Słońce powoli zbliżało się ku linii horyzontu, sprawiając, że niebo malowało się w ciepłe odcienie pomarańczu i czerwieni. Popołudniowe, wysokie temperatury zdążyły już spaść, a we włosach można było poczuć delikatny, orzeźwiający wiaterek. Panowała wręcz idealna pogoda do wyjścia ze znajomymi na plażę, w towarzystwie kilku piw i miłego spędzenia wieczoru. I znając życie, pewnie setki osób w tej chwili właśnie w taki sposób spędzało ten czas.
Tylko nie on.
On jak ten ostatni baran, przebrany za kowboja, niósł na rękach oskarżonego o morderstwo przestępcę, do skorumpowanego medyka, gdzieś w Paleto Bay.
- Już się tak nie napinaj. - z odmętów myśli wyrwał go głos podopiecznego - Ciebie przynajmniej słońce nie razi.
Gregory warknął niezadowolony, po czym na chwilę spojrzał na Knucklesa. Ten przymykał lekko oczy, oślepiony promieniami słońca. Gdyby nie maska, szatyn mógłby zobaczyć na jego ustach zadowolony uśmiech.
- Może bym się nie napinał, gdybym nie musiał cię targać taki kawał. - odpowiedział mu policjant, spoglądając na niego.
- Wydawało mi się, że nie jestem aż tak ciężki. - Erwin przejechał dłonią po barku i obojczyku policjanta, na co ten się jeszcze bardziej spiął - Chyba że już Ci kondycha siada, staruszku. Ile to już na karku? Czterdzieści pięć?
- Trzydzieści siedem.
- Wybrałeś już wzór na trumnie?
- Jeszcze słowo i będziesz się czołgał po tych deskach! - fuknął szatyn.
Erwin przewrócił oczami, postanawiając, że na ten moment odpuści dogryzanie. Byle tylko Grzesiek się do tego nie przyzwyczajał, że idzie mu na rękę.
- Wiesz, jak wygląda ten facet? Czy będziemy podchodzić do każdego i pytać się, czy nielegalnie łata przestępców? - policjant ukradkiem spojrzał na niego, po czym na rozciągające się przed nimi molo. Stało na nim kilka osób, na różnej odległości od lądu.
- Wiem.
- Zechcesz się podzielić informacją?
- Facet około pięćdziesiątki. Jest łysy i ma ciemną brodę.
Gregory poprawił chwyt pod kolanami przestępcy i zaczął się przyglądać ludziom stojącym na nabrzeżu. Wykluczył od razu wszystkie kobiety stojące na drewnianej konstrukcji. To ułatwiło sprawę. Zostało pięciu mężczyzn. Dwójka z nich stała obok kobiet. Pary. W jednym z nich policjant zauważył, podobieństwo do opisu.
- To ten przy tej blondynce? - spytał.
Erwin też zwrócił na niego uwagę.
- Za młody. Poza tym nasz medyk jest samotnikiem.
Montanha porzucił ten trop. Sięgnął wzrokiem dalej, w stronę horyzontu. Na końcu molo znajdowała się trójka mężczyzn. Dwóch z nich trzymało w rękach wędki, trzeci z grupy opierał się o barierkę i spoglądał na zachód słońca.
- Ten z wędką, po lewej. - podpowiedział Knuckles - Jego szukamy.
Szatyn ruszył do przodu, wchodząc na naznaczone deszczem i słońcem deski. Nieprzyjemnie zaskrzypiały pod jego nogami. Razem ważyli znacznie więcej niż przeciętny człowiek. Zszedł ostrożnie po schodach, starając się utrzymać równowagę.
- Pójdziesz do niego sam. - odezwał się po chwili szaro włosy. Znajdowali się w połowie drogi, do końca pomostu.
Gregory zatrzymał się gwałtownie.
- Pojebało cię?! - wyrwało mu się z ust znacznie głośniej, niż zamierzał.
Para, na którą spoglądał wcześniej, odwróciła się w ich stronę. Na twarzach widniało zaskoczenie i oburzenie, spowodowane słowami, jakich użył policjant. Po chwili zmienili miejsce, chcąc znajdować się dalej od dwóch mężczyzn.
CZYTASZ
Deal || Morwin
Fanfiction"Szaro włosy stanął twarzą w twarz z Rightwillem. - Masz tydzień, aby zaprowadzić nas do morderców Marka, w innym przypadku cała odpowiedzialność spadnie na ciebie. - Sonny wystawił dłoń - Deal? Erwin westchnął. Nie ma innego wyjścia. Uścisnął jego...