TROCHĘ WIĘCEJ NIŻ JEDEN - ROZDZIAŁ IV

1K 113 19
                                    

*Oczyma Rity*

Wraz z hukiem znalazłam się w jego ramionach, mój oddech stał się nierówny a serce bije zbyt szybko. Uciekam wzrokiem, choć czuję najcudowniejsze kasztanowe oczy na sobie. To niemożliwe, jego dłonie już dawno porzuciły niedopałek papierosa, teraz delikatnie dotykają mój podbródek, muszę na niego spojrzeć, nie daje mi innego wyjścia:

- Nie bój się. Ze mną jesteś bezpieczna. - jego głos jest tak spokojny i melancholijny... mogłabym go słuchać przez wszystkie dni.

Dziwne, nigdy nie sądziłam, że można kogoś tak mocno potrzebować... Tak jak wody na pustyni, tak jak światła w ciemną noc. Nie, nie... to dzieje się zdecydowanie zbyt szybko, zaprzeczam sama, sobie. Gdybym tylko mogła zniknąć stąd, lub zatrzymać czas... Chyba tracę to, co kształtowałam przez tyle lat. Czuję pocałunek złożony na moim czole. Po poliku spływa łza... nie zdążyła spaść, Marcin starł ją, nim poczułam słony smak.

- Co się dzieje? Nie płacz. "Pośród labiryntów ścian błądziłem bez przerwy sam, jak marionetka grałem, gdy ktoś żądał, czegoś chciał. Na zamówienie smutek, śmiech już w głowie kręci się, życie dziś teatrem jest najlepiej o tym wiem". - uśmiechnął się.

- To tylko jedna łza, ale... Dawid? Słuchasz Dawida?

- Czy to takie ważne? - jego uśmiech, był tak szczery, czułam, że mogę mu zaufać.

- Wiesz Marcin, ja...

Poczuliśmy jak owiewa nas duszący dym. 

- Adam! On ciągle jest wewnątrz. Zostań tu, obiecuję, że zaraz wrócę.

*Oczyma Adama*

- Adam, idioto, coś ty narobił? Nie zachowuj się jak bachor! Na dodatek egoista! Myśleliśmy, że coś Ci się stało. - usłyszałem wyraźnie zdenerwowany krzyk Dubiela.

- Sorry brat, Mikrofalówka mi wybuchła, no zdarza się. - mam nadzieję, że mnie nie zabije, bo nie wygląda na zadowolonego. 

- Och, nieważne już, posprzątaj tu, pójdę odprowadzić Ritę. - nagle posmutniał a jego oczy dziwnie wyblakły.

- Okay. - westchnąłem.

Co tu się dzieje, Dubiel zachowuje się co najmniej dziwnie. Zakochał się? Nie, nie... to niemożliwe. 

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*

Za oknem szalał wiatr, łamał gałęzie starych brzóz, posadzonych wiele lat wcześniej wzdłuż ulic Elbląga. Każdy kolejny podmuch stawał się groźniejszy, przedostawał się przez nieszczelne okno do domu, gasząc słabe płomienie świec, już od kilku godzin nie było prądu. Dubiel ciągle siedzi z kartką i ołówkiem w dłoni, stał się tak dziwnie tajemniczy, chyba pękła łącząca nas nić porozumienia. Właściwie nie znam go zbyt długo, poznaliśmy się przez przypadek. No i jest jeszcze Rita, leży z gorączką w łóżku. To już najwyższy czas, by odszukać panujący tu przed tygodniem optymizm, nie potrafię żyć tak jak oni. 

~Niespodziewana metamorfoza Marcina.~

Koledzy Dubiela już dawno zauważyli u niego brak uśmiechu, który jeszcze niedawno nie schodził z jego twarzy. Brak żartów na każdą okazję, brak napadów śmiechu wynikających z głupich sytuacji. Jednak chłopak nie chciał nic mówić, dziwnie milczał. Przestał wychodzić z domu, już nie grał z kumplami, gdy tylko nadarzyła się okazja. To już nie był ten sam człowiek. W końcu to niespotykane, żeby zły sen mógł zmienić człowieka, a może to ta dziewczyna? Marcin zamknął się w sobie, choć w głębi serca tak bardzo chciał wrócić do normalności. Płakał. Noc w noc budził się i płakał jak dziecko, dziecko, które jeszcze nic nie wie, boi się, nic nie rozumie. 



___

Jeśli przeczytałeś/łaś i spodobało Ci się - zostaw po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza!



SORRY - nietypowe fan-fiction! | Naruciak, DubielWhere stories live. Discover now