Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

408 40 70
                                    


                                                        Rozdział pięćdziesiąty drugi

                                                                               OSTATNI

                                                                                 THOREN

Pierwsze uderzenie wyrwało mi kierownicę z rąk. Straciłem panowanie nad samochodem i zaczęliśmy się obracać wokół własnej osi. Drugie zepchnęło na pobocze, a trzecie wywróciło do góry nogami.

Dachowaliśmy, a Lucille krzyczała. Chciałem ją uspokoić, zapewnić, że jestem tuż obok, ale nie mogłem wydać z siebie choćby najmniejszego dźwięku. Dopiero później... Boże, tak strasznie oberwała. Wiedziałem, że muszę ją ratować, więc wydostałem się z wraku i zauważyłem jego.

Faceta w czarnym, długim płaszczu. Klęczał nad Lucille, gdy próbowała zachować dystans. Nie myślałem wiele. Rzuciłem się w przód i przygniotłem go do ziemi, a potem moje pięści zachłannie atakowały jego twarz. Krew tryskała z jego nosa i ust, ale nie przestawałem. Dopiero jęk Lucille przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Oni tu są, prawda? – Pyta mnie dygocząc. Nie wiem czy czuje przejmujący chłód czy strach. Najprawdopodobniej jednak to wina obydwóch czynników. – To... to Tony. – Wskazuje ruchem głowy na nieprzytomnego mężczyznę, którego zajebałem gołymi pięściami.

– Zrobił ci coś? – Pochylam się nad dziewczyną. Przesuwam wzrokiem po jej twarzy. Boli mnie żołądek na widok pękniętej wargi i kilku rozcięć na czole, z których wciąż spływa krew.

– Nie zdążył. – Spogląda na mnie błyszczącymi oczami, w których widzę bezgraniczne oddanie i podziw. Traktuje mnie jak pieprzonego bohatera, do którego zadecydowanie mi daleko.

Już wcześniej usiłowałem skontaktować się z federalnymi, ale łączność została przerwana wskutek wypadku. Nie chcę panikować, ale kurwa, nie wygląda to dobrze. Trzymam język za zębami lecz doświadczenie podpowiada mi, że jeśli spotkałem jednego szerszenia, to w pobliżu moż być cały rój. Upewniam się, że w kieszeni nadal mam dowody ze skrzyni, a za paskiem broń. Po czym wsuwam ręce pod uda Lucille i ostrożnie unoszę. Nie mam pojęcia dokąd iść, ale zostanie przy rozwalonym aucie i cholernym wysłanniku brzmi jak samobójstwo. Mobilizuję siły i zaczynam przedzierać się przez las.

– Jak to się stało?

– Sam chciałbym wiedzieć. – Warczę niezadowolony. – Chuj musiał nas obserwować.

– Ale... – Nie dokańcza, ponieważ zdanie zostaje przerwane przez świst kul, które przelatują tuż nad moją głową. – Thoren!

– Ja pierdolę! – Wściekam się, pochylony biegnę w stronę drzew z nadzieją, że te choć trochę nas osłonią. – Nie wychylaj się! – Krzyczę.

Strach zagląda mi w oczy, nie z powodu kraksy czy strzałów ale cholernej niewiadomej. Nie mam pojęcia kto do nas strzela, ilu do nas strzela i czy nadal nas widzą. Mój gniew rośnie, bo nie jestem w żaden sposób przygotowany na taki scenariusz. FBI zabezpieczyło mnie przed strzelaniną, a nie wypadkiem samochodowym i ucieczką. Większość broni została zniszczona lub wyrzucona podczas jebanego dachowania.

– Boję się. – Dziewczyna płacze. – Boże, te strzały są takie głośne!

Wpadam między zarośla. Gałęzie boleśnie ocierają się o krwawiącą ranę na przedramieniu, ale to nie jest teraz ważne. Siadam na ziemi, przyciągam szlochającą Lucille do swojej piersi i tulę, chcąc dać jej chociaż minimalne wsparcie.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz