łamie mnie bardziej. Obrona Thorena, czy jego oddanie wobec zamordowanej rodziny. Najprawdopodobniej obie te rzeczy kumulują się w jedną potężną kulę, która uderza mnie w sam środek serca. Mężczyzna podchodzi bliżej, a ja bez zastanowienia wpadam w jego szerokie ramiona. Obejmuje mnie. Jego dłoń czule przesuwa się po moim kręgosłupie, gdy łapię drżący oddech.

– Nic się nie stanie. – Mamroczę wspinając się na place i kładąc swoją dłoń na jego policzku.

– Pewnie masz rację. – Mówi przyciskając swoje czoło do mojego. – Po tym wszystkim chciałbym wrócić do Waszyngtonu. – Wzdycha cicho. – Kupić dom z ogrodem i zająć się sadzeniem gównianych kwiatów. Pomożesz mi? Mógłbym oddać ci część terenu albo... całość – Jego spojrzenie niemal dociera do mojej duszy. – Ogród pełen róż. Co ty na to?

– To brzmi naprawdę wspaniale.

Uśmiecha się do mnie. Unosi rękę, gładzi czubkiem palców mój policzek, a potem odsuwa i dokańcza pakowanie. Znowu czuję chłód i ten dziwny niepokój w żołądku. Może to przez wizję lotu samolotem? Nigdy nie leciałam i zapewne cieszyłabym się bardziej, gdyby nie okoliczności. Wiem, że to nie jest wycieczka. Nie planujemy wypadu w celach rekreacyjnych. Upieram się, że wspólnota nie wie o Chilkoot i nawet jeśli to naiwna myśl, jest mi z nią lepiej.

Wykonamy zdanie. Dowiemy się co mój ojciec schował przed całym światem, a potem zaczniemy nowy rozdział w Waszyngtonie. Co prawda, nie wiem, czy propozycja podarowania mi ogrodu jest jednoznaczna z wspólnym zamieszkaniem, ale jestem gotowa. 

Z nim jestem gotowa na wszystko.

CDN

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Where stories live. Discover now