Rozdział 17

22 14 2
                                    

Z rana uniknęłam śniadania i choć Bridget mnie przeklinała to nawet na chwilę się nie zatrzymałam i jak strzała wyszłam z mieszkania. Normalnie bym zignorowała to, jak zostałam potraktowana. Ile razy już w życiu tak mną szastano. Następnego dnia zawsze byłam smutna, ale nie tak jak dziś wzburzona. Nie potrafiłam znieść Jonathana i choć nie wiedziałam, czy mówi prawdę, że udowodni swoją niewinność to i tak czułam do niego wstręt. Cała nasza relacja zaczęła się dobrze, a my stawialiśmy pewne fundamenty. Myślałam, że byliśmy lojalni wobec naszej umowy i punktu o dyskrecji. Jak widać, tylko ja i mam co mam. To złamanie tylko, jakiejś głupiej umowy, a nie nie wiadomo jaka krzywda, ale ja nie mogłam znieść tego upokorzenia. Czułam niemoc, że rozmowa z rodzicami nic nie da, a ja tak czy siak utknę w tym małżeństwie. Po raz pierwszy od dawna miałam ochotę coś rozwalić.

Wraz z ochroniarzem podjechałam pod szpital. Mężczyzna zostawał na parkingu, a ja ruszyłam ze swoimi rzeczami do budynku.

— Pani doktor! — Zawołał mnie kobiecy głos, więc zwróciłam się w jego kierunku.

Wołała mnie skruszona pani Murphy. Przystanęłam, ale się nie odzywałam.

— Przepraszam, że panią nachodzę, ale chciałabym, by poświęciła mi pani chwilę swoje czasu, żebym mogła coś wyjaśnić.

— O co chodzi? — spytałam najmilej, jak umiałam, ale chyba i tak zabrzmiałam gburowato.

— Chciałam się przyznać do kłamstw, jakie naopowiadałam. Byłam dziewczyną Jonathana Hurringtona. Chciałam do niego wrócić i uknułam podstęp. Wiedziałam, że się pani z nim spotyka, więc postanowiłam, że pójdę do pani z moją ciążą i nagadam, że to jego dziecko, by pani go zostawiła. Przeliczyłam się z tym, że złamałaby pani przysięgę pod wpływem emocji. Moja intryga nie wypaliła, a Jonathan nie jest ojcem mojego dziecka. Chciałam go w to wrobić... — Przyznała ze skruchą, a ja się zszokowałam, jak okrutna może być kobieta w ciąży.

Czyli to są dowody Jonathana. Przyznanie się do czynów.

— Bardzo przepraszam za swoje zachowanie. Co do ciąży, chcę zrezygnować z prowadzenia jej u pani.

Ale skąd Jonathan wiedział, że chodziło akurat o tę pacjentkę?!

— Przyjmuję przeprosiny. — Podjęłam zakłopotana.

— Obiecuję, że już nie będę niepokoić pani oraz Jonathana. Dosadnie zrozumiałam, że już do mnie nie wróci...

— Dziękuję za pani szczerość.

— To ja dziękuję, że mnie pani wysłuchała. Nie zatrzymuję, żegnam — odparła uspokojona i się oddaliła.

Teraz to ja byłam zawstydzona... Zwyzywałam Jonathana, który naprawdę nic nie wiedział i nic nie zrobił i to bez rzetelnych dowodów. Brawo ja! Susan, od kiedy działasz tak pochopnie! To przeczy twojej naturze!

No właśnie, ostatnie zmiany dosadnie zmieniają moją naturę...

Wkroczyłam do szpitala i rozpoczęłam kolejny dzień mojej pracy.

Trochę się denerwowałam stanąć oko w oko Jonathanem. Miał pełne prawo być na mnie wściekły i nie zdziwiłabym się, gdyby to on teraz mnie potraktował tak samo. Jednak przeprosiny zdecydowanie mu się należały, więc musiałam się wziąć w garść i otworzyć w końcu te frontowe drzwi.

Weszłam do mieszkania i zostawiłam rzeczy w holu, z którego widziałam, że salon był pusty. Przeszłam dalej i rozejrzałam się po kuchni oraz jadalni, która także była pusta. Wsłuchałam się, czy z góry dobiegają jakieś dźwięki, ale była wyjątkowa cisza, więc podeszłam do drzwi gabinetu i zapukałam. Otrzymałam zaproszenie i nieśmiało weszłam. W środku znajdował się Jonathan. Siedział przy biurku, ale gdy tylko mnie zobaczył wstał pośpiesznie. Miał przejęty wyraz twarzy. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi i trochę podeszłam.

(bez)namiętnośćWhere stories live. Discover now