Rozdział X

1.2K 136 6
                                    

 Nie wiedziałam co zrobić. Stałam jak kołek wytrzeszczając oczy na Kingę i Maxa uśmianych od ucha do ucha. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. Poczułam okropne ukłucie zazdrości. W końcu oderwałam swoje kończyny od betonowej podłogi i ruszyłam w stronę bali, na której siedzieli.
Max aż podskoczył na miejscu, gdy mnie zobaczył. Jego oczy zdradzały strach.

- O Paula! - wydukał wreszcie. Zjechał z bali i podszedł do mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Kinga uśmiechała się do mnie szczerze.

Zbyt szczerze.

Wydusiłam z siebie w końcu słaby uśmiech, po czym odwróciłam się na pięcie i wszyłam, zapominając o tym, co miałam zrobić.

***

Przetarłam oczy ziewając. Wstałam nie chętnie. Zaglądnęłam do szafy. Wyciągnęłam z niej klasycznie rurki, bieliznę, podkoszulek. Zastanawiałam się chwilę nad bluzą. Chwyciłam w końcu szarą, z podobizną skaczącego konia. Wzięłam "ekwipunek" i ruszyłam do łazienki. Jasno zielone szafki dodały trochę kolorów do szarego poranka. Umyłam twarz, następnie nałożyłam trochę pudru na buzię a rzęsy pociągnęłam tuszem. Jeszcze bez barwny błyszczyk i byłam gotowa.

 Powoli pokonywałam schody prowadzące na II piętro naszej szkoły. Beżowo-białe ściany były tak nie ciekawe...

Mogliby je przemalować.

Gdy zadzwonił dzwonek przyśpieszyłam trochę i weszłam szybko do sali historycznej. Weronika siedziała (jak zwykle) w ostatniej ławce od okna. Dosiadłam się do niej. Całą lekcję chciałam przeprowadzić z nią rozmowę, o tym co się stało, ale ona dziwnie się zachowywała i nie chciała mnie słuchać.
 Po lekcjach, gdy wracałyśmy z Werą ze szkoły podbiegł do nas Michał. Przerażenie malowało się na jego twarzy, jak na obrazie. Całe włosy miał w płatkach śniegu. Podniosłam brwi pytająco.
Misiek nic nie powiedział , tylko wysłał mojej przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie. Po tym odeszli na bezpieczną odległość. Zaczęło mnie denerwować, że każdy miał coś przede mną do ukrycia.

- Hej Cookie! - zawołałam wesoło wchodząc na wybieg. Kucyk podbiegł do mnie rżąc uroczo. Założyłam mu jasno zielony kantar z futerkiem. Zapięłam uwiąz i pchnęłam lekko bramkę. Wałaszek radośnie wyszedł za mną. Weszliśmy na zaśnieżony chodnik. W końcu doszliśmy do stajni angielskiej. Kuc stanął w bezpiecznej odległości. Założyłam mu uwiąz na szyję i sama podeszłam, aby otworzyć jeden z wolnych boksów. Wróciłam do karego i cmoknęłam. Ruszył nie chętnie. Im bliżej podchodziliśmy, tym bardziej spinały mu się mięśnie. Gdy byliśmy ok. 5 kroków przed wejściem zaparł się. Poluzowałam uwiąz i pozwoliłam mu na zbadanie terenu. Wpatrywał się w środek boksu głośno oddychając. W tej samej chwili usłyszałam znajome chichoty.

NieujarzmionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz