Rozdział 7

313 28 4
                                    

*Olivia's POV*
Dziś jest 8 czerwca. Ale to nie jest ważne. Bardziej istotne jest to, że wczoraj wieczorem byłam na koncercie One Direction. Słyszałam ich na żywo. Spełniłam swoje marzenie.
To może wydawać się dziwne, ale dalej w to nie wierzę. Przespałam całą noc, ale nawet wtedy dopadały mnie urywki scen z wczorajszego dnia pełnego emocji. Ciekawe kiedy mój mózg się uspokoi.
Po śniadaniu, które tym razem musiałam zjeść, gdyż Gloria nie odstępowała mnie na krok, postanowiłyśmy obejrzeć to co udało się nagrać z koncertu. Okazało się, że jeden z ochroniarzy niepostrzeżenie zwrócił Glo kamerę. Nic zadziwiającego. Chwyciłam sprzęt i podeszłam do szafki, na którym stał telewizor. Już miałam podłączyć kamerę, gdy okazało się, że nie ma odpowiedniego kabla. A Gloria zarzekała się, że na pewno tam jest...
- GLOOORIAAA! - krzyknęłam, nie przejmując się tym jak głośno to zrobiłam. - Gdzie jest ten cholerny kabel?! Nie ma go w tej szafce.
Po chwili do salonu wbiegła wywoływana blondynka.
- No jak to go nie ma? - zirytowana zarzuciła włosy na plecy i przykucnęła obok mnie. - Przecież kilka dni temu tu był! - zaczęła szperać w szufladach wyrzucając przy okazji całą ich zawartość na dywan.
- Nie wiem, może ktoś go do czegoś używał i go stąd wziął? - spytałam spokojniejszym tonem jednocześnie podnosząc się do pozycji stojącej.
Glo zatrzymała wykonywanie czynności, skrzywiła się w zamyśleniu i po chwili stuknęła się otwartą dłonią w czoło.
- No tak! Tata potrzebował go gdy robił coś do pracy. Pewnie będzie w jego gabinecie. - I z uśmiechem na twarzy wstała i wyszła na korytarz, a ja wzdychając wróciłam do poprzedniej pozycji i zaczęłam z powrotem wkładać szpargały do mebla.
Gdy byłam w połowie roboty, Glo wróciła z kablem w ręku. Sama zaczęła włączać film, a ja dokończyłam porządki. Usiadłyśmy na ogromnej sofie i przykryłyśmy się kocem. Na stoliku obok stały napoje, szklanki i jakaś chipsy. Obie jak zaczarowane wypatrywałyśmy się w ekran telewizora. Teraz uświadomiłyśmy sobie jak dużo ludzi tam było. Co chwile zmieniające się światła, głośne basy gitar. Wszystko było zarazem takie podobne jak i inne. Pewnie perspektywa zmieniała nasze odczucia. Pod koniec zobaczyłyśmy reakcje ludzi na moje omdlenie. Nie spodziewałam się tego.
Gdy nagranie się skończyło, obie pogrążyłyśmy się własnych myślach. Wiercąc się na kanapie wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon, weszłam na Twittera i zaczęłam opisywać wszystko w twitlongerze. W czasie gdy byłam pogrążona w dobieraniu odpowiednich słów, Gloria wyszła z pokoju i nie przeszkadzając mi zajęła się robieniem obiadu. Gdy dodałam relacje nie musiałam długo czekać na pierwsze reakcje. RT, tweety z gratulacjami czy życzeniem powodzenia pojawiały się w ilości jakiej się nie spodziewałam. Przeglądnęłam jeszcze instagrama i po wstawieniu krótkiego urywku z video wyłączyłam wifi. Zadzwoniłam do mamy by powiedzieć jej, że wszystko u mnie w porządku. Po wysłuchaniu słów o dbaniu o siebie poszłam do kuchni.
Pomogłam Glorii w robieniu dania dla nas i jej rodziców. Głownie zajęłam się przygotowaniem mięsa i ryżu. O 16 byłyśmy już po posiłku i po obejrzeniu jakiejś wyjątkowo dennej komedii romantycznej, która mimo to nas rozśmieszyła. Posprawdzałyśmy konta updates i postanowiłyśmy ten ostatni wieczór spędzić w barze. Po szybkim przebraniu się w wygodne, ale bardziej na wyjście niż poprzednie ubrania, wyszłyśmy z domu. Słońce jeszcze grzało więc wzięłam ze sobą kapelusz. Na miejsce dotarłyśmy taksówką. Długi okres czasu tańczyłyśmy do puszczanych przez DJ'a piosenek. Zebrałyśmy się też na odwagę i wzięłyśmy udział w karaoke. Aż zatęskniłam za moim pianinem. Ogólnie miło spędziłyśmy czas, dobrze się bawiąc bez alkoholu. Gdy już zbierałyśmy się do wyjścia przy drzwiach zapanowało poruszenie. Pojawiły się szepty, że na ulicy byli członkowie 1D i, że są w klubie niedaleko. Na początku w to nie wierząc, Glo prędko sprawdziła pewne źródła. Nigdy nie zapomnę jej miny na informacje o tym, że to prawda. Na spokojnie wyszłyśmy z lokalu i po 'telepatycznej' rozmowie skierowałyśmy się w stronę domniemanego adresu. Z daleka dostrzegłyśmy grupę dziewczyn stojącą pod wejściem. Dołączyłyśmy więc do reszty fanów. Nie wiem dokładnie ile siedziałyśmy na chodniku ale w końcu wyszedł ON.
HARRY STYLES.
Z One Direction.
Nieświadomie zamknęłam oczy nie wierząc w daną mi przez los szansę. Po wzięciu kilku głębokich oddechów złapałam przyjaciółkę za rękę i po podniesieniu powiek poszłyśmy na koniec stworzonej kolejki po zdjęcie. Większość osób straszliwie się przepychało, co było głupie. Jakby kolejność miała jakiekolwiek znaczenie. Harry mnie zaskoczył życzliwością i cierpliwością z jaką do tego podchodził. Gdy nadeszła nasza kolej cała się trzęsłam. Przytuliłam go niezdarnie i powiedziałam kilka niezrozumiałych słów o tym ile dla mnie znaczy. Już miałam się odczepić gdy ten mocniej mnie przytulił i zaczął szeptać jakieś głupie, uspokajające słówka. Mimo wszystko to podziałało. Po chwili sam zaproponował zdjęcie i podczas robienia pospolitego selfie, Harry strącił mi kapelusz z głowy. Od razu schylił się po niego i założył mi z powrotem, uśmiechając się przy tym. Chwilę później jego już nie było, a ja dalej stałam w miejscu. Zrobiłam krok do przodu i przez przypadek na coś nadepnęłam. Był to...
Telefon?
Kucnęłam i chwyciłam przedmiot. Obejrzałam czy jest w miarę dobrym stanie i schowałam do torebki. W domu popatrzę, może będzie bez blokady i znajdziemy właściciela.
Z powrotem wróciłyśmy pieszo. Wymieniałyśmy swoje wrażenia z ostatnich dni. Podsumowałyśmy ile rzeczy się zmieniło. Ja spełniłam marzenia, Glo również. Przy okazji wyjawiła mi, że coraz bardziej podoba jej się Adam. To się nazywa miłość od pierwszego spojrzenia.
Dopiero po wieczornej wizycie w łazience, poczułam jak bardzo zmęczona jestem. Zjedliśmy wspólnie kolację i aż poczułam smutek na myśl, że to koniec i jutro będę w drodze do własnego domu. Że będę musiała pożegnać się z tymi ludźmi.
Wstawiłam zdjęcie z Harrym, oznaczając go przy tym. Od razu posypały się serduszka. Ale na tym mi nie zależało. Ważne było to, że obok mojej uśmiechniętej twarzy, znajdowała się druga szczerze uśmiechnięta twarz. Że mogłam przytulić jedną z tych osób, która nie raz pomogła mi się podnieść gdy upadłam. Która nie raz mnie pocieszała, uspokajała. Która zawsze, mimo wszystko jest i przez długi czas będzie.
Mając przed oczami ten moment zasnęłam. I śniłam o nim całą, długą, burzową noc nie budząc się nawet na sekundę.

--------------
Wow. Szybko dodałam ten rozdział :) choroba znów dała swe znaki i zmusiła do zostania w domu, więc korzystam. Dlaczego nie dodaje dopiero w weekend? Bo w końcu robię imprezę urodzinową, życzcie dobrej zabawy 😅 będę wdzięczna za jakikolwiek odzew: gwiazdki, komentarze. To bardzo motywuje xx
PS. Dziękuje Alex za sprawdzenie rozdziału 😘
Do następnego 💕

Dream come true II Liam Payne (bardzo wolno pisane)Where stories live. Discover now