Dwadzieścia cztery

2.7K 426 236
                                    

Koniec maratonu, kolejny najwcześniej we wtorek

__________________

RORY

Tak się składa, że muszę porozmawiać z Sethem nie tylko na temat tego, że dosłownie zaprosiłem Grace do siebie do domu rodzinnego na Święto Dziękczynienia, ale też może na kilka innych istotnych tematów. 

Jesteśmy już w Vancouver. Pogoda jest paskudna, na zewnątrz niebo wygląda tak, jakby zaraz miał spaść śnieg, chociaż to teoretycznie niemożliwe. Ja wciąż zastanawiam się, czy powinienem porozmawiać ze swoim kumplem teraz, czy może po meczu, czy w środku nocy, skoro i tak nie może spać. Może wtedy zareaguje najlepiej? A może będę miał już niedługo złamany nos? 

Jaka pora dnia jest najlepsza, by dostać w mordę od przyjaciela? 

Dosłownie się stresuję. 

Ale mój telefon na szafce nocnej w pokoju wibruje i z przerażeniem stwierdzam, że po raz kolejny pisze do mnie Leanne, której wiadomości już nawet nie mam ochoty odczytywać. Coś za często ostatnio próbuje do mnie uderzać, a ja nie mam ochoty ani stać w miejscu, ani się cofać, jak robiłem to poniekąd do tej pory. Teraz będę wracał do domu do Grace i tylko to się liczy, tylko to mnie interesuje. 

Postanawiam, że poczekam, aż zagramy ten dzisiejszy mecz, bo może wtedy Seth zdąży się wyżyć na lodzie i nie będzie miał aż tyle siły, by rozwalić mi nos.

Mecz jest ciężki i tym razem niestety przegrywamy z Kanadyjczykami, ale porażki też nas wiele uczą. Wyjątkowo dobrze zostajemy powitani na arenie – choć nie ma tu naszych bliskich, to pojawiło się sporo kibiców, a jakiś mały chłopiec trzymał znak informujący o tym, że ma urodziny i żebyśmy oddali mu krążek. Wyczaił to Seth, który urodziny ma za dwa dni, i najwyraźniej poczuwał się do tego obowiązku, bo w trakcie gry rzucił chłopcu za pleksę aż dwa krążki. 

Okej – jednak używa jeszcze swojego serca. 

Nie okej – powinienem szykować mu porządny prezent urodzinowy, a nie bombę w postaci twoja siostra sypia w moim łóżku. 

Technicznie rzecz biorąc spała w nim trzy razy, bo nie było więcej okazji, i powstrzymaliśmy się od czynności seksualnych, ale tęsknię za nią tak mocno i śnię o niej tak często, że dłużej już nie będę w stanie się powstrzymać. 

Tak więc mecz na arenie w Vancouver się kończy, przegrywamy, ale i tak daliśmy z siebie wszystko i dosłownie toniemy we własnym pocie. Przegrana i jednocześnie bycie z daleka od domu powoduje, że nie mamy za bardzo miejsca ochoty na świętowanie, i jutro gramy kolejny raz, więc musimy porządnie się zregenerować. W tym punkcie sezonu nie czuję już nawet opóźnionego bólu mięśni, bo są tak przyzwyczajone do codziennej eksploatacji. 

Mamy osobne pokoje hotelowe, więc o dziewiątej wieczorem stoję pod drzwiami Setha i walczę ze sobą, jakbym właśnie szedł do księdza na spowiedź o tym, jak bardzo złym chłopcem jestem. 

Szkoliłem swoje umiejętności społeczne przez długi czas i mam nadzieję, że jednak nie jestem w nich tak beznadziejny jak za małolata. 

Pukam.

Seth otwiera po dobrej minucie, ale słyszę go tam w środku. 

– Cześć – mówię głupio. – Co robisz? 

Marszczy jedną brew. 

– Coś się stało? 

– Nie… tak. Chcę porozmawiać.

For Your Love (Thin Ice Games #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz