CZĘŚĆ 59 - c.d.

44 16 15
                                    

Lulana wyczuła zapewne to spojrzenie, bo niemal natychmiast przerwała rozmowę ze swoją kuzynką i odwzajemniła spojrzenie. Uśmiechnęła się do Halinki zarówno ciepło, jak i smutno. Gestem głowy skinęła jej na pożegnanie, po czym uniosła do ust prawą dłoń i posłała jej malutki pocałunek, co nie uszło czujnej uwagi pudla. Zerknął na Halinkę i wiedząc o co chodzi również skinął jej głową na do widzenia, tyle że chytrze się przy tym uśmiechnął.

Baltazar zerknął na sowę: - Widziałaś?

- Widziałam i nie podoba mi się to. Będę miała oczy i uszy dokoła głowy. Obiecuję! – uniosła dwa pióra w geście przysięgi.

Halinka złapała całusek od królowej i przyłożyła go do serca. Kątem oka dostrzegła jak Lulana ociera z policzka łzę.

- Babciuuuu...tu jest tak pięknieee. Może jednak zostaniemy do końca na baluuu. To może chociaż zataaańczmyyy – poprosiła Dalia prawie płacząc, a osioł pełen nadziei nastawił uszu, co wymagało od niego nie lada wysiłku.

- Nic z tego moja panno – smutno odpowiedziała jej Halinka. – Pamiętasz jaka była umowa?

Dalia spuściła wzrok. – Trzeba dotrzymywać obietnic – dodała Halinka i mocno przytuliła wnusię do siebie.

Dalia spojrzała jej w oczy: - Tak. Wiem babciu. Deal to deal. Przepraszam. Halinka uśmiechnęła się i ucałowała ją w czoło, a Edmund położył uszy po sobie.

- Jak to mówią przyjacielu... - Baltazar klepnął go po grzbiecie - ...nadzieja zawsze umiera ostatnia. I zachichotał zacierając łapki. – No! Komu w drogę, temu czas!

- A nie dobre buty? – dodał osioł.

- Mogą być i buty – odpowiedział Baltazar. – Zbieramy się towarzysze!

- W takim razie szczęśliwej podróży – sowa uścisnęła Halince i Dalii dłonie skrzydłem. – I mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się ponownie.

Dziewczynki czule ucałowały sowę na pożegnanie. – Przeproś i pożegnaj od nas Emę, Selę, Lika...

- Ma się rozumieć, że przeproszę i przekażę. I spokojne wasze główki. Zrozumieją.

– No! Dość tych umizgów. Dość, dość! – ponaglił szczur. – To nie koniec świata. Po czym nie zwracając na siebie oprócz pudla niczyjej uwagi po cichutku wyszli z Sali Balowej w asyście lokaja Arsena Lurdena, wcześniej wtajemniczonego w bezpieczne odprowadzenie tajnym przejściem dziewczynek, szczura i osła na tyły pałacu. Sowa odprowadziła ich wzrokiem do samych drzwi, po czym udała się do Sali Jadalnianej przekąsić co nieco i zaciągnąć języka od nieco już rozluźnionych zabawą współbiesiadników. W końcu obiecała mieć wszystko i wszystkich na oku.

Lokaj przyświecił świecą, przekręcił klucz i pchnął dość masywne drzwi. Uchyliły się z lekkim trudem i piskiem.

- Zdałoby się naoliwić – zauważył osioł, ale lokaj nie skomentował tej uwagi. Pchnął drzwi jeszcze raz, z całej siły. Tym razem otworzyły się na oścież. – Zapraszam za mną – powiedział i wyszedł pierwszy. Za nim dziewczynki, osioł i szczur, a ich oczom, w świetle umieszczonych przy murach pochodniach ukazała się przepięknie rzeźbiona karoca, zaprzęgnięta w sześć co prawda małych, ale jednak koni.

Na przedniej parze wierzchowców wygodnie siedział młody, konny pachołek z mocno świecącą latarnią, którą silnie trzymał w lewej dłoni. Prawą kurczowo trzymał lejce.

- Zapraszam – spokojnie powiedział lokaj podchodząc do karocy. Na koźle siedziało dwóch lekko przygarbionych stangretów w odświętnych liberiach.

- Ale cudeńko! – zachwycił się osioł. – Dech mi zaparło! Toż to cudo! Nie to co moja stuningowana szafa...

Lokaj otworzył drzwiczki karocy: - Zapraszam do środka.

Halinka z Dalią wsiadły pierwsze i usiadły twarzą do kierunku podróży. Za nimi wskoczył osioł i Baltazar. Usiedli vis – a – vis dziewczynek.

- Życzę miłej i szczęśliwej podróży – powiedział lokaj, zamknął drzwiczki i gestem dłoni, a raczej trzymanej w niej świecy dał znak stangretom i forysiowi, że pasażerowie są gotowi do drogi.

Chwilę potem ruszyli w stronę Dębowego Wzgórza.

Baltazar przysunął się do okna, zasłonił kotarkę i natychmiast zasnął. Osioł za jego przykładem przysunął się do drugiego okna, zasłonił kotarkę i zamknął oczy, jednak nie zasnął. Czuwał.

Kiedy w karocy zrobiło się cicho i słychać było tylko lekkie pochrapywanie szczura oraz stukot kół o wystające z drogi niewielkie kamienie Dalia wtuliła się w Halinkę kładąc głowę na jej kolanach. – Babciu? – spytała cichym szeptem, a osioł nie zdradzając ni słówkiem, że nie śpi lekko nastawił uszu.

- Tak kochanie? – również szeptem odpowiedziała Halinka głaszcząc ją po włosach.

- Ale wstąpimy do domu osła po Aliego?

- Ależ oczywiście – Halinka słodko uśmiechnęła się do wnuczki. – Nie możemy wrócić do domu bez Aliego.

Dalia westchnęła i mocniej wtuliła się w babcię. - A co teraz z nami będzie?

- Jak to co skarbie? Wrócimy do domu i...

Dziewczynka uniosła główkę i spojrzała babci prosto w oczy. - Ale co będzie ze mną, z mamą. Z naszą rodziną i domem.

Halinka odwróciła wzrok próbując zapanować nad emocjami.

- Tatko już do nas nie wróci, prawda?

- Oj dziecko, dziecko – Halinka westchnęła, chwyciła Dalię za głowę i z matczyną czułością ucałowała. – Spróbuj zasnąć. Sen ci dobrze zrobi.

Edmund uchylił jedną powiekę i zerknął na dziewczynki. Pierwszy raz widział na ich twarzyczkach taki ogromny smutek. Z powrotem przymknął powiekę, a w głowie dudniły mu niczym młoty ostatnie słowa Dalii. - Tatko już do nas nie wróci...nie wróci...tatko...nas...nie wróci... - sennie zamlaskał - ...już do nas...już do nas...nas...nas... - i zasnął.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz