Rozdział 19

2.9K 163 11
                                    


Obudziłam się cała zalana potem i łzami. Próbowałam uspokoić swój przyspieszony oddech i zaczęłam wyślizgiwać się z mojego łóżka. Serce dalej nie chciało się uspokoić, ale ja już o tym nie myślałam. Myślałam o moim śnie, a raczej koszmarze.

Czy naprawdę mogłabym to zrobić?
Właśnie dla niego?
Nie znałam odpowiedzi, która była gdzieś w zakamarkach mojego umysłu, lecz ja nie miałam sił, by się do niej dostać. Całe ciało miałam obolałe i zaczęłam się zastanawiać co się ze mną działo tej nocy. Miałam wrażenie, że rzucałam się po całym łóżku, a nawet pokoju.

     Rozsunęłam zasłony i od razu słońce mnie oślepiło. Dopiero po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do tak dużej ilości światła i gdzieś za drzewem dostrzegłem obcą sylwetkę. Gdy zaczęła się zbliżać w stronę mojego domu, rozpoznałam tę osobę.

Jak najszybciej mogłam ubrałam się i przeczesałam rozczochrane włosy, które nie chciały ze mną współpracować. Kilka minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. Zawahałam się. Czy naprawdę chciałam otworzyć? Zobaczyć osobę, która mnie skrzywdziła? Ta osoba nienawidziła mnie tak mocno, jak ja.
Jednak musiałam to zrobić. Dla własnego dobra musiałam otworzyć te drzwi i zmierzyć się z moim największym wrogiem. I tak zrobiłam.
Nie pomyliłam się. Na moim progu stał wróg numer jeden.

    -  Rose...

    - Jane.

Nie wiedziałam co powiedzieć. To nie mogła być ona. Wyglądała inaczej.

Jej niegdyś piękne, blond włosy kołtuniły się i nie były tak dokładnie ułożone, jak przy naszym ostatnim spotkaniu.

Niebieskie oczy szkliły się łzami, a wokół nich był rozmazany tusz do rzęs.
Mogłabym szczerze przyznać, że bez makijażu wyglądała o wiele ładniej, lecz w obecnej sytuacji nie prezentowała się za dobrze. Wyglądała na załamaną, co naprawdę było rzadkością, i tak musiała się czuć. Jednym zdaniem: wrak człowieka.
Spojrzała na mnie błagalnie i wypowiedziała tylko dwa słowa, które wwierciły mnie w podłogę:

-  Pomóż mi...

***

Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Czekałam jak gdyby nigdy nic na dziewczynę, która mnie nienawidziła. Po wypowiedzeniu tego oszałamiającego zdania, zaprowadziłam ją do łazienki i dałam potrzebne rzeczy, by się odświeżyła. Nigdy na myśl, by mi nie przyszło, że będę gościć Jane w moim domu i to tak załamaną.

Zawsze sprawiała wrażenie poukładanej żmiji bez żadnych problemów i tego się trzymała. Teraz gdy widziałam ją w takim stanie, mój punkt widzenia zaczął się zmieniać i sama nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Obawiałam się, że nie będzie nam łatwo. Ba, byłam tego pewna.

W czym miałam jej pomóc? Przecież ja jestem bezużyteczna w takich sprawach.

    - Nawet jeszcze nie wiesz w czym masz jej pomóc, a już się wycofujesz?

Nienawidziłam tego głosu, który był mądrzejszy od mojego prawdziwego ja. Mimo tego zawsze mi pomagał, no dobra prawie zawsze.

Niczego takiego nie powiedziałam...

    -  Ale pomyślałaś. Tchórz z ciebie, nie ma co...

Zamknij się!

Tak. Stanowczo zbyt często używałam tego zwrotu do mojej podświadomości czy, jak to się tam nazywa. Jednak i w tej sprawie się nie mylił/a i naprawdę tchórzyłam. Postanowiłam, że tak łatwo się nie poddam i przynajmniej spróbuje jej pomóc.

Czasami zastanawiałam się czy nie choruję na rozdwojenie jaźni, czy coś w tym stylu.

Poczułam jak kanapa ugina się pod dodatkowym ciężarem, po czym spojrzałam na Jane. Siedziała obok mnie ze spuszczoną głową, wyglądała o wiele lepiej i wyraźniej niż przedtem, więc nie czułam się już aż tak skrępowana.

    -  Wiem, że byłam okrutna i uprzykrzałam ci życie, ale... Teraz się zmienię, obiecuje.

Spojrzała na mnie, a ja wiedziałam, że z trudem powstrzymuje łzy.

    - Tylko mi pomóż, proszę...

Nie wiedziałam, co mną zawładnęło, ale nie mogłam się powstrzymać. Przytuliłam ją. Tak jak matka przytula swoją córkę, która zbłądziła. Ona przez chwile siedziała nieruchoma, ale zaraz odwzajemniła mój gest.

    -  Brakowało mi tego  -  wyszeptała i uśmiechnęła się lekko.

Mi też tego brakowało. Brakowało mi odpowiedzialności i potrzeby opiekowania się kimś. Zapomniałam już, jak to jest komuś pomagać. Dawniej kochałam wspierać Vi, opiekować się dziećmi z naprzeciwka. Brakowało mi tego.
Odsunęła się ode mnie i utkwiła wzrok w moich oczach.

    -  Ale najpierw muszę wszystko ci wyjaśnić. To będzie trudne...

Widziałam jak drżała. Chwyciłam ją za rękę.

    - Spokojnie. Nie śpiesz się. Pamiętaj, że ci pomogę. Wysłucham cię.

Pokiwała głową, a jej złote włosy opadły na jej twarz. Odwróciła się w moją stronę i zaczęła opowiadać mi wszystko po kolei.
Nie spodziewałam się, że dźwiga tak wielki ciężar. Całą sobą skupiłam się na jej słowach, które wypowiadała bardzo powoli. Tego dnia zrozumiałam, że nie jestem jedyna.

Ona też cierpiała.

Napraw Mnie ✔Where stories live. Discover now