Rozdział czterdziesty dziewiąty

260 38 16
                                    

                                                     Rozdział czterdziesty dziewiąty 

                                                                                    THOREN

O jedenastej w południe zatrzymuję samochód na terenie prywatnego, małego lotniska i podchodzę do mężczyzny w spranych dżinsach i bejsbolówce. Biuro przekazało jedynie to, że ma na imię Dan, pracuje dla rządu i załatwił masę papierkowej roboty na zezwolenie na lot do Haines i wypożyczenie na miejscu terenówki. Lucille mówiła, że ani razu nie korzystała z drogi powietrznej, a mnie aż skóra cierpnie na samą myśl o długich godzinach, które spędziła w ciasnym busie czy niewygodnym sedanie. Raz. Była w Chilkoot raz. Zastanawiam się dlaczego skurwiel McCarthy wybrał akurat tę lokalizacje. Chciał utrudnić Edgarowi dotarcie do skarbu? Jeśli tak, to muszę przyznać, że odniósł sukces. Dan obserwuje każdy mój ruch, szybko też zauważam Glocka, gdy odchyla poły sportowej kurtki.

– Kapral Davies?

Tak naprawdę, poza pistoletem, facet nie wyróżnia się niczym. Łatwo wtapia się w tłum, ale właśnie tak działają agenci. Nie afiszują się. Są w ciągłym ukryciu. Ja w tej chwili również nie wyglądam na kaprala, ba, daleko mi nawet do szeregowego mimo, że mam na sobie taktyczny mundur bojowy.

– Zgadza się. – Wyciągam dłoń. – Cześć.

– Cześć. – Odpowiada uważnie mi się przyglądając. – Wspomniano, że będzie z tobą jeszcze jedna osoba. Czy coś się zmieniło?

– Nie. Dziewczyna jest w samochodzie. Jakie warunki?

Dan marszczy przez chwilę swoje jasne brwi. Zapewne nie spodziewał się, że osobą towarzyszącą jest kobieta. Cóż, też wolałbym jej nie narażać. Unoszę głowę, by spojrzeć w piękne, niemal bezchmurne niebo, co raczej jest tutaj rzadkością. Wiosna na Alasce zaczyna się rozkręcać, co skutkuje ciepłym, lekkim wiatrem, mnóstwem kwitnących roślin. Budzącymi się ze snu zimowego niedźwiedziami i podniesionym poziomem wód.

– Wiatr południowy, niezbyt silny. Czyste niebo.

Odpowiada agent ani na moment nie spuszczając ze mnie spojrzenia.

– Sprawdziłeś maszynę?

– Tak, ale podejrzewam, że sam będziesz chciał rzucić okiem. – Dan wyjmuje z tylnej kieszeni instrukcje samolotu. – Wrzuciłem też dla was bagaże.

Bagaże czyli jeszcze więcej broni.

Nie jestem głupi, wiem co to oznacza. Federalni są przekonani, że w Chilkoot rozpęta się strzelanina. Biorą pod uwagę dwa scenariusze. Pierwszy dotyczy Tiny i jej rozwiązłego języka, a drugi perfidnej gry w kotka i myszkę. Osobiście nie jestem przekonany do żadnego z nich, ale nie mogę wykluczyć komplikacji. Dlatego Lucille ma na sobie kamizelkę kuloodporną i dostęp do Sig Sauera. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie zadbał o jej bezpieczeństwo.

– Zajmujesz się tą waszyngtońską sektą, prawda?

– A co?

– Słyszałem, że ma być gorąco, ale ze względu na charakter akcji nie zdecydowano się na żadne wsparcie. Będziecie tam sami.

– Jestem w tym sam od czternastego roku życia, przyzwyczaiłem się.

– To dobrze. – Dan odwraca się na pięcie i rusza w stronę zaparkowanej biało-czerwonej Cessny. Trzymając w dłoniach instrukcję, przeglądam kartę kontroli lotniczej i wypełniałam plan lotu. Samolot jest niemal gotów do startu. Gdy zaglądam do środka dźwignia paliwowa jest opuszcza, co oznacza, że została włączona. Blokada sterowania również została zdjęta. Uruchamiam akumulator i wyciągam kalpy, żeby upewnić się, że wszystko działa tak jak powinno.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Where stories live. Discover now