*

244 35 9
                                    

– Obojczyk wygląda całkiem dobrze. Oszczędzałeś się czy po cichu załatwiłeś sobie nowego chirurga?

Vince uśmiecha się żartobliwie w stronę Thorena, który przez ostanie parę minut grzecznie prezentuje swoją zabliźnioną ranę. Nie chcę się wtrącać, ale z toczącej się rozmowy wyciągam jedynie to, że Vincent nie ma bladego pojęcia, o naszym planie. Rany, chce spuścić na niego bombę? Nie dać szansy na przygotowanie? A może tak właśnie ma być? Vincent przyparty do muru nie zdobędzie zbyt wielu możliwości ucieczki. Tak czy siak, jest to dość brutalne.

– Wystarczasz mi.

– Słyszałaś to? – Vince zwraca się w moją stronę. – Nie sądzę, żeby kiedykolwiek powiedział coś równie romantycznego. Wystarczasz mi. Wow, Davies!

– Powiedział. – Odpowiadam cicho, bo nie jestem pewna, czy powinnam o tym wspominać.

– Po lekach się nie liczy, był na haju.

– Nie byłem. – Mężczyzna zerka to na mnie to na Vince. – Mogę założyć koszulkę, czy zamierzasz jeszcze podniecać się moją blizną?

– Jest w dobrym humorze. – Vincent uśmiecha się szeroko i och, jak bardzo chciałabym podzielić jego entuzjazm. Niestety świadomość czekającej na nas misji jest zbyt przytłaczająca. Zresztą, jestem przekonana, że gdy Thoren powie mu o tym co zamierza prędko straci wesoły nastrój.

– Co robisz dziś popołudniu?

– Proponujesz mi randkę, Davies?

– Chcę żebyś zajął się moim psem, gdy będę poza domem.

Zaczyna się.

– Dokąd się wybierasz? Albo może raczej wybieracie? – Vince spogląda na mnie z lekkim zdumieniem. – Musimy odwiedzić jedno miejsce. – Thoren zakłada koszulkę. – Nie chcę wdawać się w szczegóły z racji twojego bezpieczeństwa, mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.

– Co? – Vince blednie. – Czekaj, Davies, ty celowo wplątałeś Lucille w swoje sprawy?

– Obawiam się, że była tam od samego początku. – Niski, ponury ton Thorena powoduje, że dostaję gęsiej skórki. – Vince, nie prosiłbym o pomoc, gdybym wiedział, że jej nie potrzebuje. Nie mam nikogo, kto mógłby się zająć Shadow.

– Kurwa, no nie spodziewałem się.

– Jesteś naszą ostatnią deską ratunku. – Dodaję nieśmiało, a on wzdycha głęboko.

– Dobra, na ile?

Chcę powiedzieć, że na kilka godzin, może do wieczora lecz Thoren okazuje się szybszy.

– Dam ci znać, gdy wrócimy.

Nie podaje konkretnego terminu, przez co jeszcze bardziej się denerwuje. Cholera, dlaczego tego nie zrobił? Nie jest pewny ile potrwa całe zdanie? Vincent też nie wygląda na zadowolonego. Zmartwiony patrzy na to na mnie to na Thorena.

– Nie brzmi to zbyt optymistycznie. – Odzywa się w końcu.

– Jeśli powiem, że za trzy godziny, a pojawimy się za pięć, to żadnemu z nas nie będzie wesoło. Nie mogę zagwarantować, o której go odbiorę. Czy to dla ciebie problem?

Vince zerka w kierunku siedzącego psa. Wydaje mi się, że Shadow doskonale nas rozumie i dlatego wygląda na zasmuconego. Jest mi go żal. Rany boskie, jest mi żal nas wszystkich.

– Nie, Chara uwielbia psy. Zajmę się nim tak długo jak trzeba.

– Dzięki. – Thoren uśmiecha się krzywo, wyciąga przed siebie dłoń i ściska nią rękę Vince'a. – Niedawno kupiłem mu karmę, więc zabierzesz ją ze sobą. Spakuję też jego zabawki. Pieniądze przelać na konto czy wolisz od razu schować do portfela?

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Where stories live. Discover now