Zatrzymać mnie i ciebie to niemożliwe

296 31 4
                                    


Grudzień okazał się dla Elise bardzo łaskawym miesiącem, zresztą nie tylko dla niej - Aiden też zyskał wiele nowych możliwości.

Wszystko zaczęło się od niewinnych uśmiechów, lekkich rumieńców i nieskomplikowanych wiadomości. Żadne z tej dwójki nie brało pod uwagę zaangażowania się w tą przejściową znajomość - albo bardzo dobrze ukrywali nadzieję pogrzebaną na dnie serca.

Kolejne tygodnie sprowadziły na nich falę ciepła i trzepoczących w żołądku motyli. Każdy uśmiech stawał się śmielszy, rumieńce bez większego powodu zdobiły ich policzki, a ich oczy błyszczały dotąd nieznanym im blaskiem. Każda myśl Ellie ograniczała się do pięknego śmiechu Cartera. Zaś gdy Aiden zamknął oczy, widział tylko jej piękne, szaroniebieskie oczy, w których tonął za każdym razem.

Nie jest ich winą to, że ich serca biły jak szalone, gdy tylko na horyzoncie pojawiało się jedno z nich.

Nie tajemnicą jest to, że kotłowało się w nich, gdy nie byli obok siebie.

Jak to mówią - "Każdy dla ciebie powierzony oddech jest oddechem przeze mnie uwielbionym".

I oni to czuli.

Czuli delikatne oddechy, gdy ich twarze dzieliły centymetry, ciepło, gdy mogli spokojnie dryfować w swoich ramionach, przyśpieszone bicie serca.

A ona wiedziała, że w ich przypadku nie obejdzie się bez szumu.

Prawda była taka, że obydwoje byli obdarzeni niezdarnością i to może dlatego ich drogi się skrzyżowały? Może mieli się chronić nawzajem? On by nie upadła, a ona by się nie poddał?

- Uważaj. - Przyciągnął ją do siebie, widząc nadjeżdżający pojazd.

- Przecież by mnie ominął - mruknęła, mocniej ściskając jego dłoń.

- A jak nie? - zapytał, odwracając wzrok. - Po prostu się o ciebie boję.

- Nic mi się nie stanie - powiedziała, zatrzymując się i skupiając na nim wzrok. - Wiesz dlaczego?
Pokręcił głową, naprawdę nie znając odpowiedzi.

- Bo jesteś obok.

Ellise kochała Aidena, a on kochał ją i pokazywał jej to na każdy możliwy sposób.

Co z tego, że byli młodzi?

Młodość od tego była, od próbowania i sercowego szaleństwa.

Styczeń okazał się dla nich przełomem. Oboje wiedzieli, że to co ich łączy jest silniejsze niż ktokolwiek by przypuszczał i nie ma sensu się przed tym bronić.

- Muszę się ciebie o coś zapytać - zaczął. - A-albo nie, nie dam rady.

Zachichotała cicho i usiadła na przeciw niego, by móc spojrzeć mu w oczy. Przekrzywiła lekko głowę i poważnym głosem powiedziała:

- Dasz radę, wierzę w ciebie.

- Czy chcesz być moją dziewczyną? - zapytał.

Odetchnęła głęboko i wyprostowała się.

- Tak - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Odetchnął z ulgą. - Było aż tak trudno? - Uniosła brew.

Słowa często przytłaczają, zresztą tak jak spojrzenia, ale ich nic nie obchodziło. Nie zwracali uwagi na zdziwione spojrzenia czy głupie odzywki. Nie zwracali uwagi na nic innego oprócz ich splecionych dłoni.

- Pierwszy miesiąc jest najgorszy - powtarzał, a ona mu przytakiwała, lekko się uśmiechając. - Ale damy radę.

Każdy szczegół był dla nich ważny. On nie był zdolny ominąć jej pieprzyka, znajdującego się prawie na środku czoła, a ona nie mogła zignorować tego jak układały się jego policzki przy uśmiechu.

- Masz piękny uśmiech - mówiła.

- Nie lubię go - odpowiadał.

- Dlaczego? - Marszczyła brwi i przyglądała mu się uważnie.

- Jest brzydki. - Wzruszał ramionami, a ona wywracała oczami.

- Nieprawda.

- Prawda.

- Nie.

- Tak.

- Nie kłóć się.

- Dobrze.

Dla nich słowa miały wartość. Nie lubili rzucać ich na wiatr czy źle wykorzystywać. Słowa były miarką, a życie wagą, którą traktowali poważnie.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też kocham.

Wiedzieli, że "kochać", znaczy "być". I byli. Byli dla siebie, kochali, czuwali, pilnowali. Istnieli, by móc kochać siebie do końca.

Wiedzieli, że wszystko to krótka chwila, ale czuli, że mogą to zamienić w wieczność. Byli swoją przyszłością i nie ukrywali tego.

Serce nie jest naszym sługą, ich też nie było. Ale trafiło w sam cel i nikt nie próbował tego podważyć.
Pasowali do siebie, uzupełniali się. Nie byli identyczni, ale to doprowadziło do stworzenia jedności. Oboje mieli wady i zalety, każde z nich inne. Oboje wierzyli i angażowali się. Oboje żyli nadzieją. Oboje kochali.

- Zawsze chciałam mieć kogoś, przy kim moje wady nie mają znaczenia.
- Ty nie masz wad, dla mnie jesteś idealna.

Już na początku zrzucili maski, obnażyli swoje dusze. Nie mieli powodów, by cokolwiek ukrywać.

Ufali sobie.

Byli zdolni do podejmowania ryzyka. Zrobiliby dla siebie wszystko, oddaliby ostatni oddech, powierzyliby ostatnią noc.

Kochała wtulać się w jego ciało i zaciągać jego zapachem.

Kochał patrzeć, gdy się uśmiecha.

Byli dla siebie i z dnia na dzień przekonywali się o tym co raz bardziej.

- My tego nie zniszczymy - powiedział, patrząc na nią czule. - My nie, ewentualnie inni, ale na to nie pozwolimy.

- Zatrzymać mnie i ciebie to niemożliwe...


Walentynkowy zawrót głowy [zbiór]Where stories live. Discover now