Rozdział 2

73 2 0
                                    


Ashley

- No, nie płacz już. Spokojnie, to jeszcze nie koniec świata.

- Ale on to widział! To chyba jakiś koszmar!- ryczałam, wtulając się w tandetną, białą bluzkę mojej psiapsióły, przy okazji brudząc ją resztkami czarnego tuszu.

- Kurde Ashley! Ubrudziłaś moją najlepszą bluzkę! Jak mam się teraz pokazać chłopakom! – krzyknęła, szybko odsuwając się ode mnie.

- Nie martw się. Obojętnie jaką bluzkę założysz i tak nikt na ciebie nie spojrzy. Chyba, że ze współczuciem.- wkurzona wstałam i spojrzałam jej w oczy.

Nagle podniosła rękę i wymierzyła go w mój lewy policzek. Ból rozszedł się po mojej gębie. Nie chciałam być gorsza od tej zdziry i jak lwica rzuciłam się na jej farbowane kłaki, będące w moich myślach schorowaną zebrą oddzieloną od reszty stada.

- Ty czarownico, chyba ci coś spływa!

- Zamknij się, lepiej mieć rozmazany makijaż niż go brak! A tak poza tym gdzie jest najbliższy kosz dla potrzebujących, na pewno spodoba im się twój T-shit*!

Tarzałyśmy się po ziemi, gdy nagle poczułam silne przedramię na klatce piersiowej.

- Spokojnie dziewczynki. Wiem, że jestem zajebisty, ale żeby od razu się o mnie bić?- usłyszałam anielski głos z zagranicznym akcentem.

***

Ben

Dzień wcześniej

Założyłem swoje lamerskie okularki i ruszyłem w stronę bramek. Pokazałem jeszcze raz paszport i bilet z wykupionym miejscem w strefie Vip i wszedłem na pokład samolotu. Rozwaliłem się w fotelu i zamknąłem swoje piękne oczy, które pozazdrościł by mi sam Nicholas Hoult.

- Coś dla Pana?- usłyszałem wysoki głos stewardessy.

- Macie coś z procentami?- spytałem znudzony, otwierając moje patrzałki.

- A masz skończone osiemnaście lat?

- Benjamin Parker.

- Nie rozumiem...

- Tak się nazywam złotko. Kojarzysz George'a Parker'a?

- Oczywiście, że kojarzę. To jeden z najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii... A co to ma wspólnego z tobą?

- Te same geny, skarbie.- powiedziałem rozbawiony tą sytuacją i posłałem jej mój perfekcyjny uśmiech numer pięć, pokazując fotkę uśmiechniętego ojca z kolorowego pisma. Nie dało się nie zauważyć podobieństwa.

- Och, proszę mi wybaczyć. Już Panu nalewam.- powiedziała zawstydzona, wyjmując kilka buteleczek jakiegoś mocnego trunku.

Potem urwał mi się film.

***

Ben

Wszedłem do mojej nowej budy. Nie wyglądała jakoś specjalnie, po prostu zwykłe liceum. Chodziłem po korytarzach nie mogąc znaleźć sekretariatu. Po drodze zobaczyłem wodopój, jak w każdym amerykańskim filmie. Spojrzałem się jak mały strumień wody ląduje w gębie jakiegoś goryla i nagle zachciało mi się strasznie szczać. Czując pilną potrzebę ruszyłam szukać łazienki. Skręciłem w lewo i los się do mnie uśmiechnął, ponieważ od razu zauważyłem drzwi z plakietką. W drzwiach minąłem jakiegoś przystojnego gościa i rozmazaną dziewczynę. Nie patrząc na tą druga osobę ruszyłem się odlać.

Czując jeszcze ogromnego klocka próbującego wydostać się na zewnątrz jak czarny ptak chcący uwolnić się z ciasnej klatki, usiadłem na klopie i pozwoliłem działać naturze, parłem jak kobieta której odeszły wody. Po dziesięciu minutach wydałem na świat mojego potomka stworzonego z wczorajszego obiadu. Spuszczając go, z oka popłynęła mi z słona łza.

Smutny po stracie „syna", wyszedłem z miejsca które zawsze pozostanie w moim sercu.

- ... bo podoba mi się twój T-shit*!- usłyszałem jakieś wrzaski, więc otarłem łzę i ruszyłem zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Oczywiście po umyciu moich delikatnych rączek.

Moim patrzałkom ukazały się dwie dziewczyny tarzające się po ziemi i szarpiące się za blond włosy. Widząc, że wszyscy ich bójkę mają głęboko w dupie, ruszyłem w ich stronę odciągając jedną z nich. Nie był bym sobą gdybym tego nie skomentował.

*****************************

Witamy w kolejnym rozdziale! Mamy nadzieje, że się podobał i poprawił wam humor przed kolejnym tygodniem szkoły/pracy :) Postaramy się dodawać nowy rozdział co tydzień. Jeżeli zobaczyliście błędy to śmiało piszcie! Zapraszamy też do komentowania i głosowania. To dla nas duża motywacja. Do nastepnego!

PS: Mamy nadzieje, że ktoś to w ogóle czyta xD

* - błąd specjalnie ( j. ang. shit -gówno). Zrozumieliście aluzję? ;)

Krwawa Rzeź MiłościWhere stories live. Discover now