Przesłuchanie

559 56 15
                                    

Oho, znów poniedziałek. A nie mówiłam, że weekend zawsze zlatuje mi w mgnieniu oka?
Miałam dzisiaj sen. Dziwny sen. Śniło mi się, że jadłam kolację z Kirkiem w bardzo eleganckiej restauracji, zupełnie nie rozumiem dlaczego. Przecież ani on, ani ja nie mamy za wiele kasy, do tego nawet nie lubimy jadać w takich miejscach. Naprawdę tego nie rozumiem.
Tym razem miałam ochotę ubrać się jakoś ładnie, tak wyjątkowo. Nie, nie liczyłam na to, że Pan Hammett po mnie przyjdzie i zabierze do restauracji. Tak po prostu chciałam dobrze wyglądać, miałam jeszcze dużo czasu do wykorzystania na makijaż i wybranie ciuchów, więc dlaczego nie?

Umyłam się i ogólnie ogarnęłam (nie będę już wchodzić w szczegóły).
Gdy byłam już piękna, gładka i pachnąca, przyszedł czas na wybranie ciuchów. Po przerzuceniu warstwy muzycznych koszulek, dotarłam do pięknej beżowej koszuli, a do niej wygrzebałam czarną dopasowaną spódnicę. Wyglądałam naprawdę ładnie i dojrzale. Teraz czas na (o zgrozo!) makijaż.
Po około dwunastu próbach zrobienia perfekcyjnej kreski, nareszcie mi się udało. W sumie to była trochę krzywa i za długa, ale to nic, dla mnie wyglądała wtedy perfekcyjnie.
Oho, no tak, jeszcze drugie oko.

Po jakiejś godzinie męki z makijażem w końcu jakkolwiek wyglądałam. I tym samym byłam już o trzynaście minut spóźniona do pracy, mogłam się tego spodziewać.

W pracy okropnie się nudziłam, jak to w poniedziałki w barze. Nudziłam się tak, że zaczęłam śpiewać za ladą Stairway to Heaven Zeppelinów. Jeden człowiek czytający gazetę przy kuflu piwa spojrzał się na mnie i uśmiechnął przysłuchując się jak śpiewam, na co ja oczywiście odwzajemniłam ten miły gest. Trochę się speszyłam, bo śpiewałam już trochę ciszej. Nie opluł mnie, nie powiedział nic niemiłego, nawet się nie skrzywił, więc chyba nie wychodzi mi to tak źle.. Śpiewałam zatem dalej, naprawdę mi się to spodobało. Poczułam, że to właśnie do tego wybrał mnie Stwórca, kimkolwiek On (a może Ona?) jest.
Myjąc kolejne stoliki i podśpiewując kolejne piosenki, usłyszałam, że ktoś wszedł.
- Cześć, kochanie.
Oho, no pięknie, Kirk..
- Cześć. - odburknęłam.
- Cudownie śpiewasz. I naprawdę fantastycznie wyglądasz. - uśmiechnął się.
Jezus Maria, jakim cudem on to słyszał? Swoją drogą miło, że zwrócił uwagę na mój strój.
- Taa, dzięki. Powiedz lepiej po co tutaj przyszedłeś.
- Chciałem ci przypomnieć abyś dziś wpadła i nam coś zaśpiewała. Bo inaczej..
- Tak, tak, wiem, sam po mnie przyjdziesz..
- Widzę, że już mnie trochę znasz, skarbie.
- Idź już, jestem w pracy.
- Musisz być bardzo zapracowana.. - spojrzał znacząco na dwóch facetów jedzących obiad przy stoliku, którzy byli aktualnie jedynymi klientami baru.
- Tak, jestem. Muszę jeszcze umyć stoliki i przeliczyć kasę, niedługo wychodzę.
- No dobrze, dobrze, już ci nie przeszkadzam, tylko bądź punktualnie.
- Wyjdź już. - przewróciłam oczami. Chyba naprawdę wyglądałam na zirytowaną.

Po pracy powtórzyłam poranne czynności, aby znów wyglądać świeżo i pięknie. Zmieniłam jednak strój. Trampki, jeansy i koszulka The Misfits wydają się być dobrym pomysłem, teraz nie opłaca mi się wyglądać elegancko i kobieco.
Nawet makijaż mi się udał. I wykonałam go w mniej niż godzinę, ha!

Po chwili znajdowałam się na miejscu. Nie spóźniłam się, byłam nawet kilka minut przed czasem. Drzwi jak zawsze otworzył mi mały Duńczyk, Lars.
- Cześć, kochana! - krzyknął, po czym mocno mnie uściskał. To wydawało mi się trochę dziwne, ale chłopaki uspokoili mnie, że on już tak ma gdy kogoś lubi i zaproponowali aby nie zwracać na niego uwagi.
- Cześć, Lars.. - odpowiedziałam, po czym udałam się do Kirka, na co on przywitał mnie wielkim uśmiechem.
- O, Kate, myślałam, że nie przyjdziesz, wydawałaś się bardzo zdenerwowana, gdy cię odwiedziłem.
- Bo byłam. Ale już jest lepiej. To kiedy mam śpiewać?
- Tak od razu? Nie chcesz się czegoś napić, wyluzować? - powiedział zachęcająco.
- Nie, nie chcę. Chcę mieć to już za sobą i stąd wyjść. - zupełnie nie rozumiem, dlaczego byłam aż tak niemiła. Miałam udawać delikatnie wkurzoną, ale chyba się w to za bardzo wciągnęłam.
- Z ciebie jednak jest trudna laska. Może jednak trochę alkoholu dobrze ci zrobi. - podał mi puszkę piwa. Wzięłam bez słowa, jednak nawet jej nie otworzyłam. Postanowiłam, że trochę zmienię moje podejście, bo bardzo chciałam śpiewać w zespole, a kto przyjąłby tak niemiłą, wiecznie obrażoną dziewczynę?

Nadszedł ten czas. Przyszedł Marc, Kirk nas sobie przedstawił. Wydawał się być naprawdę fajnym gościem. Miły, zabawny, inteligentny i przystojny. Ciemne falowane blond włosy spływały niedbale na wyrzeźbione ramiona, oczy były prawie takie jak u Kirka. Prawie, bo jego oczu nie ma żadna inna osoba na Ziemi. Żadna. I nie mam co do tego wątpliwości. Cóż mogę powiedzieć, Kirk mimo wszystko jest lepszy, lecz zupełnie nie wiem dlaczego.
Chwilę pogadaliśmy, okazało się, że chłopak jest tak wielkim fanem komiksów i horrorów jak Pan Hammett, pewnie dlatego się tak zakumplowali.
W końcu zapytali się, co śpiewam.
Gdy im odpowiedziałam, nawet Lars tańczący przy patelni nieudolnie próbując coś ugotować, spojrzał na mnie.
Z dumą powiedziałam, że zaprezentuję Highway to Hell AC/DC.
Zaczęłam.

Livin' easy
Livin' free
Season ticket on a one way ride
Askin' nothin'
Leave me be
Takin' everythin' in my stride
Don't need reason
Don't need rhyme
Ain't nothin' that I'd rather do
Goin' down
Party time
My friends are gonna be there too

Widziałam ich miny, byli pod wielkim wrażeniem, czekali tylko na refren. Postanowiłam, że dam teraz z siebie wszystko.

I'm on the highway to hell
On the highway to hell
Highway to hell
I'm on the highway to hell

Po skończonym występie Kirk i Marc otworzyli usta ze zdziwienia. Cliff oraz James zaczęli klaskać, a Lars podbiegł do mnie mówiąc że jestem fantastyczna, wtulając się we mnie mocniej niż przedtem.
To było po prostu genialne, nie do opisania. Gdy po tylu latach odkrywasz tak wielki talent i wszyscy go doceniają..
- I jak mi poszło? - zapytałam pewna siebie.
- Dziewczyno, jeszcze się pytasz? Musisz być w moim zespole. Po prostu musisz. Jesteś niesamowita. - odpowiedział zdumiony Marc.
Chyba się zarumieniłam.
- To wy sobie pogadajcie, a ja poduczę naszą małą gwiazdę grania na gitarze. - oznajmił Kirk.
Wiedziałam, że chce mnie przelecieć. To dało się wyczuć od niego na kilometr, lecz mimo to za nim poszłam.

Ku mojemu zdziwieniu, podał mi swoją gitarę, usiadł koło mnie i zaczął instruować jak mam ją trzymać, jak najlepiej ułożyć ręce, zaczął uczyć mnie podstaw. Na początku on trzymał progi, ja tylko szarpałam struny. Czułam się wtedy przy nim wspaniale. Wydawał się taki.. opiekuńczy i miły. Jednocześnie męski. Zauważyłam, że nie zależy mu tylko na seksie. Może jednak ten facet ma jakieś uczucia? Jeszcze nigdy nie widziałam w nim kogoś takiego. Nigdy.

Po jakiejś godzinie stwierdziłam, że jestem już naprawdę zmęczona i chciałam wracać do domu. Kirk tylko zaproponował abym przespała się w jego łóżku, a on może spać gdzieś indziej. Czułam się zbyt przemęczona aby się nie zgodzić. Położyłam się i już zasypiałam, gdy ktoś wszedł do pokoju. Cóż, był to Pan Hammett. Zamknął za sobą drzwi i przytulił mnie od tyłu, szepcząc, że przecież nie będzie spał na kanapie..
Od razu wyobraziłam sobie ten jego triumfalny uśmiech, który na pewno zdobił jego twarz gdy to mówił.
Moje zmęczenie wygrało z chęcią zwalenia go z łóżka i w końcu poszliśmy spać.
Ten dzień był wyjątkowo udany. Zamierzam gościć tu częściej.

_______________________________________

Chciałabym Wam bardzo podziękować za 500 wyświetleń, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Gdy zaczęłam pisać, nie sądziłam nawet, że ktoś to będzie czytał.

+ nie zapomnijcie dać gwiazdki czy komentarza, to dodatkowa motywacja dla mnie, dzięki której pojawianie się kolejnych rozdziałów może się znacznie przyspieszyć :)

Jeszcze raz wielkie dzięki, kochani! ❤

NoiseDove le storie prendono vita. Scoprilo ora