5

126 13 20
                                    


I ostatnia część. Mam nadzieję, że końcówka nie zawiedzie Waszych oczekiwań. Życzę miłego czytania :)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------



ŁUP! Cos z dużą siłą uderzyło w ścianę mojego pałacu. Wyjrzałem przez okno. To buntownicy wyprowadzili machiny oblężnicze i zaczęli obstrzał. Na ten widok popędziłem do sypialni po zbroje. Otworzyłem szafę i skrzywiłem się z niesmakiem.

-Trzeba będzie wyciągnąć kasę od Hefajstosa - pomyślałem, wkładając zardzewiałe żelastwo.

Przysięgał, że nawet za tysiąc lat będzie się błyszczeć jak nówka, a tu proszę. Nie minął nawet jeden wiek, a ona już cała jest pokryta brązowo-pomarańczowym osadem. Dzielnie wyszedłem, aby stawić czoło buntownikom. Bez strachu ruszyłem na spotkanie z przeznaczeniem. Serce trzepotało mi z podniecenia, a ręce trzęsły się z niecierpliwości (Podła żmijo, to wcale nie był strach!) Mimo bardzo silnej linii obrony, najeźdźcy w końcu wkroczyli do pałacu. Jednak nie zląkłem się! Dzielnie zmierzyłem się z losem i (Zeusie przestań się wtrącać!)pokonałem go! Świat nigdy nie widział bardziej spektakularnego zwycięstwa niż to, kiedy sam jeden, w blasku mojej chwały, rozgromiłem armię Wojowniczych Pierogów Ninja! I od tej chwili żyję długo i najedzono.

- Khem, khem... Hadesie, nie zapędzasz się trochę?- zapytał Zeus.

Od jakiegoś czasu zaglądał mi przez ramię do mojego pamiętnika, komentując każdy fragment.

- Przecież to szczera prawda - powiedziałem, krzyżując ręce i odwracając głowę w geście oburzenia.

- Naprawdę? - spytał mój brat, unosząc jedną brew. - A może teraz ja opowiem, jak było naprawdę?

-Phi. Rób co chcesz i tak nikt ci nie uwierzy.

                                                                                           ---------------------

Z Pamiętnika Zeusa:

Właśnie trwał kolejny idealny dzień na Olimpie. Z idealnie niebieskiego nieba idealnie świeciło idealne słońce, idealnie ogrzewając idealne powietrze, a idealne ptaszki idealnie śpiewały.

- Idealnie... - wymruczałem, wsuwając się do bulgoczącego jacuzzi.

Tak... W takie dni bycie bogiem jest naprawdę cudowne. Od tygodnia nie było ani jednej skargi (na Hadesa), ani jednego pozwu (przez Hadesa), ani jednego wybuchu (spowodowanego przez Hadesa). Żadnych marudzeń, narzekań, protestów, plagiatów, strajków, pomówień ani wojen. Innymi słowy mój „kochany" braciszek nie pokazał się na Olimpie od siedmiu dni. Życie jest cudowne. Nagle usłyszałem świst teleportacji. A zapowiadał się taki wspaniały dzień...

- Zeusie, ratuj mnie! - płaczliwie zawodził Hades.

- Coś ty znowu narobił? - westchnąłem zrezygnowany.

- Pamiętasz te pierogi, co je ożywiłem? - wychlipał, przecierając załzawione oczy.

Zacząłem przeszukiwać swoją pamięć. Hades stworzył już tyle różnych bzdur, że trudno było mi przypomnieć sobie te najnowsze. W końcu doznałem olśnienia.

-Pamiętam. Co z nimi? Spaliły ci pałac? Wypuściły potępieńców z Tartaru? Zjadły kogoś? Sfajczyły jabłoń Hesperyd(1)? Ukradły Posejdonowi trójząb? Połaskotały Atlasa(2) Nie, to byśmy poczuli - stwierdziłem, przypominając sobie niektóre z poprzednich wyczynów Hadesa.

Z Pamiętnika Władcy PodziemiaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora