~ Rozdział Szósty ~ Lis

3.6K 295 17
                                    


Obudziłem się gdy za oknem zaczynało się ściemniać. Chwilę mi zajęło zorientowanie się w gdzie jestem i zdałem sobie sprawe, że przespałem obiad. Gdy tylko o tym pomyślałem zaburczało mi w brzuchu. Ruszyłem się z łóżka i skierowałem do kuchni /jakimś cudem nawet drogę tam pamiętałem!/ i starałem się przypomnieć co mi się śniło. Kojarzę, że już raz miałem ten sen... Coś o kimś z niepokojącym łukiem. Już wiem. Śniło mi się to wcześniej. Sen wrócił do mnie i nagle z rozmytego obrazu uformowało się coś na kształt wspomnienia, zdjęcia, jawy, ale na pewno nie snu. To raczej nie jest normalne. Westchnąłem cicho i wszedłem do kuchni. Przy stole siedziała Stella, jadła jogurt.
- Proszę, proszę nasza śpiąca królewna - powiedziała. Zlekceważyłem ją i zacząłem szukać jedzenia. Zrobiłem sobie sadzone jajko na chlebie. Po czym usiadłem przy stole, oczywiście jak najdalej od Stelli i zacząłem jeść. Gdy kończyłem przyszedł Troid.
- Tutaj jesteście - powiedział wyraźnie zadowolony, że nie musi szukać już żadnego z nas.
- Tak więc - kontynuował - dzisiaj odpuszczamy sobie wszelki wysiłek fizyczny, ale od jutra nie dam wam żyć - z szatańskim uśmiechem zatarł ręce - każda próba wymagania się będzie skutkowala dodatkowymi zajęciami fizycznymi.
- Troid? Wszystko w porządku? - Stella była wyraźnie wstrząśnięta, cóż ja zresztą też.
- A dlaczego miał bym czuć się źle? Hmm?
- Nie mówię, że... - zająkała się pod jego spojrzeniem - oczywiście wszystko rozumiem - powiedziała cicho.
- Pobudka o 7 dzieciaki.
- ...
- zwariował - podsumowała Stella, na szczęście gdy już wyszedł.
- Racja - odpowiedziałem.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.
- Co on nam zrobi? - spytałem cicho.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że nic strasznego - ku memu zdziwieniu mówiła poważnie.

Resztę dnia spędziłem w sposób niewarty opowiadania. Późno poszedłem spać przez moją "drzemkę" rano i wiedziałem, że mogę mieć mały problem na obudzenie się następnego dnia.

Miałem rację. Nawet złośliwości Stelli mnie nie obudziły. W końcu poszła po swojego brata, który własnoręcznie wyciągnął mnie z łóżka i na wpół zaniosł na wpół zawlekł do łazienki po czym moja twarz miała bardzo bliski kontakt z lodowatozimną wodą. Wyjątkowo brutalna pobudka, ale zadziałała. Potem wybraliśmy się do kuchni na spotkanie z katem, który jak przedstawił nam rozkład zajęć to myślałem, że od jutra będą planować mój pogrzeb.
Plan był taki: trzy rundki truchtu w koło jeziora /wspominałem, że jest wyjątkowo duże?/ potem ćwiczenia rozciągające, które miały trwać około godziny, poźniej mała przerwa i obiad, a potem "zajęcia"(interpretacja "zajęć" dowolna ¤_¤ ) w jeziorze chyba do końca dnia albo do czasu aż z nami skończy. Na samą myśl robiło mi się słabo. No ale jak trzeba to trzeba. Tak więc biegaliśmy. William wyraźnie miał mnie pilnować, bo mimo narzekania Stelli na moje wolne tępo mnie nie zostawił, albo po prostu Troid mu kazał. Po pokonaniu połowy długości jeziora już nie miałem siły biec. Oparłem się o pobliskie drzewo.
- Nieźle jak na pierwszy raz - powiedział spokojnie William, oparł się koło mnie i położył dłoń na plecach - oddychaj... głęboko i powoli. Nie mdlej mi tutaj.
- Nie mdleje przecież - wymruczałem. Czy on nie stoi za blisko? Zerknąłem na niego, lecz nie trwało to długo usłyszałem cichy szelest dobiegający od strony lasu. Obrociłem się i spojrzałem w kierunku dźwięku mrurząc oczy.
- Co jest? - Will to zauważył.
- Coś słyszałem - patrzyłem w las.
- Może ci się coś przrsłyszało albo było to jakieś zwierzę - odepchnąl się od drzewa i zaczął wracać na trasę naszego biegu.
- Chodźmy dalej - powiedział, a ja stałem przez chwilę. Po czym też odepchnąłem się od drzewa i zacząłem iść za nim. Nagle poczułem czyjeś ręce na mojej twarzy i w pasie. Ktoś mnie chwycił i trzymał tak żebym nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Will był odwrócony do mnie tyłem, a mój porywacz zaczął się wycofywać, powoli po cichu. Spróbowałem zobaczyć kto to, ale jakikolwiek ruch wydawał się niemożliwy jego dłonie były jak z kamienia. Czy to ten sam człowiek który zabił mi ojca? Czy to możliwe? Poczułem złość. Nie dam się zabić ani porwać! Przecież nie mogę, nie chcę skończyć tak jak on. Poczułem coś. To było we mnie i było równie obce co znajome. Moje zmysły się wyostrzyły. Czułem zapach tej istoty. Miałem wrażenie, że to nie człowiek. Oni tak nie pachną. Ale skąd ja to wiem? Nie mam pojęcia. Poczułem jak coś ciepłego rozchodzi się po moim ciele. Mój porywacz w tym czasie odsunął się na tyle, że drzewa już przesłoniły brzeg jeziora. Ugryzłem go. Poczułem jego zdziwienie, na równi z jego krwią. Puścił mnie, a ja jeszcze w powietrzu się obróciłem i spadłem na cztery łapy... czekaj łapy?! Spojrzałem na dół i okazało się że stoję na czterech pokrytych białym futerkiem łapkach. I ja i mój powywacz staliśmy przez chwilę wstrząśnieci. W chwili gdy to minęło obrociłem się i najszybciej jak potrafiłem rzuciłem się w stronę jeziora. Stwór dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że mu uciekam i ruszył za mną w pogoń, ale wyraźnie nie był wystarczająco szybki, a ja byłem mniejszy od psa, więc złapanie mnie nie mogło być proste. W sensie od wilczura czy owczarka, ale byłem większy od Yorka trochę jak... lis. Obróciłem się i spojrzałem na mojego niedoszłego porywacza i zobaczyłem swój ogon. Lisi ogon. Czyli jestem teraz lisem? Jak... W tym śnie? To możliwe? Uciekałem i po chwili byłem już przy jeziorze i schowałem się za skałami, no wiesz instyk. I nie mogłem się zmusić do opuszczenia kryjówki. Po chwili zobaczyłem Willa z Troidem, ten drugi trzymał tą istotę. Miała około dwóch metrów, szarawą skórę, żółto-czerwone oczy i ostre zęby, które wystawały spod zaciśnietych ust raniąc wargi. Stwór wydawał z siebie dziwne pocharkiwania. Przeszedł mnie dreszcz. Naprawdę nie miałem ochoty wychodzić spomiędzy skał. Will się rozglądał, po chwili dołączyła do nich Stella.
- Co się stało? - zapytała. Słyszałem ją lepiej niż gdybym stał obok mnie - I gdzie to małe coś?
- W tym właśnie problem - odpowiedział Troid - Nie wiemy.
- Miałeś go pilnować Will - syknęła cicho.
- Przecież pilnowałem! Tylko się obróciłem i... - próbował się bronić ale mu przerwała.
- Więc trzeba było się nie odwracać! Nie mam zamiaru mieć przez ciebie problemy u Niego - ciekawe o kogo jej chodzi...
- Spokojnie, najważniejsze to teraz odnalezienie Alex'a - włączył się Troid - Stello zabierz to coś - tu wskazał na stwora - i pozbądź się tego. Will, my postaramy się go jak najszybciej odnaleźć.
- Jest jedno ale - powiedział powoli chłopak - Nie wiemy czy szukamy człowieka czy udało mu się zmienić postać...
- ...A jeśli mu się udało - dopowiedziała Stella - to nie wiemy czego szukać i ile pamięta...
Stali tam przez chwilę, a ja nadal nie miałem zamiaru opuszczać mojej kryjówki. Mimo iż rozum uważał to za bardzo dobry pomysł, instynkt wręcz przeciwnie, brał to za zagrożenie. Tylko nie wiem czego obawiałem się bardziej tej istoty, Stelli, czy tego, że wiedzieli, że nie jestem człowiekiem...
Wtulony w skały nie poruszałem się dopóki nie minęło pół godziny od ich odejścia.

~ Ciąg dalszy nastąpi...

Biały LisekDove le storie prendono vita. Scoprilo ora