Dwa

2.5K 150 9
                                    

Do Zakopanego przyjechali kilka dni wcześniej niż planowali. Chcieli mieć trochę czasu na odstresowanie się, krótkie spotkania z rodziną i przyjaciółmi z okolic. Następny odpoczynek był zaplanowany dopiero po sezonie, więc starali się wycisnąć wtedy jak najwięcej. Kamil zdecydowaną większość wolnego czasu spędzał w domu na rozmowie z żoną, razem próbując znaleźć sposób na jego, miejmy nadzieję, chwilową niedyspozycję. Maciek wrócił do rodzinnej miejscowości, ale nie udało mu się zabrać ze sobą kobiety- nie chciała ona wpraszać się niepotrzebnie, nadużywać gościnności jego krewnych. Wolała spacerować po ulicach miasta, lecz już nie miała zamiaru robić tego wieczorami. Wydarzenie sprzed kilku tygodni zostawiło po sobie ślad i nie była już tak pewna siebie, jak niegdyś.

Spojrzała się przed siebie. Wśród ludzi w kurtkach ciemnego koloru, rzuciła jej się w oczy jedna, która zdecydowanie kontrastowała z pozostałymi. Kiedy jej właściciel dostrzegł brunetkę, czym prędzej pobiegł jej na spotkanie.

- Lena, Jezusie, szukam cię od rana- wypuścił powietrze.

- Markus? Co tutaj robisz?- nie ukrywała zdziwienia.

- Kadra będzie pojutrze, udało mi się ubłagać, żeby puścili mnie wcześniej. Chciałbym porozmawiać- uśmiechnął się słabo.

Zmieszała się. Uciekła wzrokiem na wystawę sklepową.

- O czym?

- Nie odbierasz ode mnie telefonów, nie odpisujesz na wiadomości, unikasz mnie jak ognia. Ja już tak nie mogę.

Przeniosła się do bocznej alejki. Podążył za nią facet, bezskutecznie próbując nawiązać z nią kontakt wzorkowy.

- Między nami już wszystko skończone- powiedziała, siląc się na jak najbardziej stanowczy ton.

- Przecież wiesz, że nie- odpowiedział miękko- Nie tęskniłaś za mną od tamtego czasu?

Zawahała się przez moment, ale mimo to pokręciła głową. Zaśmiał się.

- Brakowało mi tego- sięgnął po jej rękę, lecz cofnęła ją chwilę później- Ta twoja upartość... ile bym dał, żeby znowu jej doświadczyć.

- Przestań- przygryzła na moment wargę- Nie wrócę do ciebie. Zostaw mnie.

- Nie chciałabyś, żeby było tak jak kiedyś? Żebym zrobił ci rano śniadanie do łóżka, dał całusa w policzek, podarował twoje ulubione kwiaty?

Broniła się rękami i nogami, byleby tylko nie zacząć wyobrażać sobie tych wszystkich rzeczy. Z marnym skutkiem. Do oczu zaczęły napływać łzy z tęsknoty za tymi wszystkimi przejawami miłości, po których teraz nie ma śladu, a kiedyś były dla niej codziennością.

Spuściła głowę, nie chcąc dać po sobie czegokolwiek poznać.

- Piękna...- założył jej kosmyk włosów za ucho, po czym przeszły ją przyjemne dreszcze po całym ciele- Proszę, daj nam szansę...

- Nie mogę- po policzku spłynęła jej jedna łza- Ciebie ciągle nie ma, wyjeżdżasz na zgrupowania, zawody...

- Rozmawiałem niedawno ze związkiem, wiesz? Potrzebują rzecznika prasowego, poprzedni znalazł coś innego w Niemczech. Są szczerze tobą zainteresowani- uśmiechnął się, prosząc w myślach, by się zgodziła.

- Byłabym blisko ciebie?

- Prawie, że cały czas.

Wzięła głębszy oddech, starając się nie rozpłakać się całkowicie.

- Pomyślę.

Pokiwał głową.

- Więc...

- Nie wiem. Raczej nie.

Solitary || Peter Prevc ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz