Wróg z dawnych lat

6.3K 277 78
                                    

*Lloyd*

W Ninjago zapanował spokój. Od długiego czasu, żaden z nas nie miał wezwania na misję, można powiedzieć, że byliśmy na bezterminowym urlopie. Razem z Colem i Jayem szliśmy ulicami miasta. Witaliśmy się z innymi mieszkańcami Ninjago. W pewnej chwili, gdy mijaliśmy listonosza z pocztą - Jay znowu zamówił z Zanem jakieś gry na konsole - usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Głos dochodził z jednego z zaułków.
Ja– Ruszamy.
Obaj kiwnęli głowami na zgodę. Pożegnaliśmy się z listonoszem i pobiegliśmy w strone wołania o pomoc. Wbiegliśmy w zaułek. Na ziemi leżała nieprzytomna dziewczyna, ktoś ją pobił. Była cała w siniakach, a z jej czoła powoli płynęła krew.
Jay– Co teraz zrobimy?
Ja– Chodźmy z nią na Perłę. Cole, jako że jesteś najsilniejszy, to ty ją weźmiesz.
Czarny ninja jedynie przewrócił oczami. Podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce. Szybko ruszyliśmy na Perłę. Na szczęście była niedaleko.

Perła

Byliśmy w pokoju Pixal, razem ze wszystkimi ninja... No i samą Pixal. Bez zapowiedzi weszliśmy do jej pokoju, kiedy akurat tam była. Tylko w jej pokoju był system do badań. Zane'owi chwilę to zajęło, ale w końcu przebadał ją.
Zane– Nic jej nie będzie. Została mocno poturbowana, straciła trochę krwi, ale powinna niedługo się obudzić.
Nya– Gdzie wy ją znaleźliście?
Jay– Była w jednym z zaułków.
Nya jedynie kiwnęła głową.
Nya– Chodźcie. Skylor mówiła ze potrzebuje pomocy w kuchni.
Kai– Przecież ona potrafi gotować.
Nya– No racja... Jay był w kuchni.
Pixal– To wszystko wyjaśnia.
Jay– Ej! Ja umiem gotować! Raz pomyliłem ocet z probówką Zane'a. Nie moja wina że Lloyd świecił się przez tydzień!
Na samo wspomnienie, aż przeszły mnie dreszcze. To był okropny tydzień. Akurat w tym samym czasie, walczyliśmy z przestępcą działającym tylko i wyłącznie w nocy. Zostałem odsunięty od misji.
Skylor– Jay ja Cię zabiję!
Ja– Idziemy!
Wyszliśmy i poszliśmy do kuchni pomóc Skylor, która walczyła z jakimś ciastowym mutantem z pomocą wałka... Jay po raz kolejny pomylił probówkę Zane'a z jakimś składnikiem. Powinien je podpisywać, lub trzymać z dala od kuchni.

*Andi*

Gdzie ja jestem? Au, moja głowa. Musze stąd jak najszybciej wyjść i wrócić. Powoli wstałam z dziwnego metalowego łóżka o ile w ogóle można było nazwać to coś łóżkiem. Otworzyłam drzwi i po prostu wyszłam. Gdziekolwiek byłam, jeśli to była jakaś strzeżona placówka, to mają fatalną ochronę. Rozejrzałam się wokół siebie. Byłam na latającym statku. Podeszłam bliżej lewej burty, żeby wszystkiemu się przyjdzieć. Nagle w drzwiach pojawili się... Ninja? To oni nie opuścili Ninjago?
Sensei– Widzę ze wstałaś.
Ja– Cześć...
Sama w sumie nie wiedziałam co powiedzieć. W końcu uratowali mi życie.
Ja– Jestem Andrea, ale możecie mi mówić Andi.
Zielony Ninja– Andi?!
Ja– Właśnie się tak przedstawiłam... A ty to?
Zielony ninja zajął kaptur, pokazując swoją paskudną twarz. Od razu poznałam tego śmiecia.
Ja– Lloyd?!
Lloyd– Ta...
Ja– Co ty tu robisz? Czemu udajesz Zielonego Ninja?
Lloyd– Ja tu mieszkam i tak się składa, że rozmawiasz z najprawdziwszym Zielonym Ninja.
Zepsuł mi plan... Cały mój doskonały plan! Szlag by to.
Ja– Czemu to musiałeś być akurat ty!
Lloyd– Mi też się to nie podoba.
Ja– Macie lądować. Natychmiast!
Oni jedynie stali w miejscu. Lloyd był wysunięty na czele i patrzył w moją stronę z wyższością. Zdobiłam krok w przód, gdy nagle zakręciło mi się w głowie. Przed oczami widziałam czarne plamki ustrudniające mi ostrość widzenia. Upadłam na pokład i zemdlałam.

Później

Obudziłam się z bólem głowy w tym samym niewygodnym łóżku co na początku. Nade mną stali ninja - czarny, niebieski, biały i czerwony.
Ja– Długo byłam nieprzytomna?
Niebieski Ninja– Może z dwie godziny. W tym czasie przeszedłem cztery poziomy gry na konsole.
Biały Ninja– Przecież nie masz zegarka.
Niebieski Ninja– No wiem. Ale czas gry mówi że ponad dwie godziny tu leżała.
Biały Ninja– Zaraz... Grałeś beze mnie?!
Gdy tamtych dwoje kłóciło się o jakąś grę na konsole, podszedł do mnie czerwony ninja.
Czerwony Ninja– Pozwól że się przedstawimy. Jestem Kai mistrz ognia... Ten wesołek to Jay mistrz piorunów. Biały to Zane mistrz lodu. A ten tu czarny to Cole mistrz ziemi.
Ja– Miło mi was poznać. Przykro mi, ale za bardzo się nie poznamy. Mam zamiar opuścić ten statek jak najszybciej, gdy tylko dojdę do siebie.
Kai– To przez Lloyda?
Ja– Błagam Cię, nie mów mi o nim! Nie znoszę go!
Jay– Można wiedzieć czemu?
Ja– Nie, nie mam na to ochoty o tym rozmawiać. Teraz was przepraszam ale musze iść.
Jay– Dokąd niby?
Zane– Lepiej nie.
Cole– Zane ma racje. Musisz odpocząć.
Chciałam już coś powiedzieć, że nie muszą traktować mnie jak dziecko. Nie zdążyłam, bo po chwili przerwało nam skrzypienie drzwi. Do pokoju weszła jakaś dziewczyna o krótkich czarnych włosach. W rękach trzymała miskę z jedzeniem.
Jay– Nya! Co przyniosłaś?
Nya– Jedzienie dla Andi.
Podała mi miskę z rosołem. Spojrzałam na nią nie ukrywając zdziwienia.
Ja– Dla mnie?
Nya– Tak, prosze. Nie bój się, Jay nie zbliżał się do kuchni
Jay– Ej!
Kai– Przykro mi to mówić, ale jesteś fatalnym kucharzem.
Jay– Dzięki...
Kai– Mówię serio, gorszego nie jadłem w życiu!
Jay– Załapałem...
Kai– Normalnie już wolałbym...
Jay– Dobra skończ w końcu!
Zaśmiałam się pod nosem. Gdy się kłócili, wyglądali jak jedna wielka szczęśliwa rodzina... Nie podobało mi się to.
Ja– Kto to gotował?
Nya– Lloyd... Ale on nie wie, że to miało być dla Ciebie.
Ja– Wątpię... Pewnie wie i zatruł zupę. Już w dzieciństwie spróbował się mnie pozbyć.
Jay– Jak ty nie chcesz, to ja chętnie przygarnę.
Ja– Proszę bardzo.
Podałam mu talerz z zupą. Jay zaczął jeść rosół, gdy wszyscy patrzyli w jego stronę jak na idiotę.
Jay– Nie, nie ma ani grama trucizny.
Nagle do pokoju wszedł Lloyd. Gdy tylko mnie zobaczył, przewrócił oczami z dezaprobatą.
Lloyd– Usłyszałem waszą rozmowę Nya. Eiedziałem że rosół jest dla niej. Niechętnie, ale zrobiłem dla niej jedzenie... I nie, nie zatrułem go.
Ja– Nie wierze Ci!
Lloyd– I dobrze!
Wstałam z metalowego łóżka. Zane próbował mnie powstrzymać, lecz nie pozwoliłam mu. Stanęłam twarzą w twarz z legendarnym Zielonym Ninja. Już na sam widok niedobrze mi się robiło, a co dopiero, gdy stałam blisko niego.
Ja– Jakbyś niewiedział, to mam Cię już dosyć!
Lloyd– Przynajmniej w jednej sprawie się dogadaliśmy!
Sama niewiedziałam co powinnam powiedzieć, jak zareagować. Wróciłam do starego dobrego sposobu, na wykręcenie się z tego absurdu.
Ja– Po prostu stąd pójdę...
Wybiegłam z pokoju, próbując utrzymać na tyle siły, żeby wrócić na stały ląd. Przeszłam przez cały pokład i stanęłam na dziobie. Zamierzałam wyskoczyć, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam za siebie. Dostrzegłam brązowe oczy oraz ten sam zadziorny uśmiech co jeszcze kilka sekund temu. Tym kimś był Kai.
Ja– Puszczaj mnie!
Kai– Nie pozwolę Ci wyskoczyć. Dziewczyno, chcesz się zabić?
Ja– Nic mi nie będzie!
Kai– Nie puszczę Cię.
Stanęłam mu piętą na stopie. puścił mnie, chwytając się za stopę. Wykorzystałam jego chwilę nieuwagi. Weszłam na dziób i wyskoczyłam... Tak po prostu. Kilka metrów niżej, wywołałam swojego smoka żywiołu. Podleciałam nim wyżej, na wysokość statku. Spojrzałam na pokład i zobaczyłam zdziwioną minę Kaia... W sumie to dobrze, jeszcze nie raz ich zaskoczę. Kazałam smokowi lecieć dalej, po prostu żeby leciał przed siebie.

***

Cześć wam. Jak wam się spodobał rozdział? To będzie nowa książka. Mam nadzieje ze się spodoba.

Dawny wróg LloydaWhere stories live. Discover now