Łonda i Pandoś

24 1 0
                                    


Tom

    Z uśmiechem na ustach otrzepuję buty ze śniegu i wchodzę do przedsionka. Zdejmuję plecak, kurtkę, rękawiczki i czapkę, w międzyczasie po prostu zostawiając pudło, które ze sobą przyniosłem, w rękach Blue.
    Chyba jest zbyt zaspana, żeby zareagować, po prostu je trzyma.
    Klepię się ręką w czoło.
    - Zapomniałbym!
    Robi zdziwioną mine, potrząsając lekko głową tak, że jej ufarbowane na niebiesko włosy poruszają się w śliczny sposób.
    - No przecież są twoje urodziny! Powinienem ci złożyć jakieś życzenia, szczególnie, kiedy przekazuję prezent w twoje ręce!
     Uśmiecha się, pewnie dlatego, że mówię takim... Podniosłym tonem. 
    - Droga Melody! - kontynuuję dokładnie tak samo uroczyście. - Życzę ci, żebyś znalazła swoją drugą połówkę. Otwieraj! - poganiam ją.
    Kiedy otwiera pudełko, zdziwiona i zaciekawiona zarazem, na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
    W jej ramionach natychmiast ląduje dziwaczny pluszak, do którego zrobienia się przyznaję.
     Po prostu kupiłem w Ikei pluszowego łosia i pandę.
     A wtedy zabawiłem się w Dr. Frankensteina! MUAHAHAHA!
     Zszyłem niezdarnie przednią połowę łosia z tylną połową pandy i wyszło... Przepięknie! (Ha, wcale nie, ale jej się podoba. Melody zawsze lubiła dziwne rzeczy.)
    - Jest śliczny! - mówi z zachwytem dziewczyna.
    Ach, Melody. Mógłbym mówić jej imię w kółko i w kółko, nigdy by mi się nie znudziło, ale ona go nie lubi. Wszyscy mówią na nią Blue ze względu na niebieskie oczy i włosy.
     Włosy farbuje, odkąd pamiętam.   Mienią się wszystkimi odcieniami błękitu, dlatego nawet nie próbuję ich opisywać. Jeśli ktoś mnie zapyta, jak wygląda moja przyjaciółka, najpewniej odpowiem: "To ta niska z niebieskimi włosami." I to wystarczy większości ludzi, żeby ją zidentyfikować.
    - Spójrz - mówię, wyjmując z mojego plecaka jeszcze jednego pluszaka. - Ja mam te drugie części.
    - Łonda i Pandoś - śmieje się.
    - Łonda i Pandoś - przytakuję.
    Jeszcze długo tuli do siebie Łondę, kiedy odkładam porzucone przeze mnie na podłodze ubrania w jakieś porządniejsze miejsce.
    - No, mówiłaś coś o zakupach - zagaduję potem.
     Otwiera szeroko oczy i chwilę zajmuje jej przetworzenie komunikatu.
    -Tak - odpowiada wtedy.  - Tak, tak.  Tylko...
     Znów patrzy na piżamę, jak wtedy, kiedy zobaczyła mnie na progu.
     - Rozumiem, idź się przebrać.
     Siadam sobie na kanapie w salonie, kiedy Blue mówi:
    - Rozgość się! Lodówka prawie pusta, ale zawsze możesz się czegoś napić.
    - Mhm, dzięki, chętnie skorzystam. Zawsze mogę zjeść lodówkę bez nadzienia, jeśli prawie pusta. Tak z nudów, jako przekąskę.
    Chichocze.
    Nie zajmie mi to dużo czasu - mówi jeszcze i pędzi po schodach do swojego pokoju.
     Słyszę przytłumiony huk i cichy krzyk:
    - Nic mi nie jest!
     Cała Melody. Potrafi potknąć się nawet o powietrze, więc w jej towarzystwie nigdy nie jest nudno, zwłaszcza, gdy upada tak uroczo i tak uroczo usiłuje ukryć to przed światem.
     Ona jest twarda. A przynajmniej tak mówi.
     Słyszę przysznic. Lecąca woda bębni w brodziku, kiedy podnoszę tyłek z kanapy i wybieram się do kuchni po gorącą kawę. W domu nie wypiłem, a widziałem, że Blue odstawiła swoją, pewnie zimną jak zwykle, kiedy dałem jej pudełko.    Wniosek? Kawa jest.
     Otwieram drugą szafkę po prawej od wejścia do kuchni i wyciągam metalową puszkę z wytłoczonymi na niej ziarenkami kawy. Są pomalowane na czarno i niebiesko. To ulubione kolory Melody, więc kawa jest rozpuszczalna. Tylko ona w całym domu nie pije fusiary.
    Nasypuję trzy łyżeczki proszku do kubka z Darthem Vaderem.
     Woda w czajniku już wystygła, a przynajmniej według mnie, więc wstawiam ją jeszcze raz.
     W momencie, w którym woda przestaje się gotować, odgłos prysznica cichnie, zastąpiony przez dźwięk otwieranych drzwi kabiny.
    Spokojnie zalewam kawę. Wiem, że Melody będzie się ubierać całą wieczność, więc się nie spieszę.
     Dziwi mnie więc odgłos kroków na schodach.
     W chwilę później, obok mnie staje niższa o głowę, ale patrząca na mnie z góry niebieskowłosa dziewczyna, ubrana najzwyczajniej w świecie w śpioszki, które upodobniają ją do białego kotka.
Japończycy mówią na nie Kigurumi i tak przyjęło się to na świecie.
Blue ma ich w szafie chyba z dziesięć, każde inne. Strasznie je lubi.
     Przez chwilę nie mogę wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Kurde.
     Wygląda onieśmielająco w bieli.
     Codziennie ubiera się na czarno, bo uważa, że tylko ten kolor jej pasuje, ale to nieprawda.
    - Masz coś... Pod spodem? - pytam tylko.
     Głupek. Głupek, głupek, głupek. Ze mnie.
     Nie umiem z nią gadać.
    - Naturalnie - odpowiada. - Na dworze jest przecież zimno.
     No tak. To oczywiste.
    - Dasz mi dokończyć kawę?
    - Nie - mówi, ale z zadziornym uśmiechem chwyta swój kubek i pociąga łyczek, siadając na schodach.
    Patrzy na mnie z żartobliwym oczekiwaniem

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 12, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cudze Chwalicie, Swego Nie ZnacieWhere stories live. Discover now