Pomocna dłoń

172 7 2
                                    

Alex jest moim najlepszym przyjacielem. Może nie powiem że go kocham bo czasem mnie denerwuje ale lubię go tak jak przyjaciela. Zawsze mnie wysłucha i zrozumie, zawsze mi pomoże i doradzi. Zawsze jest obok mnie. Jednak gdy w moim życiu pojawił się Adrien, widziałam jak bardzo zazdrosny był o Alexa więc żeby go nie denerwować to postanowiłam przy nim nie wspominać o Alexie.

Ale oczywiście Dylan musiał wszystko zepsuć.

Wybieranie sukienki na wesele niejakiego Dylana było naprawdę ciężkie. Podobało mi się z 5 ale nie mogłam rozrzucać pieniędzy na prawo i lewo bo wiedziałam, że i tak pójdę w jednej. Bracia nie odzywali się do mnie, co w sumie mi się podobało bo mogłam chociaż na chwilę nie czuć się kontrolowana.
Adrien pomagał mi wybrać sukienki i stwierdził, że najładniej według niego wyglądają tylko 3. Pierwsza była czerwona, do kostek i na ramiączkach. Miałam podobną tylko czarną. Ta również miała rozcięcie od uda do kostki. Następna była czarna i kończyła się do połowy uda. Również była na ramiączka, za to ostatnia była całkowicie biała, rozkloszowana i sięgała mi do kolan oraz była z krótkim rękawem. Napewno to właśnie tą założę.
W drugim sklepie wybrałam sobie za to masę kosmetyków które od dawna są moimi ulubionymi.

Po skończonych i udanych zakupach udałam się wraz z Adrienem do restauracji na włoski obiad który sam zaproponował. Była to jakaś bardzo ekskluzywna miejscówka i nawet ani trochę mnie to nie dziwiło.

W końcu w naszej rodzinie wszystko musi być ekskluzywne.

-Co sobie życzysz, Hailie Monet?-Zostałam obdarowana spojrzeniem Adriena.

Na samą myśl o tym, jak mnie nazywał wywracałam oczami i nie dlatego, bo mi się nie podobało a dlatego, że zawsze wyraźnie podkreślał moje nazwisko. Lubiłam jak na mnie tak mówił choć oboje wiemy że tylko mnie chce sprowokować.
Spojrzałam na kartę z menu i upatrzyłam sobie do picia lampkę wina oraz moje ulubione włoskie danie które na zdjęciu wyglądało naprawdę dobrze.

-Chyba wezmę gnocchi a do picia wino.-Mruknęłam, odkładając kartę na stolik.-A ty?

-Myślę, że zdecyduję się na carbonare.-Adrien również odłożył kartę obok mojej.

-Nie bierzesz nic do picia?

-Wezmę wodę.

Kiwnęłam głową. Po zamówieniu siedzieliśmy chwilę w ciszy która była komfortowa, lecz szybko ją przerwałam.

-Stresujesz się weselem Dylana i Martiny?-Zapytałam.

-Czemu miałbym się tym stresować?

-No bo Alex to kuzyn Martiny i będzie tam.

-To nie problem.-Uniósł moją dłoń która do teraz spoczywała na stole i przytknął do zewnętrznej części do niej usta.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej niż przed tem, lecz szybko wszystko się skończyło gdy nasze dania zostały nam postawione na stole. Gdy spojrzałam na swoje danie, nie chciałam go jeść bo wyglądało naprawdę pięknie, a z drugiej strony chciałam bo wyglądało bardzo pysznie.
Było to zielonkawe gnocchi posypane delikatną ilością parmezanu. Dookoła leżały małe pomidorki koktajlowe pokrojone w łódeczki. Całość przyozdabiały dwa listki Bazyli umieszczone idealnie na środku małej górki zrobionej z gnocchi. Po samym zapachu wiedziałam, że to będzie najlepsze danie jakie kiedykolwiek jadłam. Tak było.

-A czy ty się stresujesz?-Adrien spojrzał na mnie wyczekująco.

Przełknęłam porcję jedzenia i rzekłam:

-Tak. Trochę? Bardzo? Sama nie wiem.

-Nie powinnaś się stresować przecież to tylko zabawa na weselu i nic więcej.

-Nie chcę mieć po tym weselu Ciebie lub Alexa na sumieniu gdy któryś z was wyląduje pod ziemią.-Rzuciłam, wpychając sobie kolejną porcję gnocchi.

-Przecież się nie zabijemy.

-No ja nie wiem obydwoje jesteście nieprzewidywalni.

Adrien w odpowiedzi cicho się zaśmiał.

***
Obudziłam się w okropnym humorze przez to, że święta trójca zaczęła u mnie mieszkać i nie dają mi spokoju. Ciągle próbują przekonać do własnego zdania a co najgorsze przez jakiś zapewne najbliższy tydzień lub dwa Adrien nie będzie mógł mnie odwiedzać. Jakby tego było mało to jeszcze akurat dzisiaj dostałam okres i skończyły mi się tampony bo podpasek nie używam.

Gorzej być nie mogło.

Wiedziałam że sama do sklepu nie dojdę ani nie dojadę, więc wparowałam do tymczasowej sypialni Dylana by pojechał do sklepu.
Jak się okazało nigdzie go nie było więc tym razem z impetem wleciałam do pokoju Shane'a i Tony'ego. Zastałam tak tylko Tony'ego.

-Co jest?-Spojrzał na mnie I mruknął zirytowany.

Wiedziałam że to będzie ciężkie aby go przekonać ale musiałam to zrobić. Ktoś musi pojechać do sklepu.
I to nie będę ja.

-Mam okres.

Tony zdrętwiał na chwilę a już po chwili wzdrygnął się i niemal wybiegł z pokoju.

-Tony!-Warknęłam, wysilając się na bieg.

Bieganie podczas okresu było cholernie ciężkie. Tym bardziej jak miało się tymczasową podpaske z papieru toaletowego.

Dotarłam do korytarza z którego wydobył się jedynie dźwięk zamykania frontowych drzwi.
Tak, Tony uciekł. Teraz zostałam sama.

A może nie?

Wyciągnęłam telefon i postanowiłam napisać do jednej osoby która raczej na sto procent nie odmówi mi.

Ja:
Hej Adrien nie chce ci zawracać głowy ale bracia zostawili mnie z taką sytuacją i pomyślałam że może ty byś mnie uratował

Teoretycznie mogłabym napisać do Willa ale wolałam do Adriena bo może przy okazji w końcu spędzę z nim chociaż minutę czasu.

Adrien:
Cóż to za sytuacja?

Ja:
Mam okres i prosiłam Tony'ego aby pojechał do sklepu i kupił mi tampony ale gdy to usłyszał wybiegł z domu jak oparzony a nikogo innego nie było dlatego pisze do ciebie jako mój jedyny ratunek

Adrien:
W takim razie dozobaczenia Hailie Monet, za 15 minut.

15 minut. Tyle właśnie musiałam jeszcze wytrwać by móc w końcu normalnie funkcjonować. Praktycznie cały czas stałam oparta o ścianę lub szafkę. Wolałam nie siadać bo nikt nigdy nie wie jak potoczy się sytuacja. Manifestowałam i błagałam aby minuty mijały nieco szybciej bo wiedziałam że długo to ja tak tu nie postoję. Obawiałam się również jednego.

Co jeśli któryś z braci natknie się na Adriena?

Wtedy mój telefon zadzwonił.

-Halo?

-Otwórz mi proszę drzwi, Hailie.-Usłyszałam głos mojego rozmówcy.

Ruszyłam w stronę drzwi.

-Zamyśliłam się przepraszam jeśli nie słyszałam dzwonka bądź pukania w każdym razie już ci otwieram.-Rozłączyłam się i otworzyłam frontowe drzwi.

-Cześć, Hailie.-Adrien złożył na moich ustach delikatny i krótki pocałunek a następnie wręczył codzienny bukiet kwiatów jakimi były róże  i siatkę zakupową w której było chyba z 10 opakowań tamponów. Nigdy nie marzyłam o rocznym zapasie ale nie będę narzekać. W torbie dojrzałam jeszcze parę rodzajów słodyczy

-Dziękuję za to wszystko. Wchodź ja zaraz wrócę.-Mruknęłam i szybko pognałam w stronę łazienki.

Poczułam ulgę po wyjściu z toalety i radość. Wreszcie miałam dzisiaj pierwszy raz dobry humor. Zapewne to dlatego, że był ze mną Adrien, nie było braci obok którzy trajkoczą ci nad uchem i wreszcie ktoś poratował mnie i kupił mi te tampony.

Od kwiatów po ślub (HailiexAdrien)Where stories live. Discover now