Historia bladych twarzy | 3

51 3 0
                                    

—•—

Moje nogi po długim czasie zaczęły odmawiać posłuszeństwa.

Ze zmęczenia padłam na ziemię.

Belial odwrócił się do mnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

Po chwili podszedł do mnie i lekko puknął butem, jakby obrzydzony dotyku.

-Wstawaj. Nie mam czasu na opiekowanie się takim bachorem - mruknął niezadowolony.

-Daj mi czas na odpoczynek. Przeszliśmy kawał drogi - wywróciłam oczami, sięgając po torbę.

Zarzuciłam na siebie dziergany sweter, który niegdyś podarowała mi babcia.

-To dopiero połowa drogi, Azaleo. Przestań się mazgaić i chodźmy - ukucnął przy mnie.

-Gdybym posiadała jakieś pożywienie albo wodę, miałabym więcej siły - popchnęłam go lekko, jednak ten nie drgnął.

-Gdybyśmy się nie sparowali, nie miałbym problemu na głowie - warknął, podnosząc się.

-To idź! Nie potrzebuję cię! - Wskazałam palcem na leśną ścieżkę.

Ten uniósł jedną brew.

-Sęk w tym, że nie mogę cię zostawić. Jeśli zginiesz, ja osłabnę. Tak działa ta więź. Niestety jestem skazany na twoje nędzne, nudne życie - oparł się o drzewo.

Prychnęłam pod nosem.

Znalazł się, wielki arystokrata.

-Nie jestem tylko szlachciem, ale i królem - powiedział nagle.

-Nie wchodź mi do głowy.

-Kwiatuszku, ja po prostu słyszę twoje myśli, to inna sprawa - uśmiechnął się cynicznie, ukazując kły.

Bez odpowiedzi wstałam z ziemi i wolnym krokiem zaczęłam iść leśną drogą.

-Jak daleko może być inna wioska? - Mruknęłam do siebie, kopiąc kamyk.

-Nie zabieram cię do wioski, Azaleo. Idziesz w kierunku mojego zamku - na te słowa przystanęłam w półkroku.

-Co? Jak to do zamku? - Odwróciłam się na pięcie w jego stronę.

-Naprawdę wszystko trzeba tłumaczyć tym głupim śmiertelnikom? Dam ci dach nad głową, zrozumiałaś już? - Mówił wolno, lekko przechylając głowę na bok.

-Rozumiem, że nie za darmo, prawda? - Założyłam ręce na piersi.

-Brawo, twój mózg może jednak pracuje - podszedł do mnie powoli i przejechał dłonią po moich włosach. Nachylił się do mojego ucha. - Będziesz moim prywatnym bankiem krwi.

Już miałam go uderzyć, jednak przypomniałam sobie słowa babci.

To ja mam pogodzić nasze rasy.

-Niechaj tak będzie - czułam się, jakbym podpisywała cyrograf z samym diabłem.

—•—

Na niebie przeminął kolejny księżyc.

Staliśmy przed mosiężną bramą, która sama zaczęła się otwierać.

Belial wyprostował się i szedł przed siebie pewnym krokiem.

Dookoła nas znajdowały się czerwone ślepia. Był tutaj ogrom krwiopijców.

-Panie - Naberius ukłonił się przed królem, przenosząc wzrok na mnie. Wytrzeszczył oczy. - Panie, to nie jest dobry pomysł. Śmiertelniczka zostanie kolacją.

Płacz Ciszy | Król WampirówWhere stories live. Discover now