Rozdział 13

11 1 0
                                    

Nieubłaganie zbliżał się moment zaślubin. Tylko jeden dzień dzielił zamek od ceremonii, która miała przypieczętować sojusz między Arvorią a Valmirią. Dwór tętnił życiem jak nigdy wcześniej, a jego kamienne korytarze wypełnione były gwarą przygotowań. Służba biegała z jednego końca zamku na drugi, nosząc ciężkie bele jedwabnych tkanin, kwiatów oraz misternie przygotowane potrawy, które miały zadowolić najbardziej wymagających gości.

W Wielkiej Sali, gdzie miała odbyć się uczta weselna, rozstawiano długie, drewniane stoły przykryte białymi płótnami. Wieńce z dzikich kwiatów i gałązek dębu zdobiły ściany, a ogromne kandelabry, wypełnione świecami, miały rzucać ciepłe światło na zebranych. Muzykanci ćwiczyli swoje utwory na lutniach i fletach, a w kuchniach zamkowych kucharze pracowali bez wytchnienia, przygotowując pieczone mięsa, świeże chleby i dzbany pitnego miodu. Wszystko musiało być doskonałe, każdy detal musiał być dopracowany do perfekcji.

Aria, która miała stać się główną bohaterką tego wydarzenia, czuła jednak zupełnie co innego. Jej serce biło w rytmie niepewności i buntu. Przeszła przez swoją komnatę, patrząc na przepych, który ją otaczał, a który wydawał się jej niemal groteskowy w obliczu jej uczuć. Na dużej drewnianej skrzyni leżała jej ślubna sukienka - bogato zdobiona, haftowana złotem i jedwabiem, błyszcząca niczym gwiazdy na nocnym niebie.

Aria podeszła do okna w widokiem na dziedziniec zamkowy, skąd również dobiegały odgłosy przygotowań. Zamiast radości, czuła ciężar odpowiedzialności, który przytłaczał jej serce. Wiedziała, że małżeństwo z księciem Alderonem miało zapewnić pokój i dobrobyt Arvorii, ale świadomość, że jej ojciec nie jest do końca pewien trwałości sojuszu i szykuje plan awaryjny, rozdzierała jej wnętrze.

Oparła się o parapet okna i zamknęła oczy, próbując znaleźć w sobie spokój. Wiedziała, że król Itharion był człowiekiem pragmatycznym. Jego decyzje, choć często trudne do zaakceptowania, zawsze miały na celu dobro królestwa, ale teraz, gdy dowiedziała się, że potajemnie układa się z królestwem Tharveldu, poczuła się zdradzona. Wiedziała, że to małżeństwo miało być zabezpieczeniem, ale co jednak, jeśli jej poświęcenie okaże się daremne?

Księżniczka wolała być teraz gdzie indziej, z dala od przygotowań. Najchętniej przespałaby ten dzień. W towarzystwie Silasa, który był świadkiem jej wewnętrznej walki, wybrała się na spacer wokół zamku. Strażnik, choć próbował zagadywać i dodawać otuchy, nie potrafił przełamać muru milczenia, który wzniosła wokół siebie Aria.

Kiedy spacerowali po zamkowych ogrodach, nagle podbiegł do nich strażnik z przerażeniem malującym się na twarzy.

- Księżniczko, Galen zaniemógł - wykrztusił, ledwo łapiąc oddech. - Ma wysoką gorączkę trudną do zbicia i istnieje podejrzenie, że został otruty. Inni medycy, którzy go doglądają, nie wróżą mu rychłego ozdrowienia, biorąc pod uwagę jego podeszły wiek.

Twarz Arii pobladła, a w oczach stanęły łzy. Galen, jej wierny doradca i przyjaciel rodziny, był dla niej jak drugi ojciec, zwłaszcza teraz, kiedy jako jedyny dzielił z nią tajemnice o księdze, przepowiedni i medalionie. Bez chwili namysłu pobiegła w stronę komnaty Galena, a Silas podążył za nią, próbując dotrzymać jej kroku.

Gdy dotarła do drzwi prowadzących do komnaty medyka, napotkała na przeszkodę. Sam Silas stanął przed nią, blokując wejście.

- Księżniczko, nie możesz tam wejść - powiedział stanowczo, choć w jego oczach można było dostrzec troskę. - Musimy zachować czujność. To może być coś zaraźliwego.

Aria spojrzała na niego z gniewem i bólem, czując, że jej serce pęka.

- Silasie, to może być ostatnia szansa, by go zobaczyć! - krzyknęła z rozpaczą. - Jak możesz mnie powstrzymywać w takiej chwili? - Próbowała przedostać się do komnaty, ale strażnik nie pozwolił na to. Z rozpaczą, wpatrywała się w niego, próbując odnaleźć w jego oczach choćby cień wątpliwości. Silas stał jednak nieugięty.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz