Epilog

2K 186 8
                                    

Miesiąc później

Laura


Minęło dwadzieścia osiem dni a po mojej siostrze ani śladu. Nawet wynajęcie łowców nagród którzy z zawodu zajmowali się odszukiwaniem kryminalistów nic nie dało. Zaczęłam się coraz bardziej niecierpliwić, ale przyszło też zastanowienie. Simmons był na to zbyt głupi, żeby opracować tak dobry plan zapadnięcia się pod ziemię.

Istniały tylko dwa wyjaśnienia.

Pierwsze było takie, że już nie żył i dlatego ślad po nim zaginął. Co z kolei prowadziło do tego, że Luisa podzieliła jego los czego nie chciałam przyjąć do wiadomość. To byłoby dla mnie zbyt łatwe. Już i tak przez jedenaście lat myślałam, że nie żyje więc mając chociaż cień nadziei liczyłam na to, że gdzieś tam jest.

Druga była bardziej prawdopodobna. A mianowicie Simmons musiał wynająć kogoś diabelnie dobrego kto pomógł mu się ukryć. W tym przypadku napotykałam kolejna przeszkodę oddzielającą mnie od siostry. Kolejny dzień w jego łapach równał się kolejna dawka bólu.

- Przestań się tym zadręczać. – w ciszę wdarł się głos Romero, który zatrzymał się za moimi plecami. Podał mi przez ramię kubek z parującą kawą, którą od razu od niego przyjęłam.

Dzień chylił się ku końcowi a przepiękny zachód słońca sprawiał, że chciało się wyjść na zewnątrz i czekać aż zniknie za horyzontem. Tak też zrobiłam, kiedy tylko zobaczyłam ten widok za oknem. Przerwałam pracę tylko po to, aby usiąść w wiklinowym fotelu na tyłach domu. Podkuliłam pod siebie nogi i z zapartym tchem śledziłam jak z chwili na chwilę niebo zaczyna się zmieniać.

- To trwa za długo. – w końcu powiedziałam to na głos. Do tej pory nie rozmawiałam na ten temat ze stojącym za mną mężczyzną jednak teraz byłam po prostu zmęczona czekaniem aż wyjdzie coś nowego. Jakiś przełom, który da mi nadzieję.

- Czasami niektóre rzeczy muszą trwać o wiele dłużej niż byśmy tego chcieli. – ułożył dłonie na moich ramionach jakby wiedział, że tego potrzebuję.

Od jakiegoś czasu a dokładnie od dziesięciu dni zamieszkał z nami co wszyscy przyjęli ze spokojem. Romero był obecny w naszym życiu od zawsze i może nie przypuszczałabym, że akurat w taki sposób się do nas zbliży, ale cieszyłam się z tego.

W końcu przestałam przejmować się uczuciami i pozwoliłam sobie oddychać pełną piersią. Przyjęłam do siebie wszystko co mi dawał a było tego tak wiele, że momentami wręcz nie mogłam oddychać. Były to dobre uczucia i nie chciałam ich nigdy więcej zapomnieć.

- Myślisz, że naprawdę ją znajdziemy? - zapytałam cicho. Nie wiem co chciałam od niego usłyszeć, ale na pewno musiałam wyciszyć myśli, które ciągle krążyły w mojej głowie.

- Tak. – nawet się nie zawahał. – Wiem, że kiedyś ją znajdziemy. Może nie dzisiaj ani nie jutro, ale znajdziemy. Obiecuję ci to.

Jak on to robił, że jego głos tak na mnie działał. Wzięłam kubek w obie dłonie i zaczęłam pić kawę, którą dla mnie przygotował.

Wzdrygnęłam się, kiedy mocny podmuch wiatru wywołał gęsią skórę na moich ramionach i rozwiał mi włosy. Dzień był ciepły, ale wiejący wiatr już nie koniecznie. Pomimo tego i trwałam w miejscu wiedząc, że takich chwil nie będzie wiele więc korzystałam z nich, póki mogłam. Na razie w naszym życiu zapanował spokój jednak nie wiedziałam na ile bo prędzej czy później i tak znowu zacznie grozi nam niebezpieczeństwo. Takie życie wybrałam i teraz musiał w nim żyć, dostosować się i cieszyć z niewielkich rzeczy jakie dawał mi los.

- Chodźmy do domu. – zaproponował na co od razu przystałam.

Pozwoliłam na to, aby podniósł mnie z leżaka i poprowadził do oświetlonego z każdej strony wnętrza. Cisza, która zapadła po zamknięciu drzwi była dla mnie nie do zniesienia. Lina spędziła cały dzień gotując jak dla pułku wojska a może był to mały zgrzyt pomiędzy nią a Stefano.

On chciał jej dać pierścionek zaręczynowy a ona z kolei jak tylko go zobaczyła rzuciła w niego pudełkiem. Nie wiem które z nich było bardziej zaskoczone zaistniałą sytuacją, ale w tamtej chwili wolałam się ulotnić. Skoro siostra chciała być dorosła nie miałam zamiaru się wtrącać. Jak było widać nieźle sobie radziła bez mojej pomocy co tylko mnie uspokoiło.

Lucia z kolei nie opuszczała swojego pokoju. Wyszła ze szpitala tydzień wcześniej niż powinna, ale udało mi się wymóc na niej codzienne wizyty lekarza, który nie miał nic do gadania. Wiedziałam, że to może przesada, ale chciałam zapewnić siostrze wszytko co najlepsze nawet jeśli ona tak tego nie widziała.

- Martwię się o Lucię. – westchnęłam zajmując miejsce na kanapie w salonie. Romero usiadł tuż obok obejmując mnie w pasie. Nie pozostało mi nic innego jak tylko oprzeć głowę na jego ramieniu, ale zanim to zrobiłam odłożyłam jeszcze kubek na szklany stolik.

- Ona potrzebuje czasu. – pogładził mnie po głowie jak dziecko. – Nikt nie wie co ona przechodzi, ale sama przyznaj, że to co ją spotkało było okropne.

- Chcę przy niej być.

- Nie zawsze tak będzie. – złapał w dłoń moją brodę i nakierował w swoją stronę. – Wiesz dobrze, że obie cały czas będą narażone i nie zawsze zapewnisz im bezpieczeństwo. Taki jest nasz świat i jedyne co możemy zrobić to chronić je najlepiej jak potrafimy. Ja to zrobię. – zapewnił mnie z pełną mocą a wtedy moje serce fiknęło koziołka. Zdawałem sobie sprawę ze swoich uczuć do niego i pomimo tego, że powinnam się ich wyprzeć nie mogłam. Nie, kiedy obiecałem sobie, że przestanę się kontrolować, ale co najważniejsze to było tak dobre uczucie, że po prostu nie chciałam go sobie tłamsić.

- Tak bardzo ci na nich zależy? – zapytałam chociaż chodziło mi o coś więcej.

- Na was. – sprostował patrząc mi prosto w oczy. – Zależy mi nie tylko na Lucii, Linie czy Luisie, ale też i na tobie, bo jesteście dla mnie ważne.

- Możesz kiedyś zmienić zdanie.

- Nigdy go nie zmienię. – w jego oczach była taka pewność, że powinnam mu uwierzyć, ale życie nauczyło mnie patrzeć na wszystko co brzydkie i złe. Widząc moje zmieszanie kontynuował. – Kocham cię wiesz. – musnął moje wargi swoimi i już się nie odsunął. – Jesteś walnięta i czasami mam ochotę cię udusić, ale kocham każdą cząstkę ciebie. Jesteś upierdliwa i głośna jednak to mi się w tobie podoba.

Nie wytrzymałam. Wybucham głośnym śmiechem, bo tak bardzo rozśmieszyły mnie jego słowa, które były prawdą. Byłam dokładnie taka jak mówił a on pomimo tego nadal przy mnie był. W moich oczach wezbrały łzy i po raz pierwszy pozwoliłam im swobodnie płynąć. Nie przejmowałam się tym co ktoś może sobie o mnie pomyśleć.

- Jesteś jednany w swoim rodzaju. – wyszeptałam z trudem pomiędzy kolejnymi łzami.

- Ty też jesteś unikatowa, dlatego tak bardzo nas do siebie ciągnie. Oboje wiemy, że nic nie może nas rozdzielić, bo dopełniamy się jak dwie połówki złamanego serca. Razem jesteśmy pełni.

Przytuliłam się do niego obejmując rękami w pasie. Jego ciepło pozwoliło mi okiełznać emocje, ale w środku czułam się szczęśliwa. Kto by przypuszczał, że moja druga połówka była przy mnie, odkąd tylko pamiętam.

Nie zawsze było mi łatwo w życiu jednak pomimo tego wszystkiego co przeszłam nie zamieniłabym żadnego wspomnienia na nic innego, bo dzięki nim był właśnie tutaj w tym momencie. Może nie powiedziałam mu otwarcie, że go kocham jednak on dobrze o tym wiedział. To uczucie było dla mnie czymś nowym jednak wiedziałam, że do nikogo innego czegoś takiego nie poczuję.

#1.Siostry Agosti. LauraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz