Historia dla Opal

628 41 15
                                    

  Kolejny raz młody klejnot powtórzył układ. Tak by wreszcie był idealny. Chciał wywołać tym uśmiech u matki. Nie potrafił jeszcze łączyć się z innymi klejnotami, o co się martwiła.
Starał się, jak mógł, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ był inny. Narodziła się w niezwykły sposób, jeżeli można tak powiedzieć. Była eksperymentem. Jednak nie tylko. Łączyła cechy obojga matek. Spiczasty nos, charakterystyczne usta i duże oczy. Długie „kudłate" różowe włosy i lawendowa cera spowodowana okrągłym, umieszczonym na czole, klejnotem. Jej mama przyglądała się wyczynom córki, z pewnym rozczuleniem. Wtedy do pokoju z głośnym hukiem wpadła, bo inaczej nie dało się powiedzieć druga z matek. Pierwsza krzyknęła zaskoczona:
- Ametyst co ja ci o tym mówiłam? - była zirytowana. - O mało byś nie uderzyła Opal.
Opal otworzyła usta, z których nie mogła wydać żadnego dźwięku. Nie mogła zapewnić, że nic jej nie jest.
- Jeny. - fioletowy klejnot machnął dłonią. - Nie mów, że znowu każesz jej powtarzać ten bezsensowny układ. To nic nie da.
Podeszła do niewiele niższego od niej klejnotu i podniosła go z łatwością. Podeszła do kanapy, na której siedział wysoki biały klejnot. Położyła małą koło niej i sama usiadła obok.
- To nie jest bezsensowne. - mruknęła urażona Perła.
- No dobra. - Ametyst trochę się zmieszała. - Wiem, że chcesz dobrze, ale już późno. Czas się kłaść.
- Wiesz, że jako klejnoty nie potrzebujemy snu. - powiedziała Perła. - Opal nie musi iść spać.
Mała Opal pokiwała główką. Zazwyczaj zgadzała się z młodszą rozrywkową mamą, ale teraz przyznała rację Perle. Ametyst nie dała się przekonać:
- No wiesz. Dzięki temu będzie mogła się przygotować do nadchodzącej regeneracji.
Perła westchnęła.
- Ostatni raz. - wyrwało jej się mimochodem. - Zgadzam się na to.
- To teraz pora na opowieść na dobranoc. - Ametyst pogłaskała córkę po głowie. - Dla naszej małej kruszynki.
- Czyli o to ci chodziło od samego początku. - Perła wahała się między złością, a rozbawieniem. - Ametyst...
- No chodź tu mała. - położyła się na łóżku i przyciągnęła Opal do siebie. - Chcesz opowiastkę?

Mały klejnot zaczął bardzo szybko potrząsać głową, a jej oczy rozbłysły, niczym
gwiazdy. Perła dołączyła do nich.
- Ta historia będzie o tym, jak twoi rodzice zostali parą. - Ametyst filuternie mrugnęła do
Perły. - Może ty chcesz zacząć?
Perła przybrała ciemniejszy odcień. Gdy się uspokoiła, zaczęła snuć historię.
***
Był zimny jesienny dzień. Steven wyjechał wraz z Connie, jej rodzicami i Gregiem na wycieczkę. Mieli nocować w hotelu. Jeżeli chodzi o to Granat to ta, bez słowa, udała się na samotną misję. Gdy wróciłam z zewnątrz, gdzie wieszałam pranie Stevena, w pokoju była tylko zajadająca się
naleśnikami Ametyst.
- Dzień dobry. - odezwałam się, z lekkim obrzydzeniem, przyglądając się jej wyczynom,czyli
tym jak brudziła cały stół od śmietany. Spojrzała na mnie i burknęła coś w odpowiedzi.
- Co mówiłaś? - spytałam zirytowana.
Nie cierpię tego, jak tak robi. Mamrotanie pod nosem jest wyjątkowo nie grzeczne Opal. Tak,
więc wracając, Ametyst znowu powiedziała coś, pod nosem. Zirytowana postanowiłam jednak
zignorować takie zachowanie. Widząc, że odchodzę, powiedziała głośno:
- Chcesz zjeść je ze mną?!
Zdziwiłam się i pomyślałam, że to nie w jej stylu. Wiesz, mama Ametyst jest taka
rozrywkowa, głośna, bałaganiarska... No już dobrze, nie patrz tak na mnie! Wracam do
historii. Tak czy siak, było to trochę niepodobne, do niej.
- Wiesz, że nie zjem tego. - skrzywiłam się.
Ametyst znowu coś mruknęła pod nosem, który jak mi się zdawało, zrobił się jeszcze
ciemniejszy.
- Co? - spytałam już całkiem zdenerwowana. - Ametyst mów normalnie.
- To może, chociaż się dosiądziesz? - spytała głośniej. - Na chwilę.
- Ok. - trochę zdziwiona usiadłam niedaleko klejnotu. - Masz do mnie sprawę?
- Nie. - powiedziała normalniej. - Po prostu pomyślałam, że dawno nie robiłyśmy nic razem.
- Przecież jeszcze wczoraj byłyśmy z Granat i Stevenem na misji. - zauważyłam. - Ale jak
chcesz...?
Ametyst jadła teraz wolniej jakby chciała udowodnić mi, że potrafi zachowywać się przy
stole.
- Jutro jest pokaz. - mruknęła. - Pokaz sztucznych ogni.
- No wiem. - wzruszyłam ramionami. - Może być fajnie.
- Chcesz iść? - wyjąkała. - Na pokaz.
- Przecież idziemy tam wspólnie. - zdziwiłam się. - Będzie tam całe miasto.
- Nie miałam na myśli głównej części na plaży. - odwróciła ode mnie wzrok. - Chodziło mi o
późniejszą część.
- Tą zupełnie wieczorem? - spytałam, na co ta przytaknęła. - No nie wiem dla Stevena i
Connie będzie to już bardzo późno.
Ametyst znowu burknęła coś cichutko.
- Co? - spróbowałam się na nią nie zdenerwować. - Znowu nie słyszę.
Usłyszałam tym razem trochę głośniejszy, ale nadal nie zrozumiały szept.
- Głośniej. - mruknęłam.
- Chciałam iść tylko we dwoje! - wrzasnęła wkurzona, by zaraz cała się speszyć.
- Dlaczego? - spytałam zaciekawiona. - Nie chcesz, żeby Granat z nami poszła?
Ametyst bardzo szybko potrząsnęła głową i zrobiła się jeszcze bardziej fioletowa.
- No dobrze. - ostatecznie zgodziłam się na jej propozycję. - Teraz pójdę zobaczyć jak tam
z praniem, bo wiesz przed chwilką, widziałam, jak coś spada.
Wyszłam na zewnątrz. Rzeczywiście spadła jedna z bluzek. Westchnęłam i sprawdziłam, czy się
pobrudziła. Niestety tak. Znowu musiałam ją wyprać.
- Ok, ok. - odezwała się Ametyst. - Teraz ja przejmę stery, bo zaczniesz biadolić nad tą
brudną szmatką.
Perła chciała coś powiedzieć, ale nie z drugiej strony wolała nie przerywać dziewczynie, bo nie słyszała jeszcze jej wersji historii.

Gdy tylko Perła wyszła, zaczęłam tańczyć, ze szczęścia. Zgodziła się! Jaka ja byłam szczęśliwa. Przypuszczałam, że Perła uzna moją propozycję za dziwną i nie będzie chciała iść. Potem zorientowałam się, że Perła w tym momencie nie wiedziała, o co mi chodzi i pomyślała, że po prostu chce oglądać fajerwerki, z moją przyjaciółką, a Granat zostawić samą, ze sobą, by mogła mieć trochę wolnego czasu, czy coś podobnego. Od razu uleciał cały mój humor.
- Nagle oklapłaś. - usłyszałam za sobą głos Granat. - A przed chwilą skakałaś jak poparzona.
- To nic. - mruknęłam. - Po prostu zdałam sobie z czegoś sprawę?
- Z czego? - Granat spytała wprost jak zawsze. - Czy to przez śniadanie?
Pokręciłam głową. W tej chwili jedzenie zupełnie mnie nie obchodziło.
- Granat mogę cię o coś spytać?
- Śmiało.
- Jak chcesz kogoś zaprosić...to znaczy siebie... - próbowałam jakoś ubrać to w słowa. -
Na randkę to jak się do tego zabierasz?
Granat chwilę przyglądała się mi.
- Szafir zaprosiłam, na pewność siebie. Niekoniecznie Rubin. Szczerze to wyglądałaś jakbyś zaraz, miała wybuchnąć. Niemożliwe Szafir. Ja najpierw zagadałabym do tej osoby, a potem
mimochodem nie mówiąc słowa randka, zaprosiła ją.
- Ok dzięki. - wymamrotałam. - Bardzo pomogłaś.
- Coś się dzieje? - Granat wydawała się trochę zmartwiona. - Mogę jakoś pomóc?
Potrząsnęłam głową. To była tylko sprawa moja i Perły. Nie chciałam mieszać w to jeszcze jej. Granat odpuściła. Podeszła do drzwi świątyni, by zaraz zniknąć za nimi. Opadłam na kanapę. Miałam czas na rozmyślenia do jutra. Nie byłam pewna swoich uczuć. Bałam się tego, że Perła odtrąci mnie i nawet nie będzie chciała się ze mną przyjaźnić. Wiedziałam, że ona kochała kogoś innego. Osobę tak odmienną ode mnie. Wysoką, miłą i uprzejmą. Mamę wujka Stevena — Rose Quartz. Widać było, że nawet teraz bardzo za nią tęskni. Wszystko wydawało mi się takie skomplikowane... Czułam się coraz gorzej. Odechciało mi się nawet jeść z tego całego stresu. Unikałam Perły do tego pamiętnego wieczoru.
To co? Przejmujesz opowieść? Perła przytaknęła.

Pokaz fajerwerków nawet mi się podobał. Cieszyłam się z tego, że Steven i Connie mieli wielką frajdę. Przypomniałam sobie o obietnicy danej Ametyst. Nie wiedziałam, o co jej chodziło, ale nie przeszkadzało mi to żeby spędzić razem czas na wieczornym pokazie sztucznych ogni. Zapowiadał się chłodny wieczór. Ametyst wspominała mi coś rano o specjalnym wysokim miejscu. Postanowiłam się tak ubrać, by w razie wspinaczki nie mieć żadnych problemów. Czekała na mnie na dole. Miała na sobie dżinsy i bluzkę pokrytą gwiazdkami. Szyję owinęła żółtym szalem. Pewnie z powodu zimna oddychała szybko i jakoś ciężko. Gdy tylko mnie zauważyła, speszyła się, z nieznanego mi powodu.
- Hej. - odezwałam się pierwsza. - Idziemy?
Pokiwała głową i ruszyła pośpiesznie. Próbowałam ją dogonić i w miarę szybko szłam za nią.
Wspinałyśmy się coraz wyżej. W końcu zatrzymałyśmy się, na górze posągu, gdzie rozłożony był, koc otoczony czerwonymi świeczkami. Ametyst pokazała mi wzrokiem, żebym usiadła. Przyglądałam się, jak zaczęła zapalać, schowanymi nieopodal zapałkami, każdą z nich.
- Dużo jeszcze czasu zostało? - spytałam by przerwać ciszę.
Pokręciła głową, zapalając ostatnią, ze świec. Dawały one przyjemne światło.
- Czy wiesz, dlaczego cię zaprosiłam? - spytała.
- Po to, by obejrzeć razem fajerwerki. - wypaliłam po prostu.
- Tak, ale chodzi mi o to, czy domyślasz się, dlaczego chciałam oglądać je tylko we dwoje...
Pokręciłam głową. Nic mi nie przychodziło na myśl. Ametyst zrobiła niezadowoloną miną.
- Żadnych domysłów? - nalegała. - Najmniejszych serio?
- Chcesz o czymś pogadać? - spróbowałam cokolwiek wymyślić. - O czymś ważnym.
- Brawo. - Ametyst klasnęła ironicznie. - Ale o czym geniuszu?
- Nie wiem. - powtórzyłam. - Serio nie wiem.
- Od jakiegoś czasu ja... - zaczęła. - Ja cię...
Jej głos zagłuszył wystrzał fajerwerków. Patrzyłam jak rumieni się coraz bardziej. Podczas przerwy między następnym wystrzałem krzyknęła:
- Kocham cię Perło! Od jakiegoś czasu nie mogę przestać o tobie myśleć. Kocham twoją dobroć i to jak się na mnie złościsz. To wszystko.
Poczułam, jak się rumienię, a moje całe ciało, spowiło gorąco. Moje serce dudniło niczym
młot. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Byłam strasznie zaskoczona wyznaniem dziewczyny.
Nigdy nie pomyślałam o tym, że mogę kochać kogoś innego niż Rose, która kochała Grega. Od zawsze Ametyst była mi bliska mimo tych wszystkich kłótni i sporów. Zawsze. To wszystko było dla mnie za wiele. Zastanowiłam się, co naprawdę czułam, do tego niskiego klejnotu. Od zawsze chciałam ją chronić. Traktowałam ją trochę jak nastoletnią córkę. Nie pomyślałam
jeszcze o niej w ten sposób. W głębi duszy przeleciało mi przez myśl czasami „Ale Ametyst dziś ładnie wygląda". Ametyst patrzała na moje wahanie, z coraz bardziej zmieszanym
wyrazem twarzy, aż w końcu wykrztusiła:
- Przepraszam. Zapomnijmy o tym.
Patrzyłam, jak się oddala, a w górę strzela następny fajerwerk. Wtedy zrozumiałam. To, co czułam do niej. Przez te wszystkie lata. Było czymś głębszym. To była miłość. Tak. Nie było to uczucie nawet trochę podobne do tego, które czułam do Rose, ale oparte było na tych samych podstawach. Nie mogłam się teraz wycofać. Powinnam była posłuchać mojego serca. A
one należało teraz tylko do jednej osoby. Do przepięknego fioletowego klejnotu, który udawał, że jest beztroski, a w rzeczywistości, był bardzo wrażliwy. Ametyst nie rumień mi się tak, tylko mów dalej.


Było mi okropnie. To wszystko, co zaszło, tamtego wieczora, było dla mnie koszmarem.
Powiedziałam Perle, żebyśmy o tym zapomniały, ale ja nie potrafiłam. Za bardzo ją kochałam.
Usłyszałam jej ciepły głos:
- Ametyst. Jesteś tu prawda?
Wcisnęłam się głębiej w skalną szczelinę. Nie chciałam słyszeć żadnych przeprosin lub czegoś w tym stylu przez to poczułabym się tylko gorzej.
- Chcę ci coś powiedzieć. - Perła nie odchodziła tak łatwo. - To ważne wiesz?
Zrezygnowana wypełzłam ze szczeliny i zaczęłam mówić, wymachując dłońmi:
- Nie chcę żadnej twojej litości ani przeprosin. To nie twoja wina, że nie czujesz tego samego. To wyłącznie moja sprawa.
- Ametyst słuchaj. - ta próbowała się wtrącić do mojego monologu.
- Nie Perła. Nie próbuj mi się tu obwiniać. Wiesz, jak to jest. To z czasem minie. Nie
musisz się ani trochę tym przejmować. Serio.
- Ametyst słuchaj. - Perła powiedziała głośniej.
- Naprawdę Perła. Zapomnę o tym i wszystko będzie po staremu. Nie będziesz musiała się
jakoś inaczej zachowywać i w ogóle. To wszystko nie będzie dłużej istotne, więc nie masz mi
się, za nic obwiniać, bo nie zniosłabym tego. Wiesz...
- Ametyst! - wrzasnęła Perła. - Słuchaj, jak się do ciebie, mówi! Nie mam zamiaru się obwiniać.
- No i bardzo dobrze. - wtrąciłam. - Bo to wiesz takie tylko chwilowe...
- Powiedziałam, żebyś była cicho! - Perła wyglądała na naprawdę wkurzoną. - Przyjęłam, twoje wyznanie, rozumiesz! Przyjęłam! Chcę spróbować!
Bałam, że zaraz się spalę. Tak mi było gorąco.
- Robisz to z litości prawda?! - krzyknęłam, bo nie mogłam w to wszystko uwierzyć. - Nie potrzebuję niczyjej litości!
- Znowu się zaczyna. - Perła spojrzała na mnie zirytowana. - Dobra w takim razie może teraz uwierzysz.
Zanim zdążyłam się zorientować, nagle nasze usta, złączyły się, w pocałunku. Zamarłam. To wszystko było dla mnie jak sen. Nie mogłam się uspokoić. Zamknęłam oczy, oddając się, bez reszty, tej małej chwili. Nie pamiętam, jak długo to trwało, bo dla mnie było jak wieki.
Perła też była niespokojna.
- Wierzysz mi? - spytała cicho. - Ametyst kocham cię.
- Ja ciebie też. - mruknęłam. - Wierzę. Po prostu to wszystko jest dla mnie jak bajka.
Perła uśmiechnęła się i jeszcze raz mnie pocałowała.
***
Mama Perła zrobiła się ciemniejsza, na co mama Ametyst zareagowała śmiechem. Wtuliłam się w mamę Perłę i zamknęłam oczy. Po chwili odpłynęłam do krainy snów, gdzie mogłam spokojnie opowiadać, o niespotykanej miłości moich rodziców.  





Historia dla Opal (Steven Universe)Where stories live. Discover now