☆rozdział 3☆

166 18 17
                                    

pov: Valerie

Szłam szkolnym korytarzem jednoczenie przyglądając się ludziom. A raczej ich ubiorowi. Nie żeby mnie coś obchodziło jak ktoś wygląda, bo to ich sprawa, ale często lubię popatrzeć i pooceniać w głowie czy sama bym coś założyła. Przy okazji mogę podpatrzeć jakieś ładne połączenia. Zawsze można się czymś zainspirować, o ile potem nie osądzą cię o kopiowanie.

W końcu podeszłam do swojej szafki i po otworzeniu jej, zaczęłam wyciągać potrzebne mi książki. Mój kręgosłup za każdym razem płacze, kiedy przychodzi czas dźwigania tego wszystkiego, ale nie miałam innego wyboru. Szkoła jest za duża, żeby na każdej przerwie latać tam i spowrotem.

Nagle obok siebie usłyszałam bardzo znajomy mi głos. Aż tak bardzo, że początkowo nawet nie odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć.

- Wiesz jaki mamy dziś dzień? - zapytała Esther, a ja kątem oka zauważyłam jak staje obok mnie.

- Czwartek. - powiedziałam najzwyczajniej w świecie. Jak dla mnie nic ciekawego nie miało się zadziać, ale mogłam się od razu spodziewać czego ode mnie oczekuje.

- Czyli już w sumie piątek. - stwierdziła, a ja dalej zajmowałam się sobą.

- Nigdzie nie idę. - powiedziałam od razu, a ona przewróciła oczami.

- Ej, no weź. Już dawno nigdzie ze mną nie wyszłaś.

- W poniedziałek byłyśmy w kawiarni.

- Kawiarnia to nie klub - powiedziała - Nic się nie stanie jak tam pójdziesz.

- No nie wiem, ktoś mógłby mnie naćpać - powiedziałam, ale też zdałam sobie sprawę, że tak nie będzie, bo jestem za czujna na takie sytuacje - Ludzie są różni. - dodałam, po czym spojrzałam na moją przyjaciółkę.

Jest trochę niższa ode mnie, ale to nie problem, bo sama mam przeciętny wzrost. Aktualnie ma ciemno fioletowe włosy, ale pewnie za jakiś tydzień je zmieni, bo jej się znudzą. Bardzo często podkreśla swoje piwne oczy kredką, która akurat kolorystycznie pasowała do jej outfitu.

Poznałyśmy się pierwszego dnia rozpoczęcia szkoły średniej i trzymamy się aż do teraz, czyli do praktycznie jej zakończenia. Niby w wielu kwestiach bardzo się zgadzamy, ale jednak jesteśmy zupełnie inne.

- Zrobimy tak jak zawsze. Powiesz, że idziesz do mnie się pouczyć.

- W niedzielę znowu mam jakąś kolację ze znajomymi rodziców. - powiedziałam, ale wiedziałam, że jest to na nią za słaby argument.

- Więc masz całą sobotę na wytrzeźwienie. A zawsze w soboty siedzisz sama w domu. To co? - zapytała z uśmiechem, trzepiąc swoim wachlarzem rzęs.

- No dobra - westchęłam, na co jeszcze bardziej podniosła swoje kąciki. - Ale masz nam załatwić jakiś sensowny transport, żebyśmy nie wracały z buta taki kawał.

- O to się już nie martw.

- Ostatnio w ogóle nie masz podwózek. Może lepiej, żebyśmy pojechały moim?

- Przecież będziesz pić.

- Nie będę, a jak już to przecież umiem prowadzić po drinku, czy tam dwóch.

- Jak chcesz, ale łatwiej by było jakby ktoś nas zawiózł. No choćby taxi. - powiedziała, ale nie byłam przekonana co do jej pomysłu, bo nie lubiłam taxówek.

Już miałam kontynuować rozmowę, gdy nagle przed nami stanął jakiś chłopak. Podniosłam na niego wzrok i okazało się, że to Oscar, czyli dobry "przyjaciel" Esther. Tak naprawdę spotykają się po kątach, ale nie potrafią przyznać do związku. Nie wiem dlaczego, skoro pasują do siebie.

"You're acting like a doll" // Tom KaulitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz