III. Zdradzieckie serce.

45 11 3
                                    

Miłego czytania <3!

~*~

Odkąd opuściła gabinet ojca, nie mogła przestać myśleć o propozycji Vance'a. Fala wyrzutów sumienia zalała jej ciało niczym tsunami, gdy odtwarzała w swojej głowie zmęczoną twarz ojca. Poprosił mnie o twoją rękę, Sofio. Te słowa rozbrzmiewały jej w głowie od wczorajszego dnia. Nie mogła skupić się na niczym innym niż na Hughesie. Nawet sen nie nadszedł tej nocy tak łatwo, wskutek czego teraz nie mogła skupić się na rehabilitacji, co doskonale zdążył zauważyć Brayden.

- Gdzie tak szybujesz? - spytał, unosząc jej nogę zgiętą w kolanie. Zmarszczyła ciemne brwi i zerknęła kątem oka.

- Co? - zaśmiał się jedynie na jej zdezorientowany widok twarzy.

- Nie skupiasz się na ćwiczeniu, Sofia. - rozchyliła lekko wargi i przymknęła powieki.

- Och, przepraszam cię. - posłał jej wyrozumiały uśmiech. - Po prostu sprawy rodzinne. - przytaknął.

Brayden Carter był trzydziestoletnim szatynem o piwnych oczach, postawnej sylwetce i silnych dłoniach. Sofia znała go od niecałych czterech lat, gdyż ten zajmował się jej rehabilitacją. Mimo, że nie dopuszczała do siebie wielu osób, Brayden w jakiś popaprany sposób przebił się przez jej żelazny mur. Lubiła przychodzić na ćwiczenia, nawet gdy te okazywały się nie lada wyzwaniem i przypominały jej za każdym razem o urazie. Carter zawsze ją zagadywał, a ona nigdy nie odmawiała mu rozmowy. Może był to sposób, aby choć trochę oderwać się od niepełnosprawności? Ale czy powinna była to w ogóle robić? Przecież to czy mamy wszystkie kończyny, czy też nie, w żaden sposób nie przekreśla nas jako człowieka. Możesz umieć nawet latać, lecz bez serca jesteś nikim.

- Jeśli tylko chcesz, możesz to z siebie wyrzucić. - założył jej gumę na wysokości uda, aby zmusić mięśnie do pracy. - Ale tylko jeśli chcesz. - parsknęła śmiechem, gdy zrobił niewinną minę.

- Po prostu... - jęknęła, starając unieść nogę. - Firma taty ma kłopoty. - słuchał jej uważnie, mocno trzymając za udo. - Nikt zbytnio nie wie jak temu zaradzić, ale pojawiła się pewna propozycja.

- To chyba dobrze, prawda? - zagryzła mocno wargę.

- Niezbyt. - zmarszczył ciemne brwi. - Zaoferował ją ktoś za kim mało przepadam, choć to chyba za delikatne stwierdzenie. - Carter zaśmiał się pod nosem. - Dotyczy mnie. - spojrzał jej prosto w oczy. - Odmówiłam, bo nie mogę tyle poświęcić. Myślałam, że to słuszna decyzja, ale teraz, kiedy dotarło do mnie, że to jedyna deska ratunku... - urwała, biorąc głęboki wdech. - mam wątpliwości. Nie chcę rozczarować taty, ale ten pomysł jest dla mnie zbyt absurdalny.

- Co za pomysł? - odstawił jej stopę i zabrał się za drugą nogę.

- Pomoc za moją rękę. - zamarł na chwilę, zerkając na nią z góry. - Powalone, czyż nie?

- Nawet bardzo. - zacisnął usta w wąską linię. - Nie wiem co ludzie mają w głowie, aby żądać takich rzeczy. - wbiła wzrok w sufit. - To dość duże poświęcenie.

- Wiem, ale ojciec zrobił dla mnie wiele po wypadku, więc czy nie powinnam mu się odwdzięczyć, przyjmując tę propozycję? Sama nie wiem.

- Ten mężczyzna... - poderwała na niego swoje spojrzenie. - Znasz go? - człowieku, i to jak.

- Że Vance'a? - na dźwięk jego imienia zacisnęła dłonie w pięści.

- Skoro tak mu na imię. - czuła jak drag jej powieka, a krew bulgocze w żyłach niczym wywar warzywny.

- Niestety aż za dobrze. - mruknęła, przypominając sobie ten pewny wyraz twarzy.

- Po twojej minie wnioskuję, że raczej za nim nie przepadasz. - zmrużyła powieki, na co się zaśmiał. - A nawet gorzej.

Outwied the Fate | 18+Where stories live. Discover now