Rozdział 10.

645 76 1
                                    

JAMES

Zatrzymaliśmy się parę metrów od tamtego auta. Widzieliśmy jak szarpią Lily żeby szła w kierunku starych magazynów. Najciszej jak mogliśmy wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy między drzewami w ich kierunku. Byli na tyle głupi, że nie zauważyli nas kiedy staliśmy zaledwie 3 metry od nich za drzewami.

LILY

Zobaczyłam kontem oka ruch między drzewami. Spojrzałam lekko w tamtą stronę i zauważyłam chłopaków. Nie pokazałam tamtym, że coś się znajduje pomiędzy drzewami.

-Myślałaś, że się nie domyślę, że Beau kłamał?- zaśmiał się Liam i chwycił mój podbródek.- Widzę, że masz profesjonalnie opatrzoną ranę- mówił kręcąc moją głową w różne strony.- Wiesz co? Chętnie bym cię przeleciał- zaczął ręką jeździć po moim ciele.

Zaczęłam się szarpać. Liam chwycił mnie za ramię i pociągnął mocno. Potknęłam się a on mnie złapał. Podniósł i przerzucił przez ramię i ruszył do kierunku budynku, śmiejąc się.

-Wiedziałem, że na mnie lecisz, ale żeby aż tak?- śmiał się głośno.

Niósł mnie przez i potem rzucił na jakieś łóżko. Zaczęłam się szarpać i kopać. Wiedziałam, że nie mam szans, ale zawsze zyskiwałam parę chwil na próbę czegokolwiek by się spróbować uratować. Jeden z jego ludzi chwycił moje nogi, drugi rozwiązał ręce i przytrzymał nade mną. Liam podszedł i przywiązał moje ręce i nogi do ram łóżka. Kiedy wiedziałam, że już nic nie dam rady zrobić zaczęłam się rozglądać po pokoju. To co zauważyłam przeraziło mnie.

Beau wisiał na rękach nieprzytomny, cały zakrwawiony. Jego klatka piersiowa lekko się unosiła, co oznaczało, że żyje, ale sądząc po tym jak się podnosi widziałam, że ledwo. Zamknęłam oczy i powstrzymywałam łzy.

-Ah tak- mruknął Liam.- Nie martw się żyje. Nie mam zamiaru go zabijać, chcę żeby widział jak cierpisz- zaśmiał się.- Może teraz sama coś powiesz?- odkleił mi usta jednym pociągnięciem ręki, a ja syknęłam z bólu.

-Jesteś psychopatą- warknęłam, widziałam jak się napiął.- No dalej uderz, co ci zrobi kolejny raz?- dalej warczałam.

Liam się zawahał, ale uderzył mnie tak jak się spodziewałam.

-Nigdy więcej nie używaj takiego tonu!- wrzasnął.

-Bo co?- nie przeraziłam się go.

-Bo nie zawaham się i zabiję cię- ścisnął moje gardło.

Zaczęło brakować mi powietrza, zaczęłam się dławić. Patrzyłam z przerażeniem na Liama, a w jego oczach widziałam tylko pustkę. Puścił moją szyję i wyszedł z pomieszczenia. Oddychałam ciężko, próbując złapać oddech. Po chwili mi się to udało. Łzy mi spływały po policzkach.

JAMES

Wbiliśmy do środka. Ludzie Liama padali na ziemię. On sam był w szoku widząc nas.

-Gdzie oni są?- warknął Jai.

-W twojej dupie- warknął w odpowiedzi Liam.

-Już sprawdzałem, nie ma ich tam- wzruszył ramionami i przywalił Liamowi.

Ruszyłem z Danielem dalej wiedząc, że Jai poradzi sobie.

Weszliśmy do pomieszczenia gdzie był Beau i Lily. Daniel zabrał się za uwolnienie Beau, ja podeszłem do Lily.

-James?- uśmiechnęła się przez łzy.- To ty czy mój mózg płata mi figle od chwilowego niedoboru tlenu?

-To ja- otarłem jej łzy.- Zaraz cię uwolnię.

-Beau- zaczęła się szarpać.- Muszę mu pomóc- szarpała się.

-Spokojnie, wdech i wydech- przytrzymywałem ją.- Daniel już jest przy niemu- odwróciłem jej głowę w ich kierunku.

Widziałem jak się zaczyna uspokajać. Rozwiązałem ja i pomogłem jej powoli wstać. Daniel trzymal Beau, który już oprzytomniał, ale nadal był słaby. Weszliśmy do pomieszczenia gdzie Jai siedział na Liamie, który się szarpał.

LILY

Szłam obok Beau trzymając go za dłoń. Kiedy tylko zobaczyłam Liama nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i przywaliłam mu w twarz, tak mocno, że stracił przytomność, a mnie zabolała ręka. Zaczęłam nią szybko poruszać, a Jai się zaśmiał.

-Mocny cios- powiedział Daniel z uznaniem, a James zaczął się śmiać.

-Będą z ciebie kotku ludzie- powiedział słabo Beau i się zaśmiał.

-Dobra koniec tego, musimy się zając Beau- powiedziałam i nagle sobie przypomniałam.- Gdzie jest Kam?!

-Spokojnie z moim bliźniakiem- powiedział Jai.

Odetchnęłam z ulgą i pomogłam im dojść do auta. Chłopaki zaraz ruszyli.

-Podajcie mi apteczkę- poleciłam, a chłopaki na mnie spojrzeli z pytaniem.- Musze mu opatrzyć rany- dalej patrzyli na mnie jak na idiotkę.- W schowku, pod papierami z auta, a druga pod siedzeniem od strony pasażera.

Wszyscy zrobili face palm. Daniel podali mi obie apteczki.

-Serio nie wiedzieliście?- teraz ja na nich patrzyłam jak na idiotów. Pokręcili głowami.- Idioci- mruknęłam i otworzyłam apteczkę.- Trochę zapiecze.

Zaczęłam oczyszczać rany wodą utlenioną, widziałam jak Beau się lekko krzywił, ale nie chciał tego pokazać. Po oczyszczeniu ran założyłam opatrunki z gazy.

-Teraz musisz odpoczywać- pogładziłam go po policzku.

-Dobrze pani doktor- zaśmiał się Beau.

Pokręciłam głową i się zaśmiałam. Beau pociągnął mnie tak żebym oparła się o jego ramię.

-Nigdy więcej tak nie rób- powiedziałam patrząc w jego oczy.

-Czego?- spytał przyglądając się mi uważnie.

-Nie poświęcaj się aż tak za mnie.

==========

Przepraszam, że nie było rozdziału, ale miałam kłopoty z weną, ale jakoś udało mi się w końcu napisać ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Postaram się pisać rozdziały regularnie, ale to zależy od mojej weny. Do następnego bajo :*

I'm sorry ~ Janoskians FFPL (ZAWIESZONE)Where stories live. Discover now